wtorek, 11 grudnia 2012

35 "Jakoś w styczniu wyprowadzamy się"

Ciągła rutyna. Siedziałam na kanapie, wstałam zrobić sobie herbatę i z powrotem na kanapę, mój uporządkowany plan dnia zaburzył jeden mulat, któremu zachciało się mnie gdzieś wyciągnął, momentalnie zaprzeczyłam, to zaproponował żebyśmy po prostu porozmawiali, zgodziłam się. Czekałam na niego, owinięta kocem.
W końcu przyszedł, krzyknęłam "Otwarte" nie chciało mi się wstało.
-Czy ty wiesz, że jakiś typek kręci się koło twojego domu? - Zayn usiadł koło mnie.
Wstałam, podeszłam do okna, lekko odsłoniłam firankę i popatrzyłam na mężczyznę stojącego przy furtce.
-To mój ojciec. Chcesz herbatę? - chłopak kiwnął głową, poszliśmy do kuchni, postawiłam wodę i usiedliśmy.
-Myślałem, że nie żyję.
-Bo nie żyję, znaczy, żyje, ale nie ten. - zaczęłam pl.
-Co? - zaśmiał się.
-Ten z Chicago umarł, ale jak byliśmy tam to mama powiedziała mi, że mój prawdziwy tata mieszka tu, byłam u niego, ale chciał mnie przekupić żebym dała mu spokój. Nie miałam kiedy ci powiedzieć.
-Może do niego wyjdziesz? Albo zaprosisz do środka? 
-Nie. Nie mam ochoty. - westchnęłam. - W sumie czemu nie. - wzruszyłam ramionami.
Ubrałam sweter i wyszłam. Oparłam się o drewnianą belkę, która miała służyć za wejście na werandę. 
Stał tyłem i nie zauważył jak wyszłam.
-Eghm. Chce coś pan ode mnie? - lekko podniosłam głos, dając o sobie znać.
-Och, witaj. Ja chciałem porozmawiać. Trochę mi zajęło znalezienie ciebie. - uśmiechnął się, a ja dalej stałam jak kamień.
-To super, ale do rzeczy, trochę tu zimno. - nie chciałam zapraszać go do środka, więc jak najszybciej trzeba było go spławić.
Chciał poudawać tatusia a potem mnie zostawić? Czy ja na prawdę za mało się wycierpiałam?
-Chciałem cię bardziej poznać, wszystko odbudować. I przede wszystkim powiedzieć o tobie żonie i córce.
-Och, cóż za poświęcenie. Chce pan za to medal? To swoje współczucie niech pan sobie wsadzi najlepiej w kieszeń. Do widzenia. - wróciłam do domu.
-I? - zapytał Zayn, który ubierał kurtkę.
-Nic. - burknęłam. - Już idziesz?
-Tak i to z tobą. Nie masz nic do jedzenie. - narzucił na mnie płaszcz, wyprowadził z domu i zamknął drzwi.
-Ale jak? Będę chora. - jęknęłam.
-Chyba od siedzenia w domu. A, że jest zima jakiej nie było od parędziesiąt lat to dobrze ci zrobi.
-Wymądrzaj się dalej panie ważniaku. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Muszę ci coś powiedzieć, pewnie ci się to nie spodoba, ale muszę. - wziął głęboki oddech.
-No, słucham. - jeszcze nic nie zdążył powiedzieć, a mój brzuch chciał wylecieć w kosmos i z powrotem.
-Jakoś w styczniu wyprowadzamy się. - kopnął w lód.
-To chyba dobrze, no nie? Gdzieś w okolice, czy poza Londyn? 
-Do USA. - urwał.
Zatrzymałam się w połowie kroku, zapowietrzyłam się i zaczęłam kaszleć. Nigdy się tak nie czułam. Jakby mnie ktoś oszukał, a nikt nie obiecał, że chłopcy wiecznie będą przy mnie. Byłam cholernie zła, jakby to była Zayna wina.
Podszedł i mnie przytulił.
-Nie możesz mi tego zrobić. - nie płakałam, chyba mój zapas łez skończył się na jakieś dwa lata. 
-Musimy. Gdybym to ja decydował, oczywiście że bym tu został.
Nagle wszędzie błyskały flesze, czyli oczywiste było, że nas znaleźli. Trzeba było się zbierać. Chwycił mnie za nadgarstek i szybko prowadził przed siebie.
Zadzwonił mu telefon, puścił moją rękę i musiałam co parę kroków dobiegać do chłopaka. Kiedy zakończył połączenie zmienił kierunek.
-Coś się stało? - zapytałam dysząc.
-Idziemy do nas. W sensie do mnie do domu. 
-Co? Nie chce...
-Harrego zaraz jedzie. Do mamy, bo potem na święta jedzie do ojca.
Po paru minutach byliśmy w domu, Liam z Louisem i Niallem pojechali po zakupy. Byłam tylko ja Eleanor i Zayn.
Nie byłam tam odkąd wróciłam z Chicago po swoje rzeczy, jeszcze parę ich tu zostało, więc postanowiłam po nie pójść.
Wchodzenie do pokoju przywołało u mnie masę wspomnień, jak napisałam do niego list i prawie się na niego rzuciłam, żeby go nie zobaczył, kiedy pierwszy raz u niego spałam, kiedy wyciągnął mnie z więzienia, gdy spaliśmy razem z Niallerem, nasze całonocne rozmowy.
Nasze zdjęcie było na szafce nocnej, tam gdzie wcześniej, zanim nim rzuciłam. Usiadłam na łóżku i wzięłam je do ręki.
Brakowało mi go, czułam się pusta. Zmieniłam się, rzadko się uśmiechałam, nie mówiąc już o radości, tylko on mógł mi to dać i przywrócić dawną mnie.
I wtedy wszedł do pokoju, ubrany w brązową kurtkę, czarne rurki, z torbą na ramieniu, miał płatki śniegu na włosach i wielkie zdziwienie na twarzy.
-Ja... - szybko odłożyłam zdjęcie na miejsce. - Przyszłam tylko po swoje rzeczy, przepraszam. - wydukałam i spuściłam wzrok.
-Miło cię widzieć. - usłyszałam po głosie, że się uśmiechnął.
Wstałam, wzięłam torbę ze swoimi rzeczami, chciałam wyjść, ale on stał na przejściu.
-Mogę? - popatrzyłam na niego. 
-Tak, jasne. - przesunął się.
A ja poszłam jakby strzelili z pistoletu oznaczającego początek biegu. Ale jeszcze na chwilę przystanęłam.
-Wesołych świąt. - uśmiechnęłam się.
-Wesołych świąt. - również w jego głosie dało się wywnioskować, że się uśmiecha. 
Kiedy już zeszłam na dół, zadzwonił Freddie.
-Halo? - bardziej zadałam pytanie.
-No cześć. Jak tam słońce? - w przeciwieństwie do mnie, od niego nawet przez telefon tryskała radość.
-A jak ma być? - podirytowałam się.
-Coś nie tak? - zmartwił się.
-Nie, wszystko okej. Przepraszam. Chłopcy przeprowadzają się do USA.
-To chyba dobrze. Będą lepiej się rozwijać, a poza tym będziesz mogła o nim szybciej zapomnieć.
-Dobra, dobra. - chciałam, żeby przestał. Nie miał prawa wypowiadać się o tym, chociaż? Nie wiem czemu byłam tak drażliwa jeśli chodziło o Harrego, nie chciałam o nim zapominać, nie chciałam, żeby wyjeżdżał. - Coś się stało?
-Święta spędzamy w Exeter. U mojej rodziny.
-Jak to my? Co masz na myśli?
-No, że jedziesz ze mną.
-Ale ja nie... 
-Maggie proszę cię, nie próbuj się wymigiwać.
-Freddie nie jadę z tobą na święta. Dziękuje za propozycje, ale z niej nie skorzystam.
-A...
-Nie. - przerwałam mu. - I nawet nie próbuj mnie przekonywać. 
-Jutro wpadnę. Do zobaczenia. - był zły i obrażony. No, ale przecież zmusić mnie nie mógł.
Po tym jak się rozłączył wróciłam do salonu.
-To on? - zapytał Zayn nie spuszczając wzroku z telewizora.
-Tak i on ma imię. - usiadłam koło Eleanor.
-Co chciał? - zapytała.
-Zaprosić mnie na święta.
-I co? Zgodziłaś się? - wypytywali dalej.
-A co to jakieś przesłuchanie? A jak bardzo to was ciekawi to nie, nie zgodziłam się.
-I dobrze. - mruknął mulat.
-Też mnie to cieszy. - El przyznała mu rację. 
-Co was ugryzło? Przecież ja i Freddie... - zabrakło mi słów.
-Właśnie, co ty i Freddie? W końcu się określicie? - nalegał Zayn.
-Ja... Znaczy my... Bo ja nie wiem... Ja nie mówię, że to związek do końca życia, ale że przyjaźń do chyba też nie.
-Czyli jesteście razem? - El dalej dociekała, nie dając mi się zastanowić.
-Chyba... nie. Ja nie chce zaczynać niczego nowego, póki... Póki go kocham. - podciągnęłam kolana pod brodę.
-Och. - Eleanor powiedziała tylko tyle, zauważyła, że sytuacja zrobiła się niezręczna i poszła do kuchni po coś do picia.
-Eghm. To miłych świąt. - powiedział Harry, który stał tuż za mną, wszystko usłyszał. - Jak wrócę od mamy, wy już będziecie u rodzin, więc zobaczymy się dopiero na Sylwestra.
Zayn wymienił z nim parę słów, a ja siedziałam jakby mnie tam w ogóle nie było. Kiedy wychodził, nachylił się nade mną i pocałował mnie w policzek. Dreszcze przeszły całe moje ciało.



CZEEEEEEEEEŚĆ
rozdział taki z dupy, gorszego gówna nie mogłam chyba napisać, aż mi wstyd że to wstawiłam, próbowałam to jakiś naprawiać, ale chyba nic z tego
dziękuje Wam za to że wciąż pomimo moich upadków jesteście ze mną
siedem tysięcy  ♥
do następnego
xoxo    
                   

2 komentarze:

  1. Podoba mi się. Nie jest zły. Za bardzo tragizujesz.
    Trochę żenujących sytuacji dla Maggie w tym rozdziale, ale dobrze jej tak, niech ginie, bo jest głupia. hehehehehehehehhhee.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam Maggie jest głupia, Harry powinien być z kimś odpowiednim, jak na przykład ja *u*-M.

    OdpowiedzUsuń