piątek, 29 listopada 2013

ROZDZIAŁ 40

-Nie uważasz, że to żenujące? On jest u swojej byłej, a ty zamiast o niego walczyć pijesz wódkę, grasz na fortepianie i użalasz się nad sobą. - Louis wszedł do mojego pokoju. - O w końcu poszłaś na zakupy, tylko chyba miałaś kupić jedzenie.
-Kupiłam. - mruknęłam. - Skąd się tu wziąłeś?
-Wpadłem przez komin. - westchnął. - Weź się w garść Scarlett.
-Powinieneś odpoczywać, a nie łazić po znajomych.
-No fakt, mieszkamy od siebie parę kroków, zdecydowanie ktoś powinien mnie podwieźć. - usiadł obok mnie przy fortepianie.
-A co mam zrobić? Poczekam tutaj, aż sobie przypomni, że ma dziewczynę.
W sumie było nijako, na początku czułam się koszmarnie, poszłam na zakupy i na chwilkę się czymś zajęłam. Wróciłam do domu i zaczęłam pić, wszystko zniknęło i o to mi chodziło. Ale nie przewidziałam wizyty Louisa.
-Przecież tak nie może być. Zrób coś.
-A jeśli ona faktycznie nie daje sobie rady sama? - położyłam głowę na jego ramieniu.
-Ma tą niby przyjaciółkę, poza tym ciąża to nie jest wyrok śmierci, ani choroba, która ją wyniszcza.
W sumie miał racje, ale Harry nie chciał mnie słuchać w tych sprawach. Nic nie mogłam zdziałać. Nie można mu było przemówić to rozumu, zawsze wiedział lepiej, mimo, że wszyscy próbowali udowodnić, że jest w błędzie.Taki był Harry. Nie chciałam go zmieniać, w końcu to taki Harry mnie ujął i zrobił na mnie wrażenie. 
Czasami miałam wrażenie, że jest zbyt dobry, a ludzie to nadużywali, przez co on odsuwał swoje potrzeby i życie na dalszy tor. I ja również zostawałam odsuwana, albo mogłam się z tym pogodzić, albo z tym skończyć. A tego już nie potrafiłam, za dużo dla mnie znaczył, potrafiłam poświęcić wszystko, żeby spędzić z nim nawet te głupie pięć minut dziennie.
Rozmyślając stwierdziłam, że dla mnie też był zbyt dobry w paru sprawach, gdyby nie jego cierpliwość nie bylibyśmy ze sobą.
-Scarlett! Słuchasz mnie? - Louis mnie szturchnął łokciem.
-Co? Tak. Jasne, że słucham. - otrząsnęłam się.
-Telefon ci dzwoni. - wskazał na szafkę gdzie był mój telefon i obecnie wibrował.
-Halo. - odbierając zobaczyłam na wyświetlaczu, że Harry dzwonił.
-Jesteś w domu? Dojeżdżam do osiedla.
-Wow. Łaskawca chce się spotkać. - zaśmiałam się. - Czuję się zaszczycona.
Lou skarcił mnie wzrokiem i postanowiłam przystopować.
Minutę wcześniej myślałam nad tym jaki jest dla mnie miły, że powinnam się trochę uspokoić z tymi szczeniackimi sytuacjami, a właśnie robiłam to samo.
-Jesteś pijana? - jego głos stał się nerwowy.
I wtedy już wiedziałam, że nie będzie za miło.
-Ja? Nie. Oszalałeś?
Nie mogłam przestać chichotać i to mnie wydało, to było oczywiste, że Harry zrobi mi o to wojnę.
Chyba chciałam żeby był zły. Cokolwiek. Żeby się przejął. Żebym to w końcu ja była tematem jego przemyśleń.
-Z kim jesteś? Obiecaliśmy sobie... - zaczął krzyczeć na jakąś kobietę, która wbiegła mu przed samochód. - Co za ludzie. - westchnął. - A wracając do ciebie. Z kim pijesz?
-Sama. - nie chciałam wkopać Louisa, jeszcze jemu by się dostało przeze mnie, a po co? Poza tym on wcale nie pił, dotrzymywał mi towarzystwa.
-Kłamiesz. Nawet kiedy rozmawiamy przez telefon wiem, że kłamiesz.
-O co ci chodzi? Ty chodzisz do niej, a ja chce sama spędzać dnie.
Bzdura. Największa na świecie.
-Powiedziałaś...
-A co miałam powiedzieć?! Pomyśl Harry. - przyłożyłam rękę do czoła. - Do jutra. - rozłączyłam się.
Stwierdziłam, że do jutra. Gdybym tego nie powiedziała, nie dałby mi spokoju, a tak go trochę uspokoiłam, dając nadzieje, że odezwę się wieczorem, w celu umówienia się na następny dzień.
-Co za dupek. - westchnęłam i opadłam na łóżko.
-Miałaś o niego walczyć, a nie jeszcze bardziej was skłócać. - wstał. - Wiesz, że jak wytrzeźwiejesz to będziesz tego żałować.
Miałam ochotę zaprzeczyć i go wyśmiać, ale niestety miał rację.
-Muszę iść. Lepiej, żebym go pilnował. Jak chcesz to powiem Niallowi, żeby przy...
-Nie. - przerwałam mu. - Jest okej. Dzięki, że wpadłeś.
-Weź prysznic i się prześpij, to gówno szybciej z ciebie wyparuje. I najlepiej z nikim nie gadaj przez najbliższe pięć godzin. - podszedł i pocałował mnie w czubek głowy. - Trzymaj się mała.
Zasnęłam w salonie przed telewizorem, w środku nocy wrócił William i położył się obok mnie. Byłam już trzeźwa i wypoczęta, ale to nie zmieniło mojego złego humoru. Sama nie wiedziałam co mam myśleć. To wszystko było jakieś chore. Bycie z nim mnie niszczyło, ale kiedy go nie było obok umierałam z samotności.
Will mi poradził, żebym po prostu poszła do Harrego i z nim porozmawiała, na spokojnie, bez krzyków i wypominania.
Zwlekliśmy się z łóżka dopiero po południu. Nawet zrobiłam śniadanie, mimo tego, że nie miałam apetytu zjadłam z przyjemnością. 
Przebywanie z przyrodnim bratem sprawiało mi przyjemność, zdziwiło mnie to. Zawsze takie relacje są dość napięte i ludzie wolą być od siebie jak najdalej. William i tak za często w tym czasie w domu nie bywał.
Brata już straciłam, siostra została we Włoszech, tata był na wakacjach... Dopiero wtedy zaczęłam doceniać to, że mam przyrodnie rodzeństwo.
Naszą długą rozmowę przerwał telefon. Louis powiedział, że mamy problem i muszę przyjść, a jeśli nie, ktoś może ucierpieć po powrocie Zayna.
Nawet nie myślałam, szybko włożyłam trampki na stopy i wybiegłam. Nie zdążyłam zapukać, a Lou już stał w progu.
-O co chodzi?
-Harry wkurzył się o to, że Perrie cię rozpija i przez nią robisz robisz się nieznośna.
-Dobra Lou. Zrozumiałam. - przerwałam mu, nie chciałam tego słuchać, a wiedziałam, że lista jest długa. - Co było dalej?
-Na początku Zayn był spokojny i mówił, że Pezz do niczego cię nie zmuszała, ale jak zwykle Harry wie swoje. Zaczęli wyciągać swoje brudy i Zayn nie wytrzymał.
Złość rosła we mnie z sekundy na sekundę. Jak on mógł tak zrobić? Po co?
Gdybym nie chciała to bym nic nie robiła. W większości sytuacji to właśnie ja namawiałam Perrie.
Wyminęłam Tomlinsona i ruszyłam do pokoju Hazzy.
Zastanawiałam się jak mu to wygarnąć, od czego zacząć i jakich użyć słów.
-Po co ci to? Jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać. I jeszcze pokłóciłeś się z Zaynem. Ty chyba oszalałeś. - westchnęłam.
Stał w szoku, po chwili zrozumiał o co chodzi.
-Ona tobą manipuluje. Nie widzisz tego? Nie przepada za mną i nie chce żebyśmy byli razem.
-Słucham? Nie rozśmieszaj mnie. A Vanessa niby tobą nie manipuluje? Wykorzystuje to, że jesteś jaki jesteś, żeby zrobić mi na złość.
Na jego twarzy pojawił się lekki smutek, chyba powiedziałam za dużo.
-Ona po prostu...
-Harry... - podeszłam bliżej. - Nie chce żebyś cierpiał, z jakiegokolwiek powodu, a właśnie ona jest takim powodem. Zaufaj mi.
Zapadła cisza. Żadne z nas nie wiedziało co teraz wywlec i o co się tym razem pokłócić.
-Dzisiaj zrobimy kolacje. A ty przeprosisz Zayna i Perrie. - powiedziałam stanowczo.
-Słucham? - prychnął.
Co za bezczelny dupek. Czemu mnie tak do niego ciągnie?
-Właśnie to co powiedziałam. Po mnie sobie krzycz, ja się zrewanżuję, ale ich w to nie wciągaj. Zayn to twój przyjaciel, na prawdę chcesz doprowadzić do tego, że będziecie się mijać w korytarzu bez słowa? A Perrie to jego dziewczyna i powinieneś szanować ją tak jak oni szanują mnie.
Byłam z siebie dumna. Nie krzyknęłam i nawet nie użyłam brzydkiego słowa, to by go nakręciło i uznałby to za zaczepkę co znowu skończyłoby się awanturą. Powiedziałam spokojnie i zrozumiale. Nie prosiłam, tylko zakomunikowałam.
-I nie chce słyszeć żadnego ale. Przemyśl jeszcze sobie to wszystko. A ja pójdę do domu, a potem do Gordona po jedzenie. - chwyciłam za klamkę.
-Nie. Zostań. Proszę. - szepnął.
-Ponoć jestem nieznośna. - nadal stałam do niego tyłem, jakbym zobaczyła jego minę na pewno bym zmiękła i się poddała.
Słyszałam jego kroki w moją stronę, kiedy ucichły poczułam jego dłonie na moich biodrach. Zaczął składać krótkie i czułe pocałunki na mojej szyi.
-Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli. 





do następnego
xoxo

   

niedziela, 10 listopada 2013

ROZDZIAŁ 39

-Co ty tu robisz?
-O to samo mógłbym zapytać ciebie. - uśmiechnął się.
Poczułam kogoś przy sobie, wystarczająco blisko żeby stwierdzić, że to Harry.
-Aaa. Już wiem. - Sam odchrząknął i tępo spojrzał w ścianę.
-Nie było cię i się martwiłem.
Harry ledwo stał na nogach, samym zapachem alkoholu z jego ust można było się upić.
-Daj spokój. To tylko parę minut.
Chciałam, żeby jak najszybciej wyszedł i nie skompromitował się przy ludziach.
-Gemma? - zauważył siostrę. - Czemu nie przyszłaś do nas? Poznałaś już Scarlett? Jest cudowna, opiekuje się mną i jest bardzo...
Domyśliłam się co chciał powiedzieć, mało, że robił z siebie idiotę to zrobił by też ze mnie.
-Dosyć. Wychodzimy. - objęłam go, żeby się nie przewrócił.
-Może ci pomóc? - spytał Sam.
-Poradzę sobie, ale dzięki. - mimo całej sytuacji uśmiechnęłam się.
-Spotkamy się jeszcze kiedyś? - odgarnął włosy z czoła.
-Jasne. - wzruszyłam ramionami. - Masz mój numer. A teraz wybacz, ale muszę iść.
-Tylko się przywitam i zaraz do was przyjdę. Przyjechaliście samochodem Harrego?
Tylko skinęłam głową i szybko wyszłam ciągnąc go za sobą. Musiałam wepchnąć go siłą na tylne siedzenia, bo uparcie twierdził, że będzie prowadził.
Zdyszana usiadłam koło niego.
-Jak się czujesz?
W odpowiedzi wymruczał coś kompletnie niezrozumiałego i położył głowę na moich udach.
-Gemma zaraz przyjdzie i odwiezie nas do domu. - zaczęłam gładzić go po włosach.
Gemma przyszła, nic nie mówiąc odpaliła silnik i ruszyła.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i położyć go do spania.
Zaparkowała pod moim domem i pomogła mi go wnieść do środka.
-Dzięki za pomoc. - starałam się zepchnąć zmęczenie z mojej twarzy i się uśmiechnąć, ale raczej mi to nie wyszło.
-Nie ma za co. - pomachała mi stojąc już na ulicy. - Jak się jutro obudzi to mu powiedz, że niedługo wpadnę.
Jak wróciłam do swojego pokoju, Harry był rozłożony na całym łóżku i musiałam pójść do pokoju gościnnego. Byłam tak padnięta, że nawet nie wiem kiedy usnęłam.

Zwlekając się z łóżka zobaczyłam południe na zegarku, niby spałam długo, ale wcale nie czułam się wypoczęta, wręcz przeciwnie, jakbym wróciła z czterdziestoletniej wojny.
W drodze do kuchni zdążyłam potknąć się o własne nogi setki razy. Byłam cholernie wyczerpana, a przecież nie robiłam nic takiego.
Napiłam się resztki wody, która została jeszcze z poprzednich zakupów. W szafkach kompletne pustki, to chyba miało mi przypomnieć, że czas na zakupy.
Ale bałam się zostawić samego Harrego w domu. Odłożyłam to na później.
Nie chcąc go obudzić wzięłam prysznic w łazience na dole. Niestety musiałam się w coś ubrać, w tym celu poszłam do swojego pokoju i zastałam Harrego siedzącego na łóżku.
-Nie wiedziałam, że już nie śpisz. Mogłeś zejść na dół czy coś. - podeszłam do szafy.
-Przepraszam za wczoraj, powinienem od razu im powiedzieć. - podszedł do mnie i pocałował w policzek.
-Jest okej. - wzruszyłam ramionami. - Idź wziąć prysznic.
-Ale... - chwycił za mój ręcznik.
-Harry! - uderzyłam go w rękę. - Idź już. - ponagliłam.
W końcu poszedł do łazienki, a ja w spokoju mogłam się ubrać.
Zapowiadał się słoneczny dzień więc ubrałam spodenki i podkoszulkę.
Myślałam, że skoczę po coś do Gordona, żebyśmy nie popadali z głodu. Wychodząc z pokoju usłyszałam, że Harry dostał smsa. Podeszłam do drzwi i mu to powiedziałam, ale mnie nie usłyszał.
Kolejny sms i następny, potem dwa. Korciło mnie żeby zobaczyć. Podobno nie mieliśmy przed sobą tajemnic.
Podniosłam mego iphon'a z podłogi i odblokowałam. Walczyłam ze sobą, żeby nie popatrzyć, jednak ciekawość wygrała.
Sześć nieodebranych wiadomości od Vanessy.
W sumie mnie do zaskoczyło. Przecież skończyli ze sobą, miał jej tylko pomagać od czasu do czasu, a nie wydawało mi się, że pisał jej jak ma się odżywiać i co może robić podczas ciąży.
Pytała kiedy przyjedzie po nią... Ale gdzie? Po co? Że jak?
Z wcześniejszych wiadomości wynikało, że obiecał jej swoją obecność na wizycie u lekarza. Pisał z nią dzień wcześniej, kiedy ja szykowałam się na imprezę i starałam się zwrócić jego uwagę na mnie, a nie na telefonie... Chodziło o nią... Mogłam się domyślić.
Czemu zawsze kiedy komuś zaczyna się powodzić i w życiu układać musi się pojawić taki rzep?
Mieliśmy ten dzień spędzić razem. Tylko ja i On. Odcięci od świata i tej idiotki.
Chciała żebyśmy się rozstali, zaczynając od takich wspólnych wizyt. Wiedziała, że będę zazdrosna.
Wyszedł z łazienki umyty i ubrany w świeże ubrania, które przyniósł poprzedniego dnia, a krople wody wciąż spływały z jego włosów. Uśmiechnął się i podszedł wyraźnie zdziwiony moim wyrazem twarzy.
-Co to za mina? Mieliśmy spędzić razem dzień. I nie przejmować się pierdołami. - objął mnie delikatnie.
-No to chyba nie spędzimy. - wzięłam jego dłoń i położyłam na niej jego telefon. - Weź swoje rzeczy i możesz iść. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

-Ale o co ci chodzi? Przecież...
-Zobacz na swój telefon i nie udawaj. 
Zmarszczył czoło i spojrzał na wyświetlacz. Widząc wiadomości od swojej byłej przyłożył dłoń do czoła.
-Wiem nie powinnam patrzyć na twój telefon, ale... - westchnęłam. - Gdybym nie przeczytała, co byś mi powiedział?
-Scarlett wiesz, że ona nie ma z kim pójść...
-To co? Nogi jej odjebało? - podniosłam głos. - Robi wszystko żeby cię ode mnie oddalić. Nie widzisz tego?
-Nie jest taka podła. Daj spokój. - położył dłoń na moim ramieniu.
-Umawiając się z nią wiedziałeś, że mamy spędzić razem dzień. - odsunęłam się. - A co z jej przyjaciółką?
-Postaraj się mnie zrozumieć. Nikt nie ma czasu z nią pójść.
-Ty też nie masz. Zmieniasz plany żeby się z nią spotkać.
-Musisz być tak bardzo zazdrosna?
-A ty musisz dawać mi do zrozumienia, że dalej coś do niej czujesz i w dalszym ciągu jest ważniejsza ode mnie?!
Ta okropna cisza, która nastała wbijała mi się w brzuch. Rozsadzało mnie od środka.
-Jedź. Będzie czekać na ciebie już na miejscu. Zamówić ci taksówkę? Chyba nie jesteś jeszcze w stanie prowadzić po tym jak opijałeś jej dziecko. I możesz podziękować siostrze, za to że cię przywiozła do domu. Pewnie tego nie pamiętasz bo tak się schlałeś.
Powiedziałam wszystko co przyszło mi do głowy i wcale nie było mi przykro.
-Musisz być taka..? - spuścił wzrok.
-Jaka? Huh? Mam dość jej w moim życiu... W naszym życiu...
Złość zniknęła, pojawił się smutek i ogromny żal do człowieka, który postanowił ukraść mi chłopaka.
Nie odezwał się słowem. Zbliżył się i mocno mnie przytulił, lekko ucałował czubek mojej głowy i splótł nasze palce.
-Powinieneś już iść. - szepnęłam. - Ktoś musi tam z nią być.
Robiłam wszystko, żeby nie uronić nawet łezki.
-Jeśli chcesz to zostanę. Mogę do niej zadzwonić i powiedzieć, że nie mogę przyjechać.
Tak. Błagam. Zostań ze mną i nie pozwól mi siedzieć i przepłakać reszty dnia. Niech zostanie sama tak jak ja, niech tym razem ona poczuję się opuszczona. A my będziemy leżeć, rozmawiać, śmiać się i kochać.
-Jedź. - mruknęłam pod nosem.
Głupi, niedomyślny Harry, o którym nie potrafiłam przestać myśleć i postawiłam go na pierwszym miejscu po prostu wziął swoje rzeczy i wyszedł.





witam.
uhhh. jeden komentarz... czy jest warto pisać to opowiadanie?
xoxo
   

piątek, 25 października 2013

ROZDZIAŁ 38

-Na pewno wszystko okej? Brzmisz jakbyś płakała. - tata się martwił, w jego głosie było słychać jak bardzo się troszczy.
-Spałam przy otwartym balkonie, a było trochę chłodno i teraz mam lekki katar. I tak, wiem teraz będę uważać, cieplej się ubierać i wezmę leki. Miałeś już kończyć.
-No tak. - westchnął. - Kocham cię.
-Ja ciebie też, pozdrów Melody.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę na wyświetlaczu i schowałam telefon do kieszeni swoich jeansów.
-Czy teraz mogę ci wytłumaczyć? - spytał zniecierpliwiony Harry.
Po tym jak powiedział mi, że ONA jest w ciąży prawie upadłam, Hazz mnie podtrzymał, ale zdecydowanie wolałam się oprzeć o ścianę niż o niego. Brakowało mi tlenu, musiałam usiąść, kiedy już chciał zacząć, uratował mnie tata, który zadzwonił, żeby mnie skontrolować, nic nie świadom mojego burzliwego dnia opowiadał mi o tym jak dobrze się bawią. I dobrze, po co im psuć tak cudowny czas? Przynajmniej mieli spokój.
Niestety rozmowa się skończyła i musieliśmy wrócić do niezaczętej rozmowy.
-Nie byłeś wtedy ze mną kiedy TO się stało, więc mnie nie zdradziłeś. Ja... Nie dam rady... Rozumiesz? Ty...
-Posłuchaj mnie dziewczyno! - krzyknął.
Aż drgnęłam, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Przykucnął przede mną, odgarniając mi włosy z twarzy.
-To nie moje dziecko. - popatrzył na mnie z dumą w oczach.
-A kogo? Moje? - wstałam i podeszłam do okna.
-My nie... Nie uprawialiśmy seksu. Była ze mną i z kimś innym w tym samym czasie.
Pożałowałam tych słów, nie powinnam być taka ostra, a zwłaszcza, że zapewne wtedy dowiedział się, że był zdradzany.
Poczułam, że się zbliża, wyczułam nawet jego waniliowy szampon. Położył dłonie na moich biodrach, a potem objął mnie całą.
-Skoro zrobiła takie świństwo to czemu chcesz jej pomóc? - odwróciłam się do niego przodem.
-A kto ma to zrobić? Ten koleś się nią nie interesuję, dał jej nawet pieniądze na aborcje. Zostałem jej tylko ja.
Jego uczucia do NIEJ nie zniknęły, gdyby na prawdę tak było nawet by się nie przejął. Bałam się, że mi go odbierze. To by był dla mnie największy cios. Robiła wszystko, żeby nas zniszczyć.
-A gdzie w tym wszystkim ja? - szepnęłam.
-Scarlett... Ty jesteś najważniejsza, ja jej tylko pomagam nic więcej. Musi stanąć na nogi. Błagam cię, nie utrudniaj czegoś co już jest nie do zniesienia. - ujął moją twarz w dłonie. - Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. Tylko ty się liczysz.
Jego słowa trochę mnie uspokoiły, wiedziałam, że ważniejsze są czyny, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie zamierzałam się poddać, nawet jeśli musiałabym o niego walczyć to zrobiłabym to.
Zależało mu. Jedyne co mogło nas wtedy poróżnić to moja zazdrość i chęć trzymania go dla siebie, więc musiałam to wszystko wsadzić sobie w kieszeń i udawać, że jest w porządku.
-Już rozumiesz? Nie jesteś na mnie zła?
Zauważyłam, że kąciki jego ust drgają. Walczył ze swoim uśmiechem.
-Wszystko okej. - wysiliłam się na lekki uśmiech, a on mnie pocałował.
-W takim razie szykuj się i wychodzimy. - wypuścił mnie z objęć i podszedł do szafy.
-Gdzie? - zmarszczyłam czoło.
Ostatnią rzeczą, którą chciałam to wyjść gdzieś do ludzi. Mi wystarczyłoby jego towarzystwo. Bez żadnych innych, zbędnych udogodnień.
-Simon, mój znajomy robi imprezę, dawno się z nim nie widziałem i z resztą znajomych w sumie też. I chcę cię wziąć ze sobą.
-Wow. No, no. Harry Styles jest strasznie rozchwytywany. Przykro mi gwiazdo, ale nigdzie nie idę.
-Idziemy razem. Pamiętasz? Razem albo w ogóle. A chyba nie chcesz żebym siedział cały wieczór nieszczęśliwy. - przyłożył dłoń do czoła i westchnął jak królewna.
-Nie to fair, że wymuszasz na mnie wyjście na imprezę. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - No dobra, ale jutro cały dzień spędzamy sami.
-Jak sobie życzysz kochanie. - objął mnie jedną ręką, cmoknęłam go, a on przeciągnął pocałunek.
Daisy wpadła do pokoju i zdezorientowana stała w progu, a ja szybko oderwałam się od Harrego.
-Yyy. - odchrząknęłam. - Coś się stało?
Harry zaczął się chichrać i wyciągać jakieś ubrania z szafki.
-Miałyśmy pograć w warcaby. - zrobiła zrezygnowaną minę.
No fakt, zapomniałam. 
-Widzisz Harry? Nie mogę iść. Obiecałam im. - uśmiechnęłam się złośliwie w jego stronę.
-No to patrz i ucz się. - szepnął kiedy przechodził obok mnie. Kucnął koło dziewczynki i chwycił ją za jej małe dłonie. - Daisy niestety już mamy plany, ale następnym razem Scarlett spędzi z wami cały dzień, ja też. - pocałował ją w policzek. - Nie będziesz zła?
Tym pocałunkiem załatwił wszystko, jeszcze chwilka, a mała by zemdlała. Nie będąc w stanie wykrztusić z siebie słowa, Daisy tylko kiwnęła głową i wybiegła z pokoju.
-Jesteś okropny.
-Ja po prostu używam swojego uroku osobistego. - przeczesał palcami swoje brązowe loki.
-Jak wrócimy to zostajesz u mnie? - spytałam zauważając kupkę ubrań na łóżku.
-Mhm... Obiecałem. - mruknął zbliżając się do mnie i kładąc swoje dłonie na moich biodrach.
-Jeśli mamy iść to się opanuj i chodźmy do mnie.

-Myślę, że powinnam ubrać coś co bardziej mnie zakrywa. Nie sądzisz?
Stałam przed lustrem w czerwonej obcisłej sukience, do połowy łydki, na szerokich ramiączkach, którą wybrał Harry. Miałam mieć ją na bal zakończenia roku szkolnego, na którym niestety nie zdążyłam być.
-No tak. Najlepiej kombinezon. I kask. Koniecznie astronauty. - nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.
-Ha, ha, ha. - wywróciłam oczami. - Nawet nie popatrzyłeś. - jęknęłam i usiadłam.
-Wyglądasz cudownie. - łaskawie w końcu odłożył telefon i wstał z łóżka. - Jest idealnie. - musnął moje usta.
W sumie chyba po godzinie byliśmy gotowi. Na miejscu pojawiliśmy się koło dziesiątej. Jednopiętrowy domek przyjaciela Harrego był pełny. Praktycznie każda osoba uśmiechała się w naszym kierunku, podchodzili witali się. Dlatego, że przyszłam z Harrym wszyscy byli dla mnie mili. Nie miałam pojęcia dlaczego. To był człowiek jak każdy inny.
Zanim zdążyłam się zapytać jak zamierzamy wrócić to Harry wypijał już trzeciego drinka. Nie mógł prowadzić, bo już był pijany. Gdyby wsiadł i pojechał, a jego samochodowi coś by się stało, prawdopodobnie zabiłby mnie za to, że mu na to pozwoliłam.
Usiadłam z Hazzą i jego znajomymi przy dużym stole. Zauważyłam, że mimo jego sławy nie traktują go jakoś inaczej niż resztę. Ci ludzie, którzy tylko przechodzili i machali cieszyli się jakby spotkali króla. W sumie sama bym się cieszyła tak samo gdybym się z nim nie znała.
Któryś z obecnych, bodajże Mike zapytał co u Vanessy. Nie miałam pojęcia czy mnie nie zauważył, czy udawał, że mnie nie było. 
Harry zaczął nerwowo bawić się swoim kieliszkiem i kompletnie nie wiedział co powiedzieć.
-Jest w ciąży. - burknął.
Chciał, żeby nie usłyszeli, ale niestety wszyscy dowiedzieli się o jej stanie.
-Żartujesz? Czemu się nie chwaliłeś wcześniej? Trzeba to opić! - wrzasnął jakiś blondyn.
Ale jednak reszta chyba zauważyła, że nie przyszedł sam, a nawet, że jestem jego obecną dziewczyną.
-To nie... - zaczął.
-Strasznie tu duszno. - wzięłam głęboki oddech i wstałam. - Zaraz wracam.
Wiedziałam, że mogą zdarzyć się takie nieporozumienia, ale ja po prostu nie dałam rady.
Wyszłam przed budynek i usiadłam na krawężniku. Nie czułam się jakoś urażona, było mi trochę przykro. To nie była niczyja wina, wyszło z przypadku.
-Wszystko w porządku?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą niewysoką brunetkę, mogła być starsza ode mnie o zaledwie trzy lata. Nie przejmując się tym, że się nie znamy usiadła obok mnie.
-Mały kłopot z chłopakiem.
-Mhm... - kiwnęła głową.
Wiedziałam, że czeka na dalszy ciąg. Nie powinnam, ale jakoś samo poszło.
-No więc, jego była jest w ciąży, nie z nim, ale on i tak jej pomaga, jestem zazdrosna, ale nie mogę tego przy nim pokazywać, bo wtedy na pewno się pokłócimy, a jej o to chodzi, żebyśmy się rozstali. Teraz jego znajomi opijają jej dziecko, bo myślą, że jest w ciąży z nim. No i nie wytrzymałam. - westchnęłam.
I w sekundzie zrobiło mi się lżej.
-Wow, no to nieźle. Mój brat nigdy nie radził sobie z problemami w sposób jaki powinien.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
Jak to brat? Czegoś nie zrozumiałam.
I wtedy zorientowałam się, że to Gemma. Jak mogłam tego nie zauważyć od razu? Przecież widziałam tyle jej zdjęć.
-Ja... Przepraszam...
-Scarlett. - zaśmiała się. - Nic nie zrobiłaś, daj spokój. Wstawaj i wracamy do środka.
Nie miałam pojęcia skąd zna moje imię, a przede wszystkim wie jak wyglądam. Może widziała zdjęcia w internecie, a może Harry jej mówił. Chciałabym się dowiedzieć co jej mówił na mój temat.
-Gemma... - stanęłam na chwilę.
-Tak? - spojrzała na mnie.
-Możesz mu nie mówić o tym co ci powiedziałam? Pewnie wolałby ci sam powiedzieć, a ja nie powinnam...
-Nie masz się czym martwić.
Weszłyśmy do domu i wpadłam na kogoś.
-Scalett?
-Sam? Co ty tu robisz?
Kogo ja jeszcze mogłam spotkać na tej imprezie?





Heeey
miałam dodać troszkę wcześniej, ale w całym mieście nie było internetu, a potem miałam problem z komputerem, ale jest już okej. trochę dramatu i trochę miłej sceny. mam nadzieje, że choć troche się wam podoba. jeśli ktoś nie pamięta: Sam to przyjaciel Vanessy, który również kumplował się z Scarlett. do następnego
xoxo
 

czwartek, 17 października 2013

ROZDZIAŁ 37

Louis zasłabł w łazience. Natychmiast zadzwonili do jakiegoś człowieka, który powiedział, że nie mogą zadzwonić po karetkę, żeby go ocucić, a on sprowadzi lekarza.
Wkurzyłam się i zaczęłam się wydzierać czemu nie mogą zadzwonić do szpitala, nikt mi nie odpowiedział, wzruszali tylko ramionami i biegali od jednego pokoju do drugiego.
W końcu Louisowi udało się odzyskać przytomność, nie kontaktował za dobrze, wtedy przyszedł lekarz. Nie pozwolił nam wejść, siedziałam z Harrym na podłodze na korytarzu i wyczekiwaliśmy jakichkolwiek wieści w ciszy.
-A tak na prawdę, po tym jak dostałam od ciebie wiadomość wyszłam. Nic nie zrobiłam. Byłam tam chwilę, nawet nie zdążyłam odłożyć torebki. - mruknęłam.
-Też wyszedłem. Nocowałem u mamy. - przybliżył się i mnie objął.
Przeprosiliśmy się nawzajem i było już pomiędzy nami w porządku. Pocałował mnie, a ja odwróciłam się bardziej w jego kierunku, przez co nie widziałam, że ktoś przyszedł.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy ktoś mógłby mi powiedzieć co się stało? - na końcu zdania odchrząknęła.
Nerwowo wstałam i pociągnęłam za sobą Harrego. Przed nami stała Eleanor. Widać było zmartwienie w jej oczach. Chyba spała kiedy dowiedziała się o Louisie, nieuczesana, ubrana byle jak. Przejęła się. "Czyli jednak go kocha" odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się, że przyszła, mogłaby porozmawiać z Louisem i sobie wyjaśnić ostatni konflikt. Ale w tej chwili najważniejsze było zdrowie Lou.
Najpierw wyszedł lekarz, po jakimś czasie Eleanor, miała coś ważnego, chciała zostać, ale Lou kazał jej iść. Tyle usłyszałam.
Już z Harrym miałam wejść do pokoju kiedy zadzwonił mu telefon, spojrzał na ekran i poszedł w głąb korytarza.
Usłyszałam tylko "Gdzie jesteś?" jego nerwowym tonem, schował telefon do kieszeni, mijając mnie zszedł po schodach.
-Harry..?
W odpowiedzi usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
Stałam zszokowana dopóki nie usłyszałam włączenia silnika w samochodzie Harrego.
W ogóle nie widziałam co się dzieje, zdezorientowana poszłam do Lou.
-Odebrał telefon i zniknął... Bez słowa.
-Też cię miło widzieć Scarlett. - mimo, że był osłabiony i wyglądał jakby przejechał go autobus to uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Przepraszam. Jak się czuje? - zrobił mi miejsce na łóżku i położyłam się obok niego.
-Jestem trochę wyczerpany, ale jakoś żyję.
-Pogodziliście się? - przewróciłam się na bok, żeby zobaczyć jego twarz.
-Mniej więcej. - przymrużył oczy.
Dzwoniłam do Harrego ze sto razy i nic, nawet żadnej wiadomości.
Cholernie się martwiłam, Louis ciągle mnie uspokajał tłumacząc, że gdyby było coś nie tak na pewno by zadzwonił.
Ale gdyby było okej, nie zachowałby się tak nerwowo.
Lou stwierdził, że mecz na pewno mnie uspokoi. A raczej sam chciał go obejrzeć, a że ja byłam u niego to nie miałam innego wyjścia.
Prawie się udało, wkręciłam się w grę i nawet uspokoiłam nerwy.
W trakcie drugiej połowy przyjechały siostry Lou, najmłodsze, bliźniaczki. Cudowne, przesłodkie i kochane. Nie mam pojęcia jak ktokolwiek mógł je rozróżnić. Niestety były ubrane tak samo, ale jednak różny kolor ich skarpetek mi pomógł.
Siedziałam z dziewczynkami i oglądałam bajki podczas gdy Louis doprowadzał się do porządku w łazience. Miałyśmy oglądać, ale skończyło się na rozmowie. Praktycznie ciągle wypytywały o Harrego, miałam wrażenie, że Daisy się w nim podkochuje.
Potem koniecznie chciały zapleść mi warkocze. Usadowiłam się na podłodze, a one siedząc na łóżku wzięły po kosmyku i zaczęły robić warkoczyki.
-Zdecydowanie powinnaś na nich uważać. - ostrzegła mnie Pheobe. - Są strasznie dziecinni i nie przejmują się nikim poza sobą.
-Tak myślisz? Chyba masz rację. - lekko zaśmiałam się widząc, że ich starszy brat jest już w pokoju, a dziewczynki zapatrzone w moje włosy tego nie zauważyły.
-Pamiętam jak Lou kiedyś zostawił nas na dworze na cztery godziny, a padał deszcz.
-Ej. To nie miało pójść dalej. Nawet wam zapłaciłem, żebyście zachowały to w sekrecie. - odezwał się brunet i usiadł koło bliźniaczek.
-Jesteś okropny. Zdecydowanie powinniśmy się przestać przyjaźnić. - pokręciłam głową śmiejąc się.
-No aż taki zły to nie jest. - westchnęła Daisy. - Pomaga, jest leniwy, ale przydatny. Jest najlepszym starszym bratem. - rzuciła mu się na szyję i ucałowała jego policzek. Zaraz po niej zrobiła to i Pheobe.
-No dobra, dobra. A za to ile im zapłaciłeś? - usiadłam koło nich.
-Nie musiałem. Po prostu jestem wspaniały. - teatralnie machnął ręką.
-Oczywiście. A teraz lepiej się połóż. My cię z ziemi podnosić nie będziemy. - Daisy nakazała bratu i pociągnęła go za rękę.
Jakimś cudem udało się nam we czwórkę zmieści na jednym łóżku, włączyliśmy telewizor i oglądaliśmy bajki.
Starałam się jak najwięcej bawić z dziewczynkami, ale przez większość czasu byłam nieobecna, ciągle zastanawiałam się co było przyczyną wyjścia Harrego.
Kiedy Pheobe zasypiała na mnie nagle pojawił się Harry. Sama nie wiem czy byłam wściekła, czy tylko zła... Stał sobie w progu jakby nigdy nic.
-Co robiliście?
Nawet się uśmiechnął... W tym momencie zmiękłam i miałam ochotę opowiedzieć mu o wszystkim, przytulić go... Tylko najpierw chciałam się dowiedzieć.
-Gdzie byłeś?
Pheobe się przebudziła i dołączyła do rodzeństwa, które bacznie przyglądało się mi i Hazzie.
-Co? Ja? Nigdzie. - mruknął. - Urocze warkoczyki.
-Strasznie zabawne. - westchnęłam. - Nie możesz normalnie odpowiedzieć? Ja zawsze mówię kiedy o coś pytasz.
-Czyli teraz będziemy sobie wywlekać kto co robi, a kto nie? - oparł się o framugę.
-Po prostu odpowiedz. - mój ton stawał się coraz bardziej poważny.
-Czy to takie ważne? - westchnął.
-A co ty byś zrobił na moim miejscu? - wstałam. - Nie będziemy robić scen przy dzieciach.
Minęłam go i poszłam do jego pokoju, po chwili dołączyła do mnie zguba.
-Coś zrobiłeś prawda? Normalnie byś mi powiedział. Nie ufasz mi? - zaczęłam nerwowo bawić się pierścionkiem.
-Co? Nie. - obruszył się. - Nie przesadzasz?
-Ja przesadzam? Nawet nie raczyłeś na mnie spojrzeć. Już nawet nie chodzi o mnie. Zostawiłeś przyjaciela, który cię potrzebował.
I zapadła cisza, dało się tylko wychwycić nasze oddechy.
Nie spodziewałam się niczego tragicznego, przecież by nie wrócił czy coś. A przyszedł z powrotem i wcale nie zły.
-Byłem u Vanessy. - w końcu to z siebie wydusił.
Czułam się jakbym dostała tępym narzędziem w głowę. Czyli to jednak ona była ważniejsza ode mnie. Nie raczył powiedzieć słowa... I poszedł do niej.
Chyba związał się z nie tą dziewczyną, z którą powinien. Złość zniknęła, było mi po prostu przykro.
-Nie zapytasz po co? - zrobił dwa kroki w moją stronę.
-Chyba nie chce wiedzieć. - szepnęłam.
Włożyłam pierścionek na palec i ruszyłam stronę drzwi.
-Musiałem. - przytrzymał mnie.
-Ty nic nie musisz, tylko chcesz. Jesteś w stanie dla niej zrobić wszystko. Chyba nie powinniście się rozstawać.
Mówiłam spokojne, półtonem, powstrzymując się od płakania. Trzymałam w sobie te wszystkie uczucia starając się nie rozsypać na kawałeczki.
-Potrzebowała pomocy, jej tata...
-A Lou? - przerwałam mu. - On też cię potrzebował, ja też.
-Uderzył ją i wyrzucił z domu.
-Wierzysz jej? I błagam. Powiedz, że zamieszka z wami.
-Na te parę dni odwiozłem ją do jej przyjaciółki.
-A co było przyczyną tej całej tragedii? - spytałam patrząc mu w twarz.
Kiedy zobaczyłam jego minę jednak nie chciałam poznać odpowiedzi.
-Jest w ciąży.





Witam :)
znowu zwlekam, wiem. nie miałam pomysłu. staram się jak mogę, ale to praca zespołowa. dlatego proszę Was tak bardzo, bardzo, baaaardzo o komentarze. dziękuję, że ze mną jeszcze wytrzymujecie. do następnego
xoxo

wtorek, 1 października 2013

ROZDZIAŁ 36

-Scarlett?
-Oh. - uśmiechnęłam się. - Jay jak miło cię widzieć. - przytuliłam go.
Niemiłe wspomnienia związane z naszym ostatnim spotkaniem pojawiły się w mojej głowie i uśmiech zniknął.
-Co ty tu robisz? - spytałam wracając do teraźniejszości.
-Słyszałem, że to bardzo dobra knajpa i słyszałem również, że czasami tu jesteś. - odgarnął swoje niesforne loki z czoła. - Mam nowy apartament i robię jutro imprezę. Tak pomyślałem o tobie...
-Oh. To miłe. - zrobiło mi się tak ciepło w środku, ktoś o mnie pomyślał. - Umm. Bo ja... Harry... I jeszcze ta sytuacja z Maxem...
-Tym się nie przejmuj. Max wyjechał na wakacje z Sivą i Tomem. Został tylko Nathan. Wpadnie też paru znajomych. Jeśli on nie będzie chciał iść z tobą to możesz przyjść z Perrie. - uśmiechnął się.
Tak uroczo prosił... Przecież nie mogłam skreślać ludzi tylko dlatego, że Max to ich znajomy bądź przyjaciel. Skoro miało go nie być to czemu nie?
-Jasne. Postaram się go przekonać.

-Ty chyba oszalałaś. Zayn nie byłby taki zły gdybym z nim pogadała, ale za to Harry mnie zabije. Nie ma mowy. - krążyła po całym pokoju.
-Perrie... Proszę cię. Jego też spytam, ale błagam, chodź ze mną. To tylko głupia parapetówka. Posiedzimy godzinę i pójdziemy. - usiadłam na kanapie.
-Ty zwariowałaś. Zapomniałaś już, o tym co Max ci zrobił?
-Nie będzie go tam. Perrie ten ostatni raz. - powiedziałam błagalnym tonem.
-Ja przez ciebie przecież osiwieje. - przyłożyła dłoń do czoła. - Ale Harremu tłumaczyć się nie będę.
-Jej! - pisnęłam.
Szybko wstałam i ją przytuliłam. 
Nie cieszyłam się tak z samej imprezy tylko z tego, że Perrie będzie ze mną. Czyli już miałam pewną osobę towarzyszącą. 
Została mi tylko ta gorsza część.
-Co to za jakieś obściskiwanie mojej dziewczyny?
Ta gorsza część właśnie przyszła...
-Już was zostawiam. - Perrie podniosła ręce do góry poszła do ogrodu gdzie siedział Zayn.
-Nie wiedziałem, że przyszłaś. Byłbym wcześniej. - podszedł i mnie pocałował.
Trwało to jakąś chwilę i kompletnie zapomniałam co miałam powiedzieć.
-Nic się nie stało. Pogadałam chwilę z Perrie. Gdzie byłeś?
-Znajomy przyjechał do Londynu.
I nagle nad moją głową zapaliła się lampka i sobie przypomniałam.
-Chciałam się zapytać...
-Wyjeżdżam na dwa dni. - przerwał mi.
Czy on na chwilę nie mógł się zamknąć kiedy chciałam coś powiedzieć?
-Co? Gdzie?
-Holmes Chapel. Jutro. Najpierw do mamy, a potem do znajomych. Jedziesz ze mną?
-Nie mogę. Obiecałam tacie, że będę go powiadamiać kiedy mnie nie będzie na noc, a jeśli powiedziałabym, że jadę z tobą, to wróciłby tutaj i sam mnie przypilnował. Poza tym to twoi znajomi.
-Chciałem ci ich przedstawić. Bardzo chcą cię poznać. - uśmiechnął się.
-Spędź z nimi czas, mnie masz tu codziennie.
Nie chciałam, żeby Harry zajmował się mną cały czas, a zapewne tak by było. Dawno się z nimi nie widział, nie chciałam go ograniczać i być z nim w każdym momencie.
-Wolałbym gdybyś pojechała ze mną. - zbliżył się i objął rękami.
-Porobię coś z Perrie. Ty ode mnie odpoczniesz, a ja się tu ponudzę. To tylko niecałe dwa dni. - delikatnie pocałowałam go w usta.
-Odpocząć od ciebie? W sumie dobry pomysł. - uśmiechnął się złośliwie.
-Ha ha ha. Zabawne. - odepchnęłam go od siebie i uderzyłam pięścią w ramię.
-Chciałaś o coś zapytać.
-No tak. Ale to już nieważne.
Pamiętałam, że obiecaliśmy sobie, że na każdą imprezę idziemy wspólnie, ale przecież to nic wielkiego. Jedna impreza. Poza tym gdyby dowiedział się, że to u Jay'a w życiu by mi nie pozwolił. Poza tym on też planował pójście do znajomych, a nie wydawało się, że będą grali w bierki.
A ja też nie chciałam iść na tą imprezę na całą noc. Tylko chwilę, tak z grzeczności.
Poszłam do domu z Harrym i został na noc. 
Rozmawialiśmy i kiedy przekonałam siebie samą że muszę mu powiedzieć po prostu zasnął.
Rano tylko się pożegnał i poszedł do siebie. I tyle go widzieli. Pojechał, a ja mu nic nie powiedziałam.
Louis przyszedł. W końcu mogliśmy pogadać sami. Wydawał się jakiś taki... inny. Jak cała jego radość, którą zawsze przy sobie nosił po prostu sobie odeszła.
-Pozwoliłaś mu?! - Louis dowiadując się o wyjeździe Harrego do rodzinnego miasta zareagował dość dziwnie.
-A nie powinnam? Poza tym on jest moim chłopakiem, a nie dzieckiem, ani psem.
-No wiesz... Jego wizyty tam nigdy nie kończą się dobrze.
-Co masz na myśli?
Nie wiedziałam, o czym on mówił. Co prawda, parę razy media trąbiły o jego wyskokach w rodzinnym mieście, ale nigdy nie wierzyłam w te bzdury.
-A... nieważne. chyba już nieistotne. Przecież teraz ma ciebie.
-No dokończ już...
-Co dziś ubierasz?
-Lou... - westchnęłam.
Wcześniej mu powiedziałam jakie miałam plany, stwierdził, że to moja decyzja, odradzał mi tego wyjścia, ale przecież nie mógł mnie przywiązać do bramy.
Szykując się ciągle myślałam nad czym czy pójść. Ostatecznie padło na to, że idę, ale nie upiję ani jednego łyka alkoholu. To zdecydowanie nie było dla mnie, a wiedziałam, że nie wszyscy troszczą się o drugiego człowieka, a wręcz potrafią go upokorzyć i zrobić świństwo żeby on był gorszy. Wolałam się pilnować, a zwłaszcza, że to towarzystwo to nie byli znajomi ze szkoły, tylko osoby bardziej lub mniej sławne, które powiedzą wszystko dziennikarzom, żeby dostać pieniądze.
Kiedy zaczęło się już ściemniać Perrie czekała już pod domem. Uprzedziłam Williama, że wrócę w nocy i wyszłam.
Dość trudno było się dostać w to miejsce, ale niedaleko celu spotkałyśmy osoby, które też szły na tą samą imprezę i poszliśmy razem.
W drzwiach przywitał nas uśmiechnięty Jay. Ciągle mówił jak to się cieszy, że przyszłam. Zapowiadało się bardzo miło, ludzie nie stali w swoich grupkach i ignorowali resztę. Wręcz przeciwnie, podchodzili do każdego nowego gościa, poznawali się i witali.
-Nie podoba mi się to. Wracajmy. - Perrie pociągnęła mnie za rękę.
-Przecież dopiero przyszłyśmy. Nie po to szłam ten kawał drogi w szpilkach żeby teraz sobie pójść.
-Scarlett! Zobacz co tutaj mam! - Nathan podszedł do nas i podał mi swój telefon.
Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam zdjęcie Harrego, sądząc po nazwie i dacie nad nim można było się domyślić, że z dzisiaj, z imprezy. Zauważyłam tylko Harrego, Vanessę i dwójkę innych ludzi. 
Szybko oddałam mu telefon udając, że mnie to nie ruszyło.
Przecież to tylko jedno nic nieznaczące zdjęcie, czemu miałabym się przejmować? Po co ona tam była? Przecież to mieli być jego starzy znajomi.
Zaczęłam się denerwować i zastanawiać się co on mógł robić w tej chwili.
Ale chyba nie tylko na tej imprezie robili zdjęcia. Jakieś pół godziny po przyjściu dostałam sms-a od Harrego;
"Co ty do cholery tam robisz?!?!".
Mój humor zmienił się w sekundę. Nie czekając na gospodarza, który poszedł do ubikacji wyszłam ciągnąc za sobą Perrie.
Wyjaśniłam jej to w drodze do domu. Na koniec westchnęła i powiedziała "A nie mówiłam?".
Mogłam się tego spodziewać, ale nie. Ja zawsze robię nie myśląc.
Siedząc w domu i czekając, aż Harry wróci błagałam, żeby nie był wściekły.
Nie było dnia bez kłótni. To mnie wykańczało, nie miałam już siły ciągle walczyć. Nie chcieliśmy stwarzać sobie problemów, a i tak wyszło jak zawsze.
Zasnęłam parę minut przed piątą. Kanapa była złym rozwiązaniem, obudził mnie ból w krzyżach. Nie zważając na to, że Harry zapewne jest obrażony, kiedy zauważyłam jego samochód na podjeździe szybko się ogarnęłam i do niego poszłam.
Otworzył mi zaspany Liam, gdybym bardziej kontaktowała to na pewno zwróciłabym uwagę na jego nagi i umięśniony tors.
Nie mówiąc nic szybko poszłam do pokoju Harrego.
Siedział na łóżku, tyłem do mnie. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, dźwięki dochodzące z dołu ucichły i słychać już było tylko mój oddech.
-Nie powiedziałam ci, bo byś się nie zgodził. - westchnęłam.
-Oczywiście, że bym się nie zgodził! Ty na prawdę szukasz problemów! - wstał i obrócił się do mnie przodem.
-Nie możesz mnie zamknąć w domu i chronić przed całym złem świata.
-Może i nie mogę, ale nie chce żeby stała ci się krzywda. - szepnął. - Te obietnice są bezsensu.
-Wyjaśnisz mi co twoja była robiła na tej samej imprezie co ty?
Kiedy on już wydarł się na mnie nastąpiła moja kolej. Ja będę obrywać, a jemu się nawet nie dostanie?
-Mamy tych samych znajomych, bo ona ze mną do nich jeździła. - mówiąc to te ostatnie słowa wypowiedział z naciskiem.
-Aha. Czyli teraz będziesz miał do mnie pretensje, że nie pojechałam z tobą? Jay to mój znajomy i ty byś tam nie poszedł!
-To jest co innego. Ja z nim nie mam za miłych stosunków, a ty ich nawet nie znasz.
-Skoro jest tam Vanessa to też nie chce tam jeździć. A swoją drogą co wy tam robiliście?
Oho. Odezwała się we mnie zazdrość.
-Jakbyś pojechała to byś wiedziała.
-W takim razie co ja robiłam na imprezie u Jay'a ty zobaczysz na zdjęciach. - odgryzłam.
W zasadzie nie wiem o co my się już wtedy kłóciliśmy. Nie chcieliśmy pokazać, który zawinił bardziej. Chyba po prostu zrobić sobie na złość. Ten kto bardziej żałował swojej imprezy ten przegrał.
-A co robiłaś? - aż drgnął.
-Zobaczysz. - wzruszyłam ramionami lekko rozbawiona.
-To nie jest zabawne. - podszedł i chwycił mnie za rękę.
-Daj spokój. - wyrwałam się. - Tak tylko mówię. - wywróciłam oczami.
-Scar...
-Tak wiem. Mam tego nie robić, bo nic cię nie denerwuję tak jak przewracanie oczami, a zwłaszcza kiedy robię to ja. - wyrecytowałam.
Powtarzał to ciągle, aż się nauczyłam. Miałam tego dość, ale lubiłam kiedy się złości.
-Mamy problem z Louisem. - zdyszany Niall wbiegł do pokoju i tylko tyle zdążył powiedzieć.
Kiedy wybiegł, spojrzeliśmy na siebie z Harrym i po chwili wyszliśmy za nim nie mając pojęcia o co chodzi.


HEEEY :)
dzisiaj taki troche dłuższy. nie mam pojęcia jak to teraz bedzie z opowiadaniem. staram się jak mogę. wręcz błagam o wasze opinie. do następnego
xoxo