środa, 29 sierpnia 2012

17 "Harry zabierz mnie stąd"

Po pół godzinie byliśmy na komisariacie. Prowadził mnie przez długi korytarz aż do biura. Na lewo była cela, a na prawo biurko z komputerem i górą papierów.
Rozkuł mnie. Musiałam oddać torebkę i płaszcz. Wepchnął mnie do celi. Centralnie mnie popchnął.
Na podłodze siedziały dwie dziewczyny; 
krótkowłosa blondynka, na oko dwadzieścia trzy lata, dość skąpo ubrana,
długowłosa ruda, chyba była w moim wieku, może rok starsza, strasznie blada i spocona, wyglądała jakby miała umrzeć o poranku. 
Grzecznie usiadłam, po chwili upomniały się moje potrzeby fizjologiczne.
-Muszę siusiu.-Zwróciłam się do siedzącego na biurku policjanta, który wcześniej mnie zgarnął.
-W lewym rogu jest kibel.-Nawet nie podniósł wzroku z nad gazety. 
Zobaczyłam to okropieństwo i nagle, magicznie mi przeszło.
-Już mnie się nie chce.
-Za parę godzin nie będziesz przejmować się brudem.-Odezwała się blondynka.-Jestem Jennifer, a ta ruda to Vivienne.
-Maggie.-Usiadłam koło tych dziewczyn.
-Za co tu jesteś?-Zapytałam Jennifer.
-Siedziałam w parku, a że wcześniej piłam to mnie idiota przywiózł, a wy?
-Ja się naćpałam, jak każdego normalnego wieczora, a ten kretyn się przyczepił, uderzyłam go i skończyłam tu.-Odezwała się Vivienne.
-Jestem prostytutką.-Wyznanie Jennifer mną wstrząsnęło, co w sumie tłumaczyłoby jej strój.-Zatrzymał mnie skurwiel. Mam dwóch synów. Robię to dla nich. Starszy ma złośliwego raka, chemioterapia i leki warte są fortunę. Mieszkamy w dwu pokojowym mieszkanku. Sama z dziećmi.
-Rozumiem cię. Dla swojej córki zrobiłabym wszystko.
-To ile ty masz lat?-Zdziwiła się Jenni.
-Siedemnaście. Wiem jak to wygląda. Wpadłam z moim chłopakiem, a raczej byłym.
-Rzucił cię?
-Sama odeszłam. Jestem z Chicago, ale z córką mieszkam tu. Ma półtorej miesiąca.
Krata od celi otworzyła się. Stanął w niej policjant a starsza pani, z tego co zrozumiałam to była babcia Vivienne.
Wzięła ją do domu. Przynajmniej jednej się udało.
Szkoda było mi Jennifer, widać było, że ma do siebie sama wstręt przez to co robiła, młoda, niedoświadczona, w sumie ja bardziej, ona była w tym sama. Ja nie. Dzięki Bogu. Miałam również problemy, ale w porównaniu do niej to ja miałam idealne życie. Takich ludzi są tysiące, a większość tych którzy mają same rarytasy nie widzą nic spoza czubka swojego nosa.
Z Jenni miło się rozmawiało, po paru godzinach ją wypuścili.
Zostałam SAMA.
Wilgoć doskwierała na taką skalę, że aż moja sukienka była mokra.
Przespałam się chwilę na zimnej i twardej ziemi.
Myślałam, że tak oszaleje. Najgorsze miejsce w jakim byłam.
-I co? Teraz twój chłoptaś cię nie uratuję?-Znowu ten policjant.
-Odczep się od niego przygłupie.
-Bo co mi zrobisz? Pobijesz mnie?-Szydził ze mnie.
Jestem pobłażliwa, ale nie dla takich.
Wstałam i stanęłam tuż przed kratami, on również, dzieliły nas centymetry, a ja nie mogłam nic zrobić.
-Co z ciebie za idiota. Myślisz, że jak masz władzę to co? I tak nie myślisz i jesteś obleśny. Nie trudno zgadnąć, że jesteś samotny. Więc może przystopuj i zajmij się swoim życiem.
Z powrotem usiadłam.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, duchota doskwierała niemiłosiernie. Policjanta, który stał obok, za kratą, słyszałam jakby był piętnaście metrów dalej. Straciłam kontakt ze światem. 
Spojrzałam w bok i zobaczyłam Harrego. 
Brakowało jeszcze zwidów.
Krata się otworzyła, zorientowałam się że jednak Harry to nie wytwór mojej wyobraźni. Podniósł mnie za ręce. Chwycił pod ramię. Prowadził przez ten sam korytarz. Potykałam się o swoje nogi.
Gdy wyszliśmy było ciemno. Nie wiedziałam ile tam siedziałam.
Pomógł mi wsiąść do auta. Po chwili usiadł za kierownicą.
-Harry zabierz mnie stąd.-Poprosiłam.
Ruszył.
-I'll lift you up, I'll never stop
You know I'll take you to another world
I'll build you up, I'll never stop
You know I'll take you to another world 

Everyday, in everywhere...
I'll lift you up, I'll never stop
You know I'll take you to another world.-Zaśpiewał.
-Wszędzie?
-Mhm.-Mruknął.
-To potem. Ale teraz chce tylko do domu.
Ocknęłam się gdy Harry zgasił silnik.
Czułam się lepiej.
Miał moje rzeczy.
Wyszliśmy z auta, coś mi tu nie pasowało. Byliśmy pod jego domem.
-Co tu robimy?-Stanęłam przed drzwami.
-No chyba nie chcesz jechać do siebie. Jak byłem u was to Luca dał mi twoje ubranie na zmianę.
-Mój kochany braciszek.-Uśmiechnęłam się lekko.-Która godzina?
-Dwudziesta druga..
-Siedziałam tam pół nocy i dzień? Boże.
Harry otworzył mi drzwi. Szedł zaraz za mną. Pamiętałam drogę do jego pokoju. Pierwsze na lewo, obok Louisa.
W pokoju dał mi torbę od Luci. I swoją koszulkę.
-Nie dał ci nic do spania. Moja i Nialla łazienka jest na końcu korytarza, pewnie siedzi u siebie. Może ci nie wejdzie. 
Poszłam w skazane miejsce.
Wzięłam długi zimny prysznic. Prawie zasnęłam przed lustrem czesząc już wilgotne włosy.
Ubrałam koszulkę Hazzy, która sięgała mi do połowy ud.
-Harry co tak długi?-W łazience pojawił się Niall.-Maggie?
-No tak jakby.-Odwrócił się do blondyna.
-Tak się cieszę, że nic ci nie est.-Przytulił mnie.
Mim zmęczenia i złego humoru uśmiechnęłam się.
Zaprowadził mnie na dół do salonu. Siedzieli tam wszyscy prócz Louisa. Usiadłam obok Harrego.
Pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek.
-Czy to znaczy, że jesteście razem?-Zapytała Eleanor.
Również popatrzyłam na Harrego wyczekując odpowiedzi.
-No tak.-Uśmiechnął się.
Nagle Zayn wstał i wyszedł do ogrodu.
Nikt nie wiedział o co chodzi.
-Pójdę do niego.-Poszłam.
Zayn siedział przy basenie. Usiadłam koło niego wkładając nogi do wody. Mijały minuty, a on nic.
-Powiesz o co chodzi? Czy będziesz tak siedział i gapił się w wodę?-Milczał.-Chodzi o to, że jestem z Harrym?
-Nie.-Szybko zaprzeczył.-Po części.
-Zayn, w ogóle cię nie rozumiem.
-Chodzi o to, że...-Zaczął.
-Magge chodź już do środka.-Harry krzyknął przez uchylone szklane drzwi.
-Nie myśl, że cię to ominie. Dokończymy jutro.-Wstałam i podałam mu dłoń.
Chwycił się jej i również wstał.
Z miejsca poszłam do pokoju Harrego i się położyłam, p o chwili dołączył do mnie Harry.
-Zapomniałam zapytać. Co zrobiłeś, że mnie wypuścili?
-Ma się ten wdzięk i urodę.-Zaśmiał się, o czym śmiesznie poruszył brwiami.
-To, to ja wiem. Mam być zazdrosna? A tak serio to co zrobiłeś temu biednemu komendantowi?
-Nic szczególnego. Lubi nasz zespół i jego córka też. Obiecałem dwa bilety na nasz koncert w zamian za twoją wolność i dyskrecję.
-Ty mój bohaterze.-Pocałowałam go.-Dobranoc.
Po chwili zasnęłam.



Siemson.
jak widać nowy wygląd bloga, trochę się narobiłam, chociaż nie widać. a jak wam się podoba?
rozdział taki średni. może wam bardziej podoba się niż mi, a swoją opinię wyrażajcie w komentarzach
DZIĘKUJĘ;
JEST PONAD 3000 WYŚWIETLEŃ
I 14 CZŁONKÓW
do następnego
xoxo 

czwartek, 23 sierpnia 2012

16 "Dziś jest impreza u mojego kumpla. Pójdź ze mną"

*HARRY*
Wszedłem do domu. Wszyscy siedzieli w salonie. Stanąłem w progu, ich wzroki podniosły się na mnie i zamilkli.
-Louis jak mogłeś?-Powtórzyłem to pytanie w tym dniu chyba po raz czwarty. Wszedłem trochę głębiej. Patrzyli na mnie zdezorientowani.-Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, wiedziałeś, że mi na niej zależy, bo z tobą o niej rozmawiałem, w sumie jak o wszystkim innym. Ja głupi wierzyłem w naszą przyjaźń.
-Ale ja jestem twoim przyjacielem.-Odezwał się Louis.
-Nie masz prawa się tak nazywać. Gdybyś nim był chciałbyś mojego szczęścia. A reszta też nie jest bez winy. Wszyscy wiedzieliście. Nie wierzę, że mi to zrobiliście. Ufałem wam.-Jak najszybciej poszedłem do siebie.
Kompletnie nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Położyłem się na łóżku. Nie minęło pięć minut, a usłyszałem pukanie do drzwi.
-Kto tam?-Zapytałem.
-Niall.
-Nie chce mi się z wami gadać.
-Harry, bo się stąd nie ruszę.
-Niall tu przecież tu mieszkasz.-Umilkł. Zrobiło mi się go żal. Wysłali go, bo wiedzieli, że go wpuszczę. A kto by go nie wpuścił?-Dobra wejdź.-Dodałem po chwili.
W progu ukazał się blondyn. Po chwili usiadł koło mnie.
-Harry przepraszamy, na naszym miejscu zrobiłbyś to samo.
-No możliwe.
-Więc wszystko między nami okej?
Nie mogłem patrzeć na jego smutny wyraz twarzy.
-Okej.
Niall natychmiast się uśmiechnął.
-To może zejdziesz do nas na dół?
-Nie mam nastroju. Ale dzięki za chęci.-Wymusiłem uśmiech.
-No to ja cię zostawię samego.
Wstał i wyszedł.
Leżałem i patrzyłem w sufit. Koło dziewiętnastej zorientowałem się ile czasu zmarnowałem na głupie leżenie.
Usłyszałem pukanie . Drzwi uchyliły się, Eleanor stanęła w progu.
-Mogę?-Zapytała.
-Jasne.
-Przyniosłam ci kolację. Pomyślałam, że masz trochę kiepski humor i wolisz zjeść u siebie-Usiadła i podała mi talerz ze spaghetti.
-Dobrze, że chociaż jedna osoba w tym domu myśli.
Wziąłem od El talerz i zacząłem jeść.
-Powinieneś jej wybaczyć...-Zaczęła.
-Eleanor proszę.-Przerwałem jej.-Nie potrafię. To mnie przerasta.
-Zrobisz jak będziesz chciał. Ale zawsze będziesz moim braciszkiem.-Przytuliła mnie.-Pomyśl nad tym. Życie jest za krótkie żeby marnować go na fochy.


*MAGGIE*
Usłyszałam pukanie.
-Kto tam?
-Freddie. Mogę wejść?
-Jak chcesz.
Wszedł u usiadł koło mnie na łóżku.
-Canzie co się stało?
Nic nie odpowiedziałam.
Wyszłam spod kołdry i do przytuliłam.
Pocałował mnie we włosy. Dłońmi sunął po moich plecach.
-Już dobrze. Już wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie. Obiecuję, że już nigdy cię nie zostawię.
Po chwili położyliśmy się.
Wtulona w niego zasnęłam.
Rankiem wstałam, Freddie jeszcze spał, zeszłam do kuchni gdzie był Justin i Darcy.
-Przepraszam, że zostawiłam ci ją na głowię, zachowałam się jak nieodpowiedzialna gówniara.-Wzięłam Darcy na ręce. Nakarmiłam i usiadłam przy stole.
Przyszedł Freddie.
-Mam propozycję. Dziś jest impreza u mojego kumpla. Pójdź ze mną.
-Nie mam ochoty i nastroju.-Podprowadziłam go pod drzwi.
-Nie możesz cały czas siedzieć w domu. Powinnaś o nim zapomnieć. A jak ci się nie spodoba, będziemy w każdej chwili mogli wrócić.
-Może to dobry pomysł.
-Będę o dwudziestej.
-Okej, pa.-Zamknęłam za nim drzwi.
Wróciłam do kuchni, a potem cały dzień przesiedziałam w ogrodzie z Darcy.
Ubrałam granatową krótką sukienkę, zrobiło się trochę zimno więc nałożyłam na siebie beżowy.
Punkt dwudziesta wyszłam z Freddiem. 
Dom jego kolegi był dość duży. Pełno ludzi, dymu z papierosów i oddechów pijanych ludzi.
Poznałam jego przyjaciół. Bardzo w porządku ludzie.
Piłam bez umiaru, co miałam w rękach. Ocknęłam się w łazience. Nawet trzeźwa. Powoli wstałam, wszędzie leżeli pijani ludzie. Znalazłam swoją torebkę i płaszcz.
Wyładowany telefon, świetnie.
Szukałam Freddiego.
Jakby rozpłynął się w powietrzu. Byłam zła, że mnie zostawił samą w obcym domu i z obcymi ludźmi. 
Zegar wskazywał trzecią nad ranem.
Ubrałam płaszcz i wyszłam.
Jedyne miejsce, które przyszło mi na myśł, w które mogłam się udać, to park gdzie peirwszy raz spotkałam Harrego.
Trochę się bałam iść w nocy, ale było więcej takich jak ja.
Ciągle miałam przed oczami smutną twarz Harrego.
Po dwudziestu minutach byłam w parku.
Na ławce w miejscu naszego pierwszego spotkania siedziała jakaś osoba.
Chłopak.
Brąz loki.
HARRY.
Zrobiło mi się gorąco. Pojawiła się taka malutka iskierka nadziei, że on jednak kiedyś mi wybaczy. Kiedyś.
Usiadłam obok niego. Nawet nie spojrzał. Wiedziałam co powinnam powiedzieć. To co czułam.
-Kocham się.-Przerwałam ciszę.
On splótł nasze palce.
-Ja ciebie też.-Powiedział.
Spojrzałam na niego, a on na mnie.
-Harry przepraszam.
-Nie przepraszaj.-Przytulił mnie.-Jak powiedziała jedna osoba; "Życie jest za krótkie, żeby marnować go na fochy".-Pocałował mnie niezwykle czule.
-Co tu się dzieje?
Puściliśmy się i popatrzyliśmy na postać stojącą przed nami.
Był to policjant, nawet młody, z wąsami. 
Świecił nam po oczach.
-Siedzimy sobie najzwyczajniej w parku, a co nie widać?-Odezwał się Harry.
-No nie wydaje mi się. Przed czwartą nad ranem? A na dodatek wyczuwam alkohol. Proszę dowody.
Harry wyciągnął swój i dał go funkcjonariuszowi. Ten popatrzył i mu oddał.
Moje poszukiwania trochę zajęły. Znalazłam w torebce portfel i wyciągnęłam z niego dowód.
Podałam do mężczyźnie. Zrobił to samo co z Harrym.
-Pan może iść, a pani pojedzie ze mną.-Chwycił mnie za rękę i wstałam.
-Ale proszę mnie puścić. Nigdzie nie jadę. Chyba mam jakieś prawa.
-Owszem, ale osiemnaście lat skończy pani za piętnaście dni. Więc niech się pani ruszy albo użyję siły.
-Halo.-Harry stanął pomiędzy nami, do mnie tyłem, że policjant nie mógł mi nic zrobić.-Może da się to jakoś inaczej załatwić.
-Niech się pan odsunie. Bo pana też weźmiemy.
-Harry ja już pójdę z tym oblechem, a ty jedź do mnie, powiedz  moim braciom, że wyjechałam coś załatwić i że nie będzie mnie parę dni.
-Świetne kłamstwo.-Przerwał mi policjant.
-Zamknij się i nie przerywaj mi cwelu.
-Do zarzutów dostanie pani jeszcze obrażanie funkcjonariusza.
-A goń się.
-Nie zostawię cię.-Harry chwycił mnie za rękę.
-Harry idź już.
Policjant zakuł mnie w kajdanki jak psychopatę i poprowadził do radiowozu.  



 Witam ♥
dłuższy niż zwykle
dziękuj za komentarze, zawsze jak je czytam to uśmiech pojawia mi się na twarzy, bardzo dużo to dla mnie znaczy, więc dalej do tego zachęcam
Follow me on twitter : @AliceLuberda
jak są jakieś pytania, sugestie lub coś takiego to prosze na tt
do nastęonego
xoxo

     

sobota, 18 sierpnia 2012

15 "Chodzi o tego chłopaka?"

Darcy spała z Justinem przed telewizorem. Jego okryłam kocem a ją wzięłam na górę do siebie.
Zasnęłam, po północy obudził mnie płacz Darcy, wzięłam ją na ręce nakarmiłam i z powrotem włożyłam ją do kojca.
Zeszłam do kuchni.
Zapaliłam małe światełko nad blatem. Sięgnęłam do szafki po szklankę i nalałam do niej wody.
Odwróciłam się, a w progu stał Luca. Prawie dostałam zawału.
-Czy ty chcesz mnie zabić?-Krzyczałam przez szept. Po chwili uspokoiłam ciśnienie.-Jak przyjęcie?
-W porządku. Tu masz tort.-Podał mi tackę z ciastem. Wzięłam widelec, usiadłam i zaczęłam jeść.-Ten Harry to spoko gość, choć trochę przygnębiony. Powiesz w końcu o co chodzi?
-No ja też bym się chętnie dowiedział.-Justin wszedł zaspany do kuchni. 
-No dobra.-Westchnęłam, a oni usiedli naprzeciwko mnie.-Powiedziałam mu, że Darcy to moja siostra. Od początku go okłamuję, wszyscy wiedzą oprócz niego. A jego głupi przyjaciel szantażuję mnie i muszę zostawić ich w spokoju.-Zapadła tępa cisza.
-O Boże.-Powiedział Luca.
-Wiedziałem, że to przerąbana sytuacja, ale nie wiedziałem, że aż tak do dupy.-Dodał Justin.
-Tylko tyle potraficie powiedzieć? Wy to umiecie pocieszyć człowieka. Dzięki. Idę do Darcy.-Wstałam i wróciłam do pokoju.
Potem już nie zasnęłam.
Rano doprowadziłam się do porządku po nieprzespanej nocy.
Ubrałam czarne długie leginsy i jeansową koszulę.
Zauważyłam, że brzuch po ciąży zmalał, mogłam ubierać się już w normalne ciuchy przed ciążą. Nawet przeszło mi przez myśl, że po urodzeniu zrobiłam się jeszcze chudsza.
Po dwunastej zeszłam do salonu. Razem z braćmi i córką oglądaliśmy kreskówki.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Justin wstał i otworzył.
-Jest Maggie?-Któż onny jak nie Harry Edward Styles.
-Nie ma jej.
-Nie kłam. Wiem, że jest w domu.-Słyszałam kroki-wszedł do domu.
-Trzymaj kciuki za mamusie.-Szepnęłam do Darcy i pocałowałam ją w czoło.
Wstałam i poszłam na korytarz.
Parę metrów przede mną stał Harry, a za nim Justin.
-Chodź na górę.-Zero emocji w moim głosie. Poszłam do pokoju, a on tuż za mną.
Serce waliło mi jak oszalałe, myślałam, że jeszcze chwila a wyskoczy mi z piersi. Brzuch rozbolał z nerwów.
W moim pokoju usiadłam na łóżku, a on stał przede mną oczekując na moje wytłumaczenie.
Wyglądał tak przystojnie w ciemnych rurkach i koszuli w kratę.
-Chodzi o tego chłopaka?-Przerwał ciszę.
-Jakiego? O czym ty mówisz?
-Ten, z którym wczoraj stałaś pod domem.
-Co? Nie. Freddie to mój przyjaciel z Chicago.
-To w końcu wytłumacz.
-Dobrze, ale błagam cię. Pozwól mi powiedzieć wszystko do samego końca.-Skinął głową, siadając obok mnie.-Zacznijmy od samego początku. Darcy to moja córka.-W jego oczach obaczyłam zaskoczenie, ale też złość.-Kłamałam bo nie chciałam wyjść przed tobą na puszczalską. ojciec Darcy nie wie o niej. Został w Chicago.-Kręcił głową z niedowierzaniem. Ojciec nie żyję od moich urodzin, a matka mnie nienawidzi, oddała Darcy cioci i stąd się tu wzięłam. Zayn dowiedział się pierwszy, wygadałam się niechcący. Potem wszyscy oprócz ciebie i Liama.-Łzy zaczęły płynąć z moich oczu na widok jego zranionej twarzy.-Wiele razy próbowałam ci to powiedzieć. Napisałam list, który zobaczył Louis i tak się dowiedział, zaszantażował mnie, że mam was zostawić, a jak nie to ci powie.-Wtedy łzy leciały mi strumieniami.-Wolałam żebyś o mnie zapomniał, bo gdybyś mnie znienawidził nie zniosłabym tego.-Zapadła cisza.-Błagam powiedz coś.
-Jak mogłaś?-Szepnął. Wstał.-Jak mogłaś zrobić mi coś takiego?!-Krzyknął po chwili.-A ja ci ufałem. Wszystko zepsułaś.
-Harry przeprasza.
-Chyba trochę już za późno.
-To dlatego, że mi na tobie zależy.-Podeszłam do niego. Zobaczyłam małą łezkę na jego twarzy. Chciałam ją wytrzeć, ale się odsunął.
-Nie wiem czy potrafię ci wybaczyć. Tobie i Louisowi. A ja myślałem, że to moja wina. Wiesz co jest w tym najgorsze? Że ja nadal coś do ciebie czuję. Gdy mnie zlewałaś, myślałem tylko o tobie. Dalej nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłaś.-Odwrócił się. Chwycił klamkę i otworzył drzwi.
-Harry, proszę, nie.-On odwrócił się, popatrzył z pogardą, wyszedł i trzasnął drzwami.
Osunęłam się po ścianie na ziemię. Czułam jakby moje serce ktoś podeptał i kopnął.



tak wiem wiem, krótki.
wynagrodze to w rozdziale numer 16 i 17
w sumie może to nudzić, że cały czas pokłóceni i tym podobne, ale już w następnym bądź jeszcze następnym (zależy jak sie wyrobie) będzie bardziej słodko.
nie chce spamu!
dziekuje za komentarze perełki♥
ponownie proszę o osoby które dają 'nudne' niech podadzą powody.
do następnego
xoxo

  

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

14 part 2 "Chcę z tobą być"

Zeszłam do kuchni gdzie siedział Justin.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się.-Zostajemy sam. Co powiesz na film?
-Chyba zasnę z nudów, w sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty.
-Tak myślałam. I tak pierwsze idziesz na zakupy, a ja muszę zrobić pranie.
-Muszę?-Jęknął.
-Tak. Inaczej umrzemy z głodu. Byle że robisz pranie.
-Dobra, dobra. Co mam kupić?
-Wiedziałam.-Zaśmiałam się.
Dałam mu listę i pojechał.
Postawiłam Darcy na pralce, a sama segregowałam pranie.
Białe do białych, czarne do czarnych, kolorowe do kolorowych. I tak w kółko.
W końcu po godzinie skończyłam. Justin wrócił, a ja postanowiłam coś ugotować.
Zaczęło padać.
Po szesnastej przed filmem chciałam zadzwonić do Tay.
Wykręciłam jej numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Cześć Taylor. Zapomniałam ci powiedzieć, żebyś złożyła mamie życzenia ode mnie, i przeproś za moją nieobecność.
-Maggie?-to nie była Taylor. Męski przyjemny głos. Harry-Błagam cię nie rozłączaj się. Nie wiem co zrobiłem, ale proszę daj mi szans, spotkajmy się. Porozmawiajmy.-Zaczęłam płakać.-Chcę z tobą być. Nie odpuszczę.
Rozłączyłam się. Cisnęłam telefonem w ścianę.
Byłam wściekła na siebie. Co ja z nim zrobiłam? On myślał, że to jego wina. Nie potrafiłam powstrzymać łez.
Musiałam coś ze sobą zrobić.
Zeszłam na dół.
-Justin wybacz, ale muszę coś zrobić. Popilnuj Darcy.-Nie zdążył odpowiedzieć bo wybiegłam z domu.
Przestało padać, a pomiędzy chmurami przebłyskiwało słońce.
Nie miałam pojęcia gdzie biegne.
Potem przypomniałam sobie miejsce, w które zabierał mnie Joe kiedy odwiedzaliśmy ciocię. Byłam mała.
Mówił mi, że tata go tam zabierał kiedy też był malutki. Obserwował tatę jak wędkował.
Pokazywano mi wiele zdjęć taty i opowiadano o nim, ale ja wciąż nie potrafiłam go sobie wyobrazić jako mojego ojca. Nie wiedziałam jak to jest mieć ojca, ale o jego braku wiedziałam dużo. Aż za dużo.
Podobno był wspaniałym człowiekiem. Miał swoją restaurację. Nikt po jego śmierci tam nie wchodził, a mama wciąż płaciła rachunki, widocznie była bardzo przywiązana do tego miejsca.
Nie znałam tego człowieka, nie potrafiłam powiedzieć "Kochałam tatę", wiadomo jakieś uczucia są, w końcu dzięki niemu istnieje. Ale to nie to co moi bracia.
Biegłam przez gęsty las.
Jezioro Ruislip Lido, to jest to miejsce. Trafiłam na tą małą plaże, na którą chodziłam przed latami.
Przeszłam na piasek. Po paru sekundach znalazłam się na niewielkim molo.
Ciężko oddychałam, po takim długim biegu zrobiłam się z lekka sflaczała. Wrzasnęłam na cały głos z rozpaczy.
Nagle zrobiłam coś najgłupszego w moim życiu. Ale tak już bywa. Robię, a potem myślę.
Wskoczyłam do wody.
Nie z chęci zabicia się, albo czegoś w tym stylu. Tak sama z siebie.
Ciemna otchłań pochłonęła mnie. Woda otuliła całe moje ciało. Bąbelki z powietrzem, które były koło mnie spowodowane moim skokiem zniknęły.
Niezwiązane trampki zleciały mi ze stóp. Włosy lekko falowały mi nad głową.
Czułam, że coraz bardziej lecę w dół. Brakowało mi powietrza.
Dotknęłam dna.
Odepchnęłam się ile miałam sił w nogach. Płynęłam w górę wykorzystując resztę energii. Zobaczyłam nad głową jasne światło. Zachłysnęłam się wodą. Po chwili wypłynęłam na powietrze, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam kaszleć. Ledwo dopłynęłam do brzegu, usiadłam na drewnianym molo. Po paru minutach udało mi się uspokoić oddech.
Zaczęło mi się robić zimno. Postanowiłam wracać. Gdy wyszłam z lasu na normalne ulice, ludzie patrzyli na mnie jak na czubka. Boso, z przemoczonymi ubraniami, a z włosów skapywała mi woda.
W połowie drogi do domu natknęłam się na jakiegoś kolesia.
Odwróciłam się i poznałam Freddiego.
-Maggie.-Przytulił mnie.-Kopę lat.
-Cześć.-Uśmichnęłam się.
Cała trzęsłam się z zimna.
Freddie był to przystojny wysoki facet. Szczupły i przystojny. Miał brązowe oczy i ciemne blond loki.
-Co ci się stało?-Popatrzył na mnie zaczynając od mokrych włosów, kończąc na bosych stopach.
-Złapał mnie deszcz.-Skłamałam.
-Będzie ci cieplej.-Okrył mnie swoją szarą bluzą z kapturem.-Może będą za duże, ale będzie ci lepiej.-Ściągnął swoje czerwone vansy.
-Chyba oszalałeś.-Zaśmiałam się.
-No ubieraj bo ci palce odpadną.-Również się uśmiechnął.
Więc ubrałam.
Ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Szedł w samych skarpetkach.
-To miłe.-Nie przestawałam się uśmiechać.
-Opowiadaj co u ciebie.
-Tak sobie, z Darcy okej.
-Jak Charlie zareagował na wieść o twojej ciąży?
-Nie wie o tym.-Spuściłam wzrok na vansy przyjaciela.
-Że jak? Maggie, Maggie, ale namieszałaś.
-Nie gadajmy o mnie. Mów jak u ciebie.
Byłam ciekawa jak sie miewał mój stary przyjaciel.
Od dziecka się przyjaźniliśmy. Przez całą podstawówkę, gdy wyszedł z gimnazjum, a ja miałam jeszcze dwie klasy, zaczął przyjaźnić się z rówieśnikami, a dla mnie nie miał już czasu. Czasami się widywaliśmy jak przychodził do Justina. Aż się wyprowadził z Chicago.
-Odkąd się przeprowadziłem, brakuje mi ciebie.
-Ja też się za tobą stęskniłam.
Doszliśmy pod dom. Stanęliśmy przed furtką. 
Chciałam dowiedzieć się jednej ważnej rzeczy, która długo mnie męczyła.
-Dlaczego mnie wtedy zostawiłeś?-Wypaliłam prosto z mostu. Popatrzył na mnie nie mając kompletnie pojęcia o czym mówię.-Nie miałeś czasu. Znalazłeś nowych przyjaciół, a mnie zostawiłeś samą. Poza tobą nie miałam nikogo. Znudziłeś się mną?
-Canzie.-Od dziecka tylko on mnie tak nazywał mnie skrótem od nazwiska, który sam wymyślił.-To nie tak.
-A jak? Potrzebowałam cię. A ty zachowywałeś się jakbyśmy w ogóle się nie znali. Potem kolegowałeś się z Justinem bo był z twojej paczki, a ja po tylu latach przyjaźni stałam się "Siostrą kumpla".
-Nie mów tak.-Przytulił mnie.
Akurat wychodzili goście od Taylor miedzy innymi Harry.
Szybko puściłam Freddiego, ale Harry i tak nas zauważył.
-Powinnam już iść.-Oddałam chłopakowi bluzę i buty.-Pa Freddie, do zobaczenia.
Weszłam do domu.   




Siemson.
zaczne od tego że obiecałam coś ciekawszego i mam nadzieje że takie jest
po drugie prosiłabym jeśli ktoś daje 'nudne' a przecież jest po to żeby dawać bo gdybym nie chciała to nie dałabym takiej reakcji, to niech pisze komentarz dlaczego tak uznał, bądź czemu mu się nie podoba, ponieważ chciałabym się poprawić. a jeśli komuś na prawde się nie podoba że aż niedobrze mu się robi, to niech nie czyta, nikomu nie każę, to ma być miłe, a nie jakaś kara albo coś w tym stylu.
a reszcie dziękuję bo jesteście skarbami ♥
do następnego xoxo   

piątek, 10 sierpnia 2012

14 part 1 "Czas działać Mag"

Wytarłam łzy. Wstałam i wróciłam do jadalni.
-Wszystko w porządku?-Zapytał Luca.
-Tak.-Wymusiłam uśmiech.
Dokończyliśmy posiłek w ciszy. 
Miałam zły humor, chciałam odreagować chwilą na świerzym powietrzu.
Przeprałam się w zwiewną miętową sukienkę do tego złote zandałki.
Włożyłam Darcy do wózka.
Był ciepły dzień, raz na jakiś czas powiał przyjemny wiaterek.
W parku rozłożyłam koc na trawie pod drzewem.
Usiadłam wygodnie, a Darcy na moich kolanach, usnęła.
Ze spokojem obserwowałam szumiące drzewa, bawiące się dzieci i rozmawiających ludzi. Zakochane pary i te sprawy. Chwyciłam doła. Zebrałam rzeczy i poszłam do sklepu.
Na szczęście nie było dużo ludzi. Wzięłam kilka drobnych rzeczy. Podeszłam do półek z płatkami śniadaniowymi. Gdy wzięłam opakowanie do ręki, odwróciłam się, ktoś stał przed wózkiem z Darcy i się z nią bawił.
Chrząknęłam a on nic. Wkurzyłam się, nie będzie obcy facet zbliżał się do mojej córki.
-Przepraszam co pan robi?-Podeszłam.
Blond włosy, aparat na zębach i niebieskie oczy.
Niall.
-Przepraszam Maggie, nie widziałem cię, Darcy leżała taka smutna w tym wózku.
-Spoko, okej. Po prostu cię nie poznałam. Jesteś sam?
-No tak, wysłali mnie.
-Ja już idę do kasy, więc...
-Ja też. Przy okazji odprowadzę cię do domu.
Nie mogłam mu odmówić. Po dziesięciu minutach wyszliśmy ze sklepu. Niall był taki szczęśliwy, że widzi Darcy, a ja z tego skorzystałam. On wiózł wózek, a ja szłam wolna.
Szliśmy spacerkiem.
-Niall nie mów nikomu, że się spotkaliśmy.
-No okej, jak chcesz, ale czemu?
-Nie chce, żeby Harry się dowiedział.
-Czemu?-Zobaczył moje zwątpienie w czach.-Jak nie chcesz to nie musisz mówić. Słyszałem, że Eleanor i Zayn byli u ciebie. Nieźle ich spławiłaś. Wszyscy wiedzą, że kłamałam, nie są źli, ale im przykro.
-Nie wiem co powiedzieć, to wszystko jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
-Może i nie wiem, ale ciebie i Harrego coś łączy. To widać, Harry od tej sytuacji pod domem zachowuje się jakby świat przestał istnieć. Musisz coś z tym zrobić. Nie pozwól na to żeby to uczucie przestało istnieć. 
Znaleźliśmy się pod moim domem.
-Niall ja nie chce go stracić.-Przytuliłam go.
-Czas działam Mag.
Łza poleciała mi po policzku.
-Dziękuje ci. Potrzebowałam tej rozmowy.-Puściłam go.
-Będę czekał na nowinę, że jesteście razem.
-Pa Niall. Niech to pozostanie między nami.
Pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Dowiedziałam się że Harry znowu był. Justin zajął się Darcy a ja poszłam spać.
Obudziłam się następnego ranka przez dźwięk mojego telefonu.
Trzy wiadomości.
Od Harrego: "Jak mogłaś?!"
Że jak? Nic mu nie zrobiłam.
Od Louisa: "Jaka była umowa?!"
I od Nialla: "Maggie zobacz do internetu"
Włączyłam laptopa. Na pierwszej lepszej tronie plotkarskiej. I zobaczyłam artykuły o mnie i o Niallu. Zdjęcia z dnia poprzedniego. Jak wracaliśmy ze sklepu, i jak się do niego przytuliłam. Oczywiście w wózku była córka Nialla. Byłam równocześnie z Harrym i Niallem. A komentarze były nie miłe.
Napisałam do Nialla: "Proszę, wyjaśnij Harremu o co chodzi, powiedz jaka jest prawda, jest twoim przyjacielem, na pewno ci uwierzy"
Do pokoju wszedł Luca.
-Cześć siostra. Co taka załamana siedzisz?
-A no dowiedziałam się, że Darcy to córka Nialla i byłam z nim i Harrym w tym samym czasie, a najlepsze w tym to, że on myśli, że to prawda.
-Jak cię kocha to po jakimś czasie uwierzy w prawdę. Ale do rzeczy. Ja z Taylor weźmiemy Darcy, Justin pójdzie z Freddiem na deskę, w takim razie masz wolny dzień od wszystkiego.
-Dziękuje.
-Nie masz za co. Należy ci się. My już wychodzimy. Będziemy koło dwudziestej pierwszej.
Po dziesięciu minutach zostałam sama w domu.
Ubrałam dres i zeszłam do kuchni, wypiłam szklankę soku i wyszłam z domu.
Zaczęłam powolny chód, który zmienił się w trucht a potem bieg.
Mijałam uśmiechniętych i szczęśliwych ludzi. Pary cieszące się z każdej minuty spędzonej razem.
Pustka - tyle mi zostało.
Biegłam dalej nie czując zmęczenia.
Po pół godzinie wróciłam do domu. Udałam się do łazienki na długą kąpiel.
Zeszłam do kuchni. Wycisnęłam sok z jabłek, wypiłam go i poszłam do ogrodu. Było pochmurnie z reguły w Londynie, ale i tak miło posiedzieć i odpoczywać w spokoju.
Jak się opamiętałam była już piętnasta.
Brakowało mi darcy.
Położyłam się w salonie i zasnęłam. Obudził mnie trzask zamykanych drzwi.
Dwudziesta pierwsza dwadzieścia osiem wskazywał zegarek na ścianie. Świetnie przespałam cały swój wolny dzień.
Justin i Luca z darcy stanęli w progu.
-No to widzę, że siostra poszalałaś.-Zaśmiał się Luca.
-Ha, ha. Zabawne. A teraz daj mi Darcy.
Usnęła w sekundzie.
Wzięłam ją na górę.
Po chwili sama usnęłam.
Obudziła mnie Taylor.
-Co ty tu robisz o tak wczesnej porze?-Przetarłam oczy.
-Jak wcześnie? Jest dwunasta.
-O Boże. Ostatnio wstaję późno. Nawet Darcy mnie nei budzi.
-Słuchaj mama ma dziś urodziny. Od piętnastej zaczną zjeżdżać się goście. Będzie cała rodzina.
-Cała?-Zapytałam z nadzieją w głosie oczekując odpowiedzi "tak Maggie. Harry będzie, spotka cię, wszystko się ułoży, a Louis na pewno się nie dowie."
-No. A coś nie tak?-Zapytała zdziwiona.-A no tak-Harry.-Dodała po chwili.-Przecież możesz go unikać.
-Tay wiem, że masz duży dom, ale nie aż tak. Dzięki za chęci, ale wole zostać w domu.
-Jak chcesz.-Wzruszyła ramionami.-Nawet Luca idzie. Tort przyniesie ci wieczorem. A teraz muszę lecieć pomóc mamie. 
-Miłej zabawy.
Wyszła.




Czołem.
podzieliłam rodział 14 ponieważ wiem że ostatnio nawaliłam i dodałam trochę nudny, jakbym chciała to wszystko dodać w jednym to byłby strasznie dłuuugi, a nie chce tak robić. te części są ze sobą bardzo powiązane, za jakieś 4 albo nawet 3 dni dodam drugą część.
 mam nadzieje że chociaż ten rozdział wam sie bardziej spodoba od poprzedniego. Przepraszam że nawaliłam.
dziękuję za komentarze i reakcje!
dziękuje ze zostałyście mimo mojego przynudzania.
obiecuje że 2 część i rozdział 15 bedzie ciekawy
do następnego
xoxo
 
 

wtorek, 7 sierpnia 2012

13. "Poznałam kogoś, mieszkam u niego"

Zadzwoniłam do Taylor.
-No nareszcie.-Odezwała się, nawet nie zdążyłam powiedzieć słowa.
-Co się stało?
-Harry jest u mnie. Jest kompletnie zdołowany, chce jechać do ciebie do szpitala.
-Nie ma takiej opcji! Zatrzymaj go!
-Ale jak?
-Nie wiem. Wymyśl coś. Zamknij go w łazience.
-Robię to tylko dlatego, że to mój kuzyn.
-Też cię kocham Tay.
Rozłączyła się.
Modliłam się w duchu żeby nie przyjechał.
Przez resztę nocy nie zmrużyłam oka. Rankiem obudziła się Darcy, nei płakała.
Do sali przyszedł lekarz, inny niż też dzień wcześniej.
Poszłam za nim z Darcy na rękach, pojechaliśmy na ósme piętro, wpuścił mnie do pierwszego gabinetu. Wziął ją ode mnie i położyła na leżance.
Badał ją może dziesięć minut, potem usiadł przy biurku i zaczął coś pisać. 
Wzięłam córkę na ręce i podeszłam do lekarza.
-Coś już wiadomo?
-Tak, właściwie wszystko. To wszystko było pomyłką. Nie potrzebnie była tu pani z córką na noc. To zwykła kolka.
Poczułam się jakby w gorący dzień, ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
-To czemu musiałam jednak zostać?
-Przepraszam za tego lekarza wczoraj, ale jest nowy.
-Nieważne. A panu bardzo dziękuję, miłego dnia.-Wyszłam.
Wróciłam do sali. Przebrałam Darcy. Pod szpitalem złapałam taksówkę. W drodze nie było żadnych komplikacji.
Gdy wychodziłam z taksówki trochę bałam się, że spotkam Harrego, ale nic takiego się nie zdarzyło.
Gdy weszłam do domu, od razu stanął przede mną komitet powitalny w postaci moich braci.
-Mogłaś dzwonić.-Justin wziął Darcy i poszedł z nią do salonu.
-Pozwólcie, że wezmę kąpiel, potem pogadamy.
Udałam się do łazienki. Zdejmowanie ubrań wyssało ze mnie resztę energii.
Weszłam do gorącej wody. Położyłam się, ale oczywiście telefon zaczął dzwonić.
-Halo.-Nawet nie zobaczyłam kto dzwonił.
-Cześć Maggie. Tu ciocia.
-O hej.
-Nie mam zbytnio czasu, dzwonię żeby ci tylko powiedzieć, że zostanę tu na dłużej.
-Jak to?
-Poznałam kogoś, mieszkam u niego.
-A co z twoją pracą?
-No nic, zwolnią mnie.
-A co ze mną?
-Dasz sobie radę. Jesteś dorosła.-Rozłączyła się.
W sumie ucieszyłabym się, że ciocia jest szczęśliwa, ale co ze mną? Jak utrzymam córkę?
To było pewne, że musiałam znaleźć pracę, ale co z Darcy?
Ciągle jakieś ale.
Z zamyślenia wyrwał mnie kolejny telefon.
-Udało się.-Odezwała się odoba po drugiej stronie.
Taylor.
-Co?-Nie wiedziałam kompletnie o co jej chodziło.
-Zatrzymałam go.-Powiedziała z dumą w głosie.
-Jak?
-Upiłam go.
-Co?!
-Nie gadaj, tylko rusz tyłeczek i powiedz braciom, żeby go nie wpuszczali, bo zapewne po tym jak się obudzi, a nastąpi to zaraz, będzie chciał do ciebie iść.
-Pa.-Tylko tyle powiedziała i rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon.
W samym ręczniku wbiegłam do salonu gdzie moi bracia oglądali bajki z moją córką.
-Jak Harry przyjdzie to powiedzcie, że mnie nie ma. Nie wiecie gdzie jestem i kiedy wrócę. Jasne?-Powiedziałam na jednym oddechu.
-No okej. A coś się stało?-Zapytał Luca.
-Nie.-Podsumowałam krótko.
Poszłam do siebie. Ubrałam krótkie jeansowe spodenki i czarną podkoszulkę w serek.
Wyszłam z pokoju. zeszłam parę schodów w dół, stanęłam na ostatnim schodzie.
-Jest Maggie?-Harry, chciałam do niego podejść i się do niego przytulić, ale umowa.
-Nie ma jej.-Rozmawiał z nim Luca.
-Nie wiesz gdzie jest? Albo kiedy wróci.
-Nie. Sory stary.
-Jak wróci to powiedz jej żeby do mnie zadzwoniła.
-Okej.
-Na razie.-I ten jego smutny i zrezygnowany ton. Dobijał mnie.
Usłyszałam trzask drzwi. Weszłam za Lucą do kuchni.
-Siostra ja nie wiem co ty z nim zrobiłaś, ale wygląda jak wrak człowieka.
-Ciocia nie wraca.-Zmieniłam szybko temat.-Będę musiała znaleźć sobie pracę.
-Chyba sobie żartujesz. Ty i praca? Nawet nie skończyłaś średniej szkoły. Będziemy wysyłać ci z Chicago pieniądze. Darcy jest ważniejsza niż jakaś głupia praca. Nie pozwolę ci zostawiać ją jakieś obcej osobie pod opieką. Jesteś jej mamą. A co do jej wychowania to sobie poradzić, będziemy cię często odwiedzać. 
-Dziękuję.-Przytuliłam go.
Resztę dnia spędziłam mile z braćmi i Darcy w ogrodzie.
Po czterech dniach od pobytu w szpitalu poranek również zaczęłam od zwykłych prostych czynności.
Zrobiłam obiad. Usiedliśmy razem. Posiłek przerwał nam dzwonek do drzwi.
-Ja otworze.-Justin wstał i wyszedł z kuchni.-Maggie masz gości.-Krzyknął po chwili.
Wstałam od stołu.
W przed pokoju nikogo nie było.
-Są w salonie.-Justin przeszedł obok mnie.
Obawiałam się Harrego, ale przecież ich prosiłam, żeby go nie wpuszczali. A więc?
Eleanor i Zayn.
Ona stała z skrzyżowanymi rękami na piersiach, a on trzymał dłonie w kieszeni.
Gdy zorientowali się, że jestem w salonie popatrzyli na mnie wzrokiem typu "Co ty najlepszego narobiłaś?!". Wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji.
Pierwsza odezwała się El.
Powiesz co się stało? Czy będziemy stać jak kołki i zachowywali się jakby nic się nie stało?
-Harry chodzi pół żywy.-Dodał Zayn.
-Nie uważacie, że to sprawa pomiędzy mną a nim?-Musiałam ich spławić, żeby sobie poszli.
-Ale to jest nasz przyjaciel, a ty również jesteś dla nas ważna.-Odparła brunetka.
Zrobiło mi się miło na słowa "Jesteś dla nas ważna", ale musiałam zachować zimną krew.
-Proszę was.
-Co proszę? Zachowujecie się jak dzieci, nie możecie porozmawia jak ludzie?-Zapytał Malik.
-Wybaczcie, ale muszę iść z córką do lekarza.-Wykorzystałam to, że spotkałam Zayna przed szpitalem.-Wizyta jest za dwadzieścia minut.
-Maggie porozmawiajcie.-Eleanor wyszła.
-Bądźcie poważni.-Po chwili Zayn zrobił to samo.
Usiadłam na podłodze. Zaczęłam płakać.
-Co ja narobiłam?-Zapytałam sama siebie.




WITAAAAAAM.
więc kolejny rozdział, taki sobie moim zdaniem, mogłam napisać go lepiej.
co do Louisa, lubię go bardzo, ale ktoś musi być tym "złym" a wypadło na niego, nie to że żywię do niego urazę czy coś bo tak nie jest.
dziękuje za komentarze i reakcje, zachęcam do tego wciąż.
JESTEŚCIE WSPANIALI. DZIĘKUJE ZA WSZYSTKO.
mój twitter - @AliceLuberda
do następnego
xoxo