-Harry... - szepnęłam. - Harry... - lekko potrząsnęłam jego ramieniem.
-Idź spać kochanie, jeszcze noc. - mruknął, nie otwierając oczu i mocniej mnie przycisnął do siebie.
-Ktoś tu chodzi. Chyba już wstali. Chodźmy też. - jęknęłam.
Harry lekko otworzył oczy, zaspany spojrzał na zegarek, który był zapięty na jego lewej ręce.
-Sprawdziłbym godzinę, ale wczoraj zamoczyłem zegarek i nie działa. Zgaduję, że jest koło siódmej. Śpij. - ponownie zamknął oczy.
I zasnęłam.
Ocknęłam się jak Hazz zaczął się wiercić.
-Błagam. Śpij. - nałożyłam na swoją głowę poduszkę.
-Ktoś tu chodzi. Chyba już wstali. Chodźmy też. - powiedział, starając się mówić jak ja.
-Zabawne. - mruknęłam. - Jestem zmęczona. Chociaż pięć minut.
-Bo cię wyciągnę przed namiot. - zaczął odkrywać koce.
-Dobra. Już idę. - usiadłam. - Czemu jest tak głośno? - dopiero usłyszałam otaczające mnie zamieszanie.
-Nie mam pojęcia. Ubierzmy się i pójdziemy zobaczyć.
Starałam się doprowadzić się do normy jak najlepiej mogłam, ale w takich warunkach, gdzie nawet nie mogłam wstać na równe nogi. Jak na takie dziwne normy, nawet szybko się ogarnęłam.
-Cudownie wyglądasz w ten pochmurny i zimny dzień. - pocałował mnie od razu kiedy wyszliśmy z namiotu.
-Może w końcu zajęlibyście się czymś więcej niż sobą? - podeszła Mari i spojrzała na nas krzywo.
-O co ci chodzi? - splotłam swoje palce z Harrym.
-Idź do Louisa. - odwróciła się, doszła do Nialla i wspólnie gdzieś poszli.
Podeszliśmy do Perrie.
-Co jest grane? Tylko wyszliśmy z namiotu, a już mi się zerwało. Gdzie jest Lou?
-Chyba zerwali, nie mam pojęcia. Jest w samochodzie, nie chce z nikim gadać, więc postanowiliśmy dać mu dłuższą chwilę. - wzruszyła ramionami. - Idę się przejść z Zaynem. W sumie został tylko Liam z Danielle. Jak się czegoś dowiecie to dzwoń.
Nie wiedziałam o co chodzi. Jeszcze dzień wcześniej wszystko było w jak najlepszym porządku. To był mój przyjaciel i nie mogłam patrzeć jak się męczy.
-Idę do niego. - odwróciłam się przodem do Harrego.
-Scarlett...
-Zaraz wrócę. - cmoknęłam go lekko w usta.
Siedział w aucie, trzymał ręce mocno zaciśnięte na kierownicy. Był wściekły, smutny, przybity i wszystko co najgorsze.
Podeszłam do drzwi od strony pasażera i szarpnęłam za klamkę, ale były zamknięte. Nawet nie podniósł wzroku.
-Otworzysz? Tu jest trochę zimno. - wciąż wstałam, a on wciąż nic. - LouLou... Przyjaźnimy się prawda? Komu o wszystkim mówiłam jako pierwszemu? Komu żaliłam się o tym jak bardzo chce być z Harrym a nie mogę? Huh?
Usłyszałam jak zamek się otwiera, ponownie szarpnęłam za klamkę, drzwi otworzyły się pomyślnie, szybko wsiadłam i zamknęłam drzwi.
-Gdzie ona jest? - spytałam patrząc naprzód.
-Nie wiem. Chyba wróciła do domu. - powiedział prawie niesłyszalnie.
-Czemu? Pokłóciliście się?
-A jak myślisz? - syknął.
-Przepraszam. Głupie pytanie. - westchnęłam. - W takim razie, o co poszło?
-O wszystko. Całą moją karierę, o zazdrość, brak czasu.
-Możesz zmienić tylko jedną rzecz. Istnienie w wielkim świecie to jednak coś stałego jak na razie. A dałeś jej powody do zazdrości?
-Nie. Chyba nie. Nie wiem. Nic nie zrobiłem.
Przysunęłam się bliżej i go przytuliłam. Moje głupie i beznadziejne rady mogłyby tylko pogorszyć sytuacje.
Trochę minęło zanim udało mi się wyciągnąć go na zewnątrz.
Starałam się go cały dzień mieć przy sobie, żeby żaden głupi pomysł nie przyszedł mu do głowy.
Poszłam tylko na chwilkę do samochodu bo krem do rąk, który zostawiłam na siedzeniu, kiedy wróciłam na miejsce gdzie miał na mnie czekać już go nie było.
-Louis?! Louis wracaj! I nie rób głupstw!
Wiedziałam, że takie wołanie nie ma sensu, ale musiałam coś robić, cokolwiek. Obeszłam całe pole, byłam na molo, patrzyłam w samochodach. Obdzwoniłam wszystkich. Nic.
Zaczęłam panikować, mógł zrobić wszystko.
Spotkaliśmy się wszyscy, wszyscy prócz Harrego. Rozdzieliliśmy się, poszli go szukać, a ja miałam zostać i czekać. Chciałam zobaczyć co się dzieje z Harrym.
-Wyjdziesz kiedyś z tego namiotu?
Stałam przed naszym chwilowym domem jakieś pięć minut i wyszedł.
-Louis zniknął.
-Jak to? - nagle zrobił się poważny jak nigdy.
-No rozpłynął się. Nie mam pojęcia. Spuściłam go z oka na sekundę. A co jeśli on zrobi sobie coś głupiego? - mój głos lekko zadrżał.
Byłam podłamana, nie mogłam nic zrobić. Miałam ochotę uderzyć siebie samą w twarz. Na co go zostawiałam w takim stanie?
-Nic sobie nie zrobi. - przytulił mnie. - Lou jest rozsądny. Na pewno zaraz wróci. Pewnie poszedł na spacer.
-To czemu nic nikomu nie powiedział? - podniosłam na niego wzrok. - Telefonu też nie odbiera.
-A komu by się chciało? Dziewczyna go rzuciła. Trzeba dać mu czas. Wróci. - pocałował mnie w czubek głowy.
Siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy, Harry na chwile poszedł do namiotu i wrócił wkurzony, nawet bardzo wkurzony.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że nie możemy się spotykać? - stanął przede mną.
-A czy to ważne? - stanęłam chcąc być na równo z nim, a i tak był wyższy o głowę.
-Tak? Scarlett, błagam cię. Specjalnie okłamałaś tatę, prawda? Co ja mu zrobiłem?!
Jego ramiona szybko wznosiły się i opadały. Nieraz był bardziej zły, ale nie wiedziałam czemu robił o to, aż takie zamieszanie.
-Dowiedział się, że my... No wiesz... - ściszyłam ton próbując go uspokoić. - Poza tym to nie ma znaczenia. Harry chcę z tobą być i będę. Serio tak ci zależy na uznaniu mojego taty?
-Wyobraź sobie, że mieszkamy parę metrów od siebie. Jak wróci ze szpitala... Jak ty sobie to wyobrażasz?
-Przestań! Chociaż teraz! Czy to jest dla ciebie najważniejsze w tym momencie? Zawsze musimy się kłócić? Nawet kiedy nasz przyjaciel gdzieś się włóczy i nie wiadomo czy żyje?! Odstaw nas na dalszy plan. Na świecie istnieją też inni ludzie.
-Gdzie są wszyscy?
W sekundzie odwróciliśmy się przodem do miejsca skąd pochodził głos. To pytanie uspokoiło mnie na tyle, że serce znowu zaczęło bić tak jak powinno.
Lou.
-Louis. - podbiegłam do niego. - Tak się martwiliśmy. - przytuliłam go. - Gdzie byłeś?
-Na spacerze, musiałem przemyśleć parę spraw. Wybacz Scarlett, ale chciałbym się położyć. - wyminął mnie i poszedł do swojego namiotu.
-Zadzwoń do reszty, że zguba się odnalazła i mogą wracać. Ja wezmę swój śpiwór i przenocuję w samochodzie, może tam będzie mi cieplej.
Oboje wiedzieliśmy, że to bujda, że prawdą jest to, że potrzebuję być sama, choć na tą noc. Nie byłam obrażona, nie rozstaliśmy się, nie oczekiwałam na przeprosiny, nie chciałam się wściekać ani nic w tym stylu. Potrzebowałam chwili oddechu i samotności. Przez tą noc zatęsknić. I znowu potrzebowałam, żeby dotarło do mnie jaka jestem głupia kłócąc się z nim i beznadziejna bez niego.
HEEEEEEEEEEEEEEEY
opóźnienia, opóźnienia... myśle, że chyba wynagrodze Wam to w następnym rozdziale, jak na razie możecie się tylko domyślać :P już miesiąc wakacji za nami :c. ale wciąż została druga połowa :) do następnego
xoxo
drama dramaaa draaaamaaaa :D
OdpowiedzUsuńja czekam na następny hihi XD
Cudowne :P
OdpowiedzUsuńCo taki krótki ten rozdział? :( No ale bardzo fajny ;p
OdpowiedzUsuń