Wszystko było gotowe do wyjścia, czekałam na Harrego, który wrócił się po telefon. Chciałam szybko wyjść, żeby nie spotkać braci, ani mamy, czy kim w końcu dla mnie są.
Justin wyszedł z kuchni i podszedł.
-Wiem, że nie chcesz z nami rozmawiać, ale chociaż to przeczytaj. - podał mi kopertę.
-Nie dzięki. - wzięłam ją od niego, przetargałam na pół i puściłam, a kartka, albo raczej jej resztki opadły na podłogę.
Harry stanął koło mnie, wziął torby, a ja Darcy.
Bolało mnie to, że tak to zostawiam, popełniam błąd, ale za bardzo mnie skrzywdzili, nie chciałam rozmawiać ani przebaczać, w moim stylu było uciekać od problemów. Nie chciałam ich nawet widzieć, miałam gdzieś co mieli do powiedzenia. Za późno. Stracili mnie. Na zawsze.
Wyszliśmy przed dom, gdzie mieliśmy się rozstać.
-Jak już będziecie w domu to zadzwoń. - pocałował mnie.
-Dobra, ty się pilnuj i słuchaj Liama. Masz być grzeczny, on mi wszystko powie. - pogroziłam mu palcem.
-Dobrze mamo. - pocałował Darcy w czoło. - Wsiadaj do tej taksówki bo spóźnisz się na lot.
-To do zobaczenia za trzy dni. - pocałowałam go i wsiadłam do żółtego samochodu.
Tak jak obiecałam, od razu po powrocie do domu, włożyłam Darcy do kojca i wykręciłam numer Harrego.
-No cześć, jak tam? - pierwszy się odezwał.
-W porządku, położyłam Darcy, zaraz sama się kładę, a wy jak?
-Okej. Nawet gadam z Zaynem.
-Wow, jestem z ciebie dumna.
-HARRY! - krzyknął ktoś z oddali.
-Muszę kończyć, widzimy się za dwa dni. Kocham cię.
-No hej.
Rozłączył się.
Mi nic innego nie pozostało, tylko pójść spać i tak zrobiłam. Z samego rana obudził mnie płacz Darcy.
Nakarmiłam ją, umyłam i przebrałam, siebie też ogarnęłam.
Podkusiło mnie żebym włączyła laptopa. W sieci pełno było zdjęć moich i Harrego z lotniska i wesela.
Oczywiście masa bzdur, że Darcy jest naszą córką.
Córkę włożyłam do kołyski sama usiadłam koło niej, ale nie na długo, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Podniosłam się i poszłam do drzwi, nie wiedząc, że ta osoba, która czeka aż otworzę może wywrócić mój świat do góry nogami.
W progu stanął Charlie.
Przytkało mnie, stałam jak słup soli. Chciałam, żeby to był sen.
-Co ty tu robisz? - wykrztusiłam.
-Przyleciałem po coś, a raczej po kogoś. - wszedł do środka.
Zaczęłam panikować, Darcy była w salonie, jakby tam zajrzał, wszystko by się wydało.
-O czym ty mówisz?
-Przestań udawać, wiem wszystko.
-Charlie wyjdź, bo zadzwonię na policję.
-Dobrze. - usiadł. - Powiemy, że urodziłaś nasze dziecko i uprowadziłaś je bez mojej wiedzy. - uśmiechnął się.
Załamałam się. Wiedział, ale skąd? Co ja miałam zrobić?
-Jej tu nie ma. - skłamałam.
-To poczekam. A tak a pro po, powinnaś prosić braci, albo raczej ich dziewczyny o dotrzymywanie tajemnicy. Taka moja rada na przyszłość.
Czyli to Andrea wszystko wygadała.
-To nie jest twoje dziecko. - zaczęłam się wykręcać.
-Spokojnie, zrobimy test, jeśli to co mówisz jest prawdą w porządku, ale jeśli nie to ją odbiorę i w życiu jej nie zobaczysz.
-Nie masz prawa. - łzy napłynęły mi do oczu.
Darcy zaczęła płakać. To było najgorsze co mogło się wtedy stać.
-A kto to? - zaśmiał się. - Czyżby nasza córka?
-Zostań tu. - rozkazałam, poszłam do Darcy, wzięłam ją na ręce i wróciłam.
-O popatrz, czyli jednak znalazła się zguba. - wystawił ręce.
-Łapy przy sobie.
-Słuchaj. Nie mam czasu na takie bzdety. Moja propozycja jest taka. Ty zostajesz w Londynie, ja zbieram małą do Chicago, pozwolę wam się widywać.
-Nie ma mowy. Nie oddam jej. To moja córka.
-Wyobraź sobie, że moja też. - skomentował. - Nie stawiaj się. Jeśli zapomniałam to pozwól, że ci przypomnę, że moja mama jest sędzinom, a tata adwokatem, za to co zrobiłaś, na pstryknięcie palcem dostaniesz zakaz zbliżania.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, cokolwiek bym chciała, to on i tak by wyszedł na tego lepszego, a ja tą złą. Ale mnie zależało tylko na córce.
-Darcy nie może zostać bez matki, wiem że byś się starał, ale swoimi piersiami jej nie wykarmisz. Ona cię nie zna. To ja ją miałam przez dziewięć miesięcy pod sercem, a opiekowałam się przez prawie następne trzy.
-Spokojnie, zapewnię jej najlepszą opiekę. A ty? Nie masz pracy, nie skończyłaś nawet szkoły. Jak ty to sobie wyobrażasz? Znalazłaś sobie sponsora? Może chciałaś, żeby ten Harry był jej ojcem? Nie ma mowy. Zabieram ją. Nie musisz pakować jej rzeczy, moja mama się wszystkim zajmie.
Chciałam cokolwiek zrobić, ale mogłam tylko pogorszyć sprawę, poszedłby do sądu, jego wysoko postawieni rodzice by mnie pogrążyli.
Dla dobra Darcy nie mogłam nic innego zrobić.
Poddałam się.
-Pozwolisz nam się widywać? - łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Jak uprzedzisz to jasne. To jest nasze dziecko. - wstał. - Pośpiesz się, niedługo mamy samolot.
Ubrałam małą.
Stanęliśmy przed taksówką.
-Kocham cię misiu. Robię to dla twojego dobra, bo to ty jesteś dla mnie najważniejsza. Obiecuję, że się niedługo zobaczymy, będę tęsknić. Jesteś skarbem, najmilszą częścią mojego życia. Tak bardzo chcę cię zatrzymać przy sobie. - przytuliłam ją, pocałowałam i 'oddałam' Charliemu, w przenośni i dosłownie.
-Na nas już czas. - przytulił mnie.
-Dzwoń, błagam. Jak coś się stanie, w każdej chwili przyjadę.
-Będę. Trzymaj się Mag. - wsiadł i po chwili odjechali.
Czułam jak ziemia osuwa się spod moich stóp, brakowało mi tchu.
Odebrał mi ją, moją małą córeczkę.
Wróciłam do domu.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Pustka, ogromna pustka.
Usiadłam po ścianą, nerwowo stukałam palcami o podłogę.
Nie wiem ile tam siedziałam, parę godzin, czekałam na jej płacz. Słyszałam tylko głuchą ciszę, ewentualnie dźwięk, który oznaczał, że ktoś do mnie dzwoni.
Było już ciemno jak się podniosłam, popatrzyłam na wyświetlacz telefonu.
Pełno nieodebranych połączeń. Uczepili się, a ja im nic nie zrobiłam, po prostu chciałam pobyć sama i przemyśleć dużo spraw.
Pełno sms-ów.
Od Harrego;
"Widocznie nie dasz rady odebrać, jak przylecimy to od razu do ciebie przyjdę."
A reszty już nie miałam siły czytać.
Usiadłam w salonie, przechodziły mnie dreszcze, okryłam się kocem.
Nie mogłam zmrużyć oka, przez całą noc tępo gapiłam się w ścianę.
Kolejne nieodebrane połączenia i wiadomości.
Ranek i południe minęły mi równie rozrywkowo i przyjemnie jak i noc.
Usłyszałam pukanie do drzwi, nie miałam sił żeby wstać, moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Ktoś otworzył drzwi. To charakterystycznie tupanie należało do Harrego.
-Co do chole... - urwał jak wpadł do salonu i mnie zobaczył. -Maggie co się stało?
Nie odpowiedziałam, nie chciałam się przyznać, było mi wstyd.
-Spałaś w ogóle?
-Nie. - szepnęłam.
-Kiedy coś jadłaś? - wypytywał dalej.
-Chyba w samolocie. - wzruszyłam ramionami.
-Oszalałaś? Gdzie jest Darcy? - usiadł obok mnie.
-Odebrali mi ją. - znowu zaczełam płakać.
-O czym ty mówisz?
Opowiedziałam mu wszystko, ze szczegółami.
Próbował mnie pocieszyć, że jak stanę na nogi to ją odzyskamy, razem.
-Zrobię ci coś do jedzenia, zdrzemnij się. - zmienił temat i poszedł do kuchni.
Byłam wyczerpana, nie brakiem snu, albo jedzenia, po prostu porażką, poddałam się, zostawiłam jedyne co mi się w życiu udało.
WITAAAAAM!
tą akcje planowałam od początku, chciałam żeby inaczej wyszła, planowałam i planowałam a wyszło jak wyszło, słabo
starałam się.
zauważyłam, że ktoś dał reakcje "nudne" jest po to żeby ją dawać, oczywiście wolałabym te lepsze, ale jak już komuś się nie podoba, to niech napisze czemu, proszę tylko o to
dziękuje za czytanie :)
do następnego
xoxo
omfg. masz nie przerywać ani nic. masz to zakończyć!!
OdpowiedzUsuńświetne
super rozdział xx
OdpowiedzUsuńto mnie zaskoczyłaś... rozdział jak zwykle świetny!
OdpowiedzUsuńAkcja za szybko się dzieje. Za mało opisów.
OdpowiedzUsuńKiedy sex? :D
OdpowiedzUsuń