poniedziałek, 26 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 32

Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Huki z dołu stawały się coraz głośniejsze, aż w moim pokoju pojawił się Harry z Louisem.
-Co wy tu robicie? - przymrużyłam oczy.
-Przyszliśmy poćwiczyć. - Louis ściągnął swoją bluzę i rzucił ją na krzesło.
-Wpadłem na to, że może Lou nam zagra, będzie świetnie. - Harry podszedł, położył się obok mnie i objął.
-Masz racje. - wymusiłam uśmiech.
Pocałował mnie. I znowu przed oczami miałam tego chłopaka. Zrobiło mi się niedobrze. Położyłam ręce na jego torsie, lekko go odpychając i zwiększając przy tym dystans między nami.
-Coś nie tak? - spojrzał zmartwiony.
-Nie. - mruknęłam. - Trochę się źle czuję. Ale nie ma czasu do stracenia. Ty możesz już zacząć, a ja szybko wezmę prysznic i do was wracam. - szybko wstałam i zamknęłam się w łazience.
Zdecydowanie nie mogłam go oszukiwać całe życie, ale nie mogłam zrobić tego w tej chwili, on był taki szczęśliwy... Poza tym Louis był. Nie mogłabym...
Wszystko było już dość skomplikowane, a ja schrzaniłam po całości stwarzając sobie milion innych problemów.
Mniej więcej po czterdziestu minutach mogliśmy zacząć naszą próbę. Szło nam o wiele lepiej, niż poprzednio, plus Louis na fortepianie i było na prawdę dobrze. Współpraca z Harrym to dla mnie sama przyjemność, jego głos wywiercał mi dziurę w brzuchu, każdy dźwięk powodował uśmiech na mojej twarzy, lecz nie mogłam przestać myśleć o wczorajszej sytuacji.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak szczeniacko i głupio się zachowałam. Na samą myśl, że Harry mógł całować się z jakąś inną dziewczyną, zazdrość mnie zżerała.
-Chyba jest już wystarczająco dobrze. - Lou wstał od fortepianu. - Jak na to, że ślub jutro to widzę, że jakoś specjalnie się nie szykujesz.
-Ona będzie się szykować dla mnie na potem. - zaśmiał się Harry i pocałował czule.
-Oh, błagam cię. - uderzyłam go w ramię.
-Musimy lecieć. Trzeba omówić parę spraw związanych z najbliższymi planami co do zespołu. - Hazza wstał i pociągnął mnie za sobą.
Musiałam mu powiedzieć, nie w tym momencie, ale musiałam. Im dłużej zwlekałam, tym bardziej oboje będziemy cierpieć.
-Widzimy się później? - spojrzałam na niego.
-Jesteś pewna, że wszystko okej? - położył dłoń na moim policzku.
-Trochę jestem poddenerwowana jutrzejszym występem. - skłamałam.
-Będę obok ciebie. Nie masz czym się stresować. - pocałował mnie w czubek głowy. - Jadą dziś po garnitury, tak dostaliśmy już zaproszenia od twojego taty, ja zostaję, będę czekał. - uśmiechnął się.
-Będę wieczorem. - lekko cmoknęłam go w usta i po chwili zostałam w pokoju sama.
Przez resztę dnia uczestniczyłam z Williamem i Mari w przygotowaniach do ślubu. Zanosiliśmy potrzebne rzeczy do restauracji taty, gdzie miało odbyć się wesele. Jakoś wyszło, że się rozdzieliliśmy i ja zostałam w lokalu i przygotowywałam wystrój, przez co miałam dużo czasu do myślenia, zdecydowanie za dużo.
Dzień się dłużył i dłużył, to przez to, że chciałam już mieć to z głowy, żeby Harry już wiedział, wybaczył mi po moich setnych przeprosinach i obietnicach, że już więcej nie wyjdę na żadną imprezę bez niego. Miałam nadzieję, że tak będzie.
W końcu nadszedł, chciany bądź niechciany wieczór. Powiedziałam tacie, że idę na spacer i to załatwiło sprawę.
Nogi się pode mną uginały, a żołądek miałam prawie w gardle. Bałam się okropnie, jak nigdy wcześniej. Nie byłam pewna jego reakcji, bo jeszcze w takiej sytuacji nie byliśmy.
Zaczęło być dobrze, to oczywiście musiałam spieprzyć sprawę. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Czułam się paskudnie.
Kiedy otworzył, od razu przywitał mnie pocałunkiem.
-Chodź. Pójdziemy na górę. - pociągnął mnie za rękę.
-Poczekaj. - stanęłam.
-Coś się stało? - spojrzał na mnie.
-Tak. - popatrzyłam na swoje buty. - Nie chcę o tym mówić, ale nie daję rady. Nie mogę cię okłamywać. To była pomyłka.
-Powiedz o co ci chodzi. - napięcie rosło w nim z sekundy na sekundę.
Wzięłam głęboki wdech, na chwilę uspokoiłam mocne drżenie rąk.
Teraz albo nigdy.
-Całowałam się z jakimś chłopakiem w klubie. - wydusiłam z siebie.
Patrzył na mnie zdezorientowany, stał w bezruchu coraz głośniej oddychając, po czym wywalił stół, wszystko z niego spadło na ziemię, kopnął w wazon, woda rozlała się po całej podłodze, a waza rozwaliła się na drobne kawałeczki.
Stałam jak słup soli, kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Łzy cisnęły mi się do oczu, starałam się nie rozpłakać, ale nie dałam rady.
-Harry błagam... To tylko... - położyłam dłoń na jego ramieniu, ale szybko się odsunął.
-Co byś zrobiła na moim miejscu?! - nie odpowiedziałam. - Huh?! Więc przestań!
-Ale ja chcę być z tobą i tylko z tobą.
-Chciałaś tego?! - zbliżył się do mnie, na tyle, że stykaliśmy się czołami, a jego klatka piersiowa dotykała mojej, gdy brał oddech.
-Teraz oczywiście, że nie, wtedy po prostu nie myślałam.
-Chciałaś czy nie? - po każdym słowie zrobił krótką przerwę.
-Nie, nie wiem, nie pamiętam. - gubiłam się we własnych słowach, cała się trzęsłam. Popatrzył mi w oczy. - Nie, nie chciałam. - powiedziałam bardziej stanowczo, niż poprzednie zdania.
-Nie kłam! - obrócił się i stanął do mnie plecami
-Przepraszam, tak bardzo przepraszam. - powiedziałam łkając i go objęłam.
-Przestań. - wziął kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami.
Zostałam sama, w obu znaczeniach tego słowa.
Nie chciałam stać i płakać w jego domu.

Nie zasnęłam nawet na minutę, więc rano nie musiałam się budzić. Leżałam wyzwijana i nie miałam ochoty ruszyć nawet palcem.
Mari przyszła rano i przyniosła mi herbatę, ale udawałam, że spałam. Nie mogłam zachowywać się jakby świat przestał istnieć, ale chociaż na chwilkę potrzebowałam być sama.
Koło dziewiątej zwlekłam się z łóżka i z nadzieją, że będę sama w domu zeszłam do kuchni, a tam William rozmawiał sobie z Louisem. Jakby byli powietrzem, po prostu podeszłam do lodówki, wyciągnęłam sok i nalałam sobie do szklanki. Kiedy się odwróciłam, w pomieszczeniu został tylko Louis.
-Cześć. - mruknął kiedy usiadłam obok. - Też nie spałaś?
Tylko skinęłam głową. Nie wiedziałam do czego zmierza, ani czy wie, o tym co zrobiłam.
-Harry wrócił dość późno, pijany, zostałem z nim, żeby nie robił głupot. - ciągnął. - Czemu mi nie powiedziałaś?
Mówił z tak idealnym spokojem, że rozmowa z nim mnie nie przytłaczała, nawet o takiej sprawie. Rozumiał i nie chciał naskakiwać i mnie spłoszyć.
-Bałam się. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam. - Nie wiem co sobie myślałam. Nie wytrzymam bez niego. - wzięłam głęboki oddech. - Jest u siebie?
-Tak, ale odkąd się obudził nikogo nie wpuścił. Musi odetchnąć i pomyśleć. Nie zostawi cię, za bardzo mu na tobie zależy.
-Jeszcze dzisiaj ślub taty. - schowałam twarz w dłoniach.
-Harry dostał imienny zakaz zbliżania się do ciebie.
-I tak nie przyjdzie, on nie chce mnie widzieć i ja się mu nie dziwię.
-Nie martw się, przyjdzie i z tobą zaśpiewa. Twój ojciec wtedy na pewno zrozumie, że chcecie być razem i że nie jest w stanie ci tego zabronić.
-A co jeśli nie? - spojrzałam na niego.
-Przestań tak myśleć. Będzie i koniec. - przytulił mnie.

Potem już zostały ostatnie poprawki. Nie chciałam pomagać Melody, tym zajęła się jej siostra, a ja z Mari pojechałam do kościoła witać gości.
Większości nawet nie znałam, tata zaprosił chyba wszystkich policjantów z całego Londynu. Co jakiś czas pojawiała się znajoma twarz. Nawet nie wiedziałam, że mama przyjedzie, bardzo się ucieszyłam jak ją zobaczyłam, mimo naszych słabych relacji, stęskniłam się za nią.
Kościół był już prawie wypełniony po brzegi kiedy Melody przyjechała. Ciągle rozglądałam się za chłopakami, ale bez skutku.
Ceremonia się rozpoczęła, rozbrzmiały kościelne organy, a kiedy 'młoda' para była już przy ołtarzu, przemówił ksiądz. I wtedy się wyłączyłam. Aż wstyd przyznać, ale w ogóle nie potrafiłam się skoncentrować i nie pamiętam o czym była mowa. Jako, że siedziałam w pierwszym rzędzie, wypadałoby mi ocknąć się chociaż na sam moment przysięgi. I nawet mi się udało. Wyglądało magicznie. Tata w klasycznym czarnym garniturze i Melody w białej sukni do ziemi, lecz nie tradycyjnej, wolno opadała, a w niektórych miejscach pojawiały się małe diamenciki.
No cóż, jak na to, że byłam na ślubie własnego taty i to z znienawidzoną macochą, to nie było, aż tak tragicznie.
Najbardziej bałam się wesela.
Po ceremonii wszyscy zjechali się do restauracji.



heeeeeeeeeeeeeey
jak widać, drama time. chyba lubie takie wątki, coś w tym jest. dziękuję za komentarze i oceny i proszę o następne :) do następnego
xoxo
 

4 komentarze:

  1. twój blog jest prześwietny. gdy go czytam w głowie pojawiają mi się sceny, o których jest mowa. To jest niesamowite. nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

    zalukaj też do mnie :)http://we-and-guys-from-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. dramy cały czasss.
    dobry rozdział

    OdpowiedzUsuń