środa, 31 lipca 2013

ROZDZIAŁ 29

Obudziłam się wtulona w Harrego. Było zimno, bardzo, cała się trzęsłam. Zaczynało świtać. Telefon miałam metr dalej, ale było mi tak wygodnie...
-Harry... - szepnęłam. - Harry... - lekko potrząsnęłam jego ramieniem.
-Idź spać kochanie, jeszcze noc. - mruknął, nie otwierając oczu i mocniej mnie przycisnął do siebie.
-Ktoś tu chodzi. Chyba już wstali. Chodźmy też. - jęknęłam.
Harry lekko otworzył oczy, zaspany spojrzał na zegarek, który był zapięty na jego lewej ręce.
-Sprawdziłbym godzinę, ale wczoraj zamoczyłem zegarek i nie działa. Zgaduję, że jest koło siódmej. Śpij. - ponownie zamknął oczy.
I zasnęłam.
Ocknęłam się jak Hazz zaczął się wiercić.
-Błagam. Śpij. - nałożyłam na swoją głowę poduszkę.
-Ktoś tu chodzi. Chyba już wstali. Chodźmy też. - powiedział, starając się mówić jak ja.
-Zabawne. - mruknęłam. - Jestem zmęczona. Chociaż pięć minut.
-Bo cię wyciągnę przed namiot. - zaczął odkrywać koce.
-Dobra. Już idę. - usiadłam. - Czemu jest tak głośno? - dopiero usłyszałam otaczające mnie zamieszanie.
-Nie mam pojęcia. Ubierzmy się i pójdziemy zobaczyć.
Starałam się doprowadzić się do normy jak najlepiej mogłam, ale w takich warunkach, gdzie nawet nie mogłam wstać na równe nogi. Jak na takie dziwne normy, nawet szybko się ogarnęłam.
-Cudownie wyglądasz w ten pochmurny i zimny dzień. - pocałował mnie od razu kiedy wyszliśmy z namiotu.
-Może w końcu zajęlibyście się czymś więcej niż sobą? - podeszła Mari i spojrzała na nas krzywo.
-O co ci chodzi? - splotłam swoje palce z Harrym.
-Idź do Louisa. - odwróciła się, doszła do Nialla i wspólnie gdzieś poszli.
Podeszliśmy do Perrie.
-Co jest grane? Tylko wyszliśmy z namiotu, a już mi się zerwało. Gdzie jest Lou?
-Chyba zerwali, nie mam pojęcia. Jest w samochodzie, nie chce z nikim gadać, więc postanowiliśmy dać mu dłuższą chwilę. - wzruszyła ramionami. - Idę się przejść z Zaynem. W sumie został tylko Liam z Danielle. Jak się czegoś dowiecie to dzwoń.
Nie wiedziałam o co chodzi. Jeszcze dzień wcześniej wszystko było w jak najlepszym porządku. To był mój przyjaciel i nie mogłam patrzeć jak się męczy.
-Idę do niego. - odwróciłam się przodem do Harrego.
-Scarlett...
-Zaraz wrócę. - cmoknęłam go lekko w usta.
Siedział w aucie, trzymał ręce mocno zaciśnięte na kierownicy. Był wściekły, smutny, przybity i wszystko co najgorsze.
Podeszłam do drzwi od strony pasażera i szarpnęłam za klamkę, ale były zamknięte. Nawet nie podniósł wzroku.
-Otworzysz? Tu jest trochę zimno. - wciąż wstałam, a on wciąż nic. - LouLou... Przyjaźnimy się prawda? Komu o wszystkim mówiłam jako pierwszemu? Komu żaliłam się o tym jak bardzo chce być z Harrym a nie mogę? Huh?
Usłyszałam jak zamek się otwiera, ponownie szarpnęłam za klamkę, drzwi otworzyły się pomyślnie, szybko wsiadłam i zamknęłam drzwi.
-Gdzie ona jest? - spytałam patrząc naprzód.
-Nie wiem. Chyba wróciła do domu. - powiedział prawie niesłyszalnie.
-Czemu? Pokłóciliście się?
-A jak myślisz? - syknął.
-Przepraszam. Głupie pytanie. - westchnęłam. - W takim razie, o co poszło?
-O wszystko. Całą moją karierę, o zazdrość, brak czasu.
-Możesz zmienić tylko jedną rzecz. Istnienie w wielkim świecie to jednak coś stałego jak na razie. A dałeś jej powody do zazdrości?
-Nie. Chyba nie. Nie wiem. Nic nie zrobiłem.
Przysunęłam się bliżej i go przytuliłam. Moje głupie i beznadziejne rady mogłyby tylko pogorszyć sytuacje.
Trochę minęło zanim udało mi się wyciągnąć go na zewnątrz.
Starałam się go cały dzień mieć przy sobie, żeby żaden głupi pomysł nie przyszedł mu do głowy.
Poszłam tylko na chwilkę do samochodu bo krem do rąk, który zostawiłam na siedzeniu, kiedy wróciłam na miejsce gdzie miał na mnie czekać już go nie było.
-Louis?! Louis wracaj! I nie rób głupstw!
Wiedziałam, że takie wołanie nie ma sensu, ale musiałam coś robić, cokolwiek. Obeszłam całe pole, byłam na molo, patrzyłam w samochodach. Obdzwoniłam wszystkich. Nic.
Zaczęłam panikować, mógł zrobić wszystko.
Spotkaliśmy się wszyscy, wszyscy prócz Harrego. Rozdzieliliśmy się, poszli go szukać, a ja miałam zostać i czekać. Chciałam zobaczyć co się dzieje z Harrym.
-Wyjdziesz kiedyś z tego namiotu?
Stałam przed naszym chwilowym domem jakieś pięć minut i wyszedł.
-Louis zniknął.
-Jak to? - nagle zrobił się poważny jak nigdy.
-No rozpłynął się. Nie mam pojęcia. Spuściłam go z oka na sekundę. A co jeśli on zrobi sobie coś głupiego? - mój głos lekko zadrżał.
Byłam podłamana, nie mogłam nic zrobić. Miałam ochotę uderzyć siebie samą w twarz. Na co go zostawiałam w takim stanie?
-Nic sobie nie zrobi. - przytulił mnie. - Lou jest rozsądny. Na pewno zaraz wróci. Pewnie poszedł na spacer.
-To czemu nic nikomu nie powiedział? - podniosłam na niego wzrok. - Telefonu też nie odbiera.
-A komu by się chciało? Dziewczyna go rzuciła. Trzeba dać mu czas. Wróci. - pocałował mnie w czubek głowy.
Siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy, Harry na chwile poszedł do namiotu i wrócił wkurzony, nawet bardzo wkurzony.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że nie możemy się spotykać? - stanął przede mną.
-A czy to ważne? - stanęłam chcąc być na równo z nim, a i tak był wyższy o głowę.
-Tak? Scarlett, błagam cię. Specjalnie okłamałaś tatę, prawda? Co ja mu zrobiłem?!
Jego ramiona szybko wznosiły się i opadały. Nieraz był bardziej zły, ale nie wiedziałam czemu robił o to, aż takie zamieszanie.
-Dowiedział się, że my... No wiesz... - ściszyłam ton próbując go uspokoić. - Poza tym to nie ma znaczenia. Harry chcę z tobą być i będę. Serio tak ci zależy na uznaniu mojego taty?
-Wyobraź sobie, że mieszkamy parę metrów od siebie. Jak wróci ze szpitala... Jak ty sobie to wyobrażasz?
-Przestań! Chociaż teraz! Czy to jest dla ciebie najważniejsze w tym momencie? Zawsze musimy się kłócić? Nawet kiedy nasz przyjaciel gdzieś się włóczy i nie wiadomo czy żyje?! Odstaw nas na dalszy plan. Na świecie istnieją też inni ludzie.
-Gdzie są wszyscy?
W sekundzie odwróciliśmy się przodem do miejsca skąd pochodził głos. To pytanie uspokoiło mnie na tyle, że serce znowu zaczęło bić tak jak powinno.
Lou.
-Louis. - podbiegłam do niego. - Tak się martwiliśmy. - przytuliłam go. - Gdzie byłeś?
-Na spacerze, musiałem przemyśleć parę spraw. Wybacz Scarlett, ale chciałbym się położyć. - wyminął mnie i poszedł do swojego namiotu.
-Zadzwoń do reszty, że zguba się odnalazła i mogą wracać. Ja wezmę swój śpiwór i przenocuję w samochodzie, może tam będzie mi cieplej.
Oboje wiedzieliśmy, że to bujda, że prawdą jest to, że potrzebuję być sama, choć na tą noc. Nie byłam obrażona, nie rozstaliśmy się, nie oczekiwałam na przeprosiny, nie chciałam się wściekać ani nic w tym stylu. Potrzebowałam chwili oddechu i samotności. Przez tą noc zatęsknić. I znowu potrzebowałam, żeby dotarło do mnie jaka jestem głupia kłócąc się z nim i beznadziejna bez niego.





HEEEEEEEEEEEEEEEY
opóźnienia, opóźnienia... myśle, że chyba wynagrodze Wam to w następnym rozdziale, jak na razie możecie się tylko domyślać :P już miesiąc wakacji za nami :c. ale wciąż została druga połowa :) do następnego
xoxo
 

wtorek, 23 lipca 2013

ROZDZIAŁ 28

Nasza drużyna przegrała, a karą było zbieranie gałęzi na ognisko, które miało odbyć się wieczorem, a Louis jako honorowy kapitan wziął wszystko na siebie, chciałam skorzystać z chwili, gdzie moglibyśmy być sami, więc zaoferowałam swoją pomoc.
-To jak w końcu jest między wami? - spytałam, kiedy już oddaliliśmy się od namiotów i reszty.
-Chyba jesteśmy razem. Tak myślę, teraz jest okej. I nawet mi powiedziała, że cie lubi.
-Wow. - uśmiechnęłam się. - Czuję się zaszczycona. - ukłoniłam się posłusznie.
-To był dobry pomysł, z tym wyjazdem. W końcu możemy spędzić czas razem, a nie, że każdy gdzieś wychodzi.
-Nawet nie miałam okazji pogadać z Harrym. Jakoś jest dziwnie. Nie mogłam się doczekać kiedy się zobaczymy, a jak już się umówiliśmy chodziłam jak na szpilkach. A teraz... Jest dla mnie inny. - wzruszyłam ramionami.
-Oh Scarlett... Ty niedoświadczony tłuku. On się boi, że cię straci, że jakimkolwiek posunięciem może sprawić, że odejdziesz.
-Tak myślisz? - zmarszczyłam brwi. - W sumie możliwe. Chyba musimy sobie wszystko wyjaśnić.
Jakoś wyszło, że się potknęłam i Louis mnie chwycił, ale nie było niczego. Żadna dwuznaczna sytuacja. Zaczęliśmy się kołysać i jakoś tak wyszło, że tańczyliśmy sobie, tak po prostu, do szmeru drzew i śpiewu ptaków. Żadne z nas nie mówiło, daliśmy sobie taki czas na wyciszenie i uspokojenie. Lekko się odchyliłam, a on mną okręcił.
-A tak ogólnie, to jeszcze nie widziałem jak tańczysz balet. - szepnął, żeby nie zniszczyć całej atmosfery.
-Już nie tańczę.
-Błagam, raz, tylko dla mnie. Mogę ci pomóc. 
Czułam, że się uśmiecha, moja głowa leżała na jego ramieniu, ale i tak wiedziałam.
-Musiałbyś ubrać urocze i różowe rajtuzki. - wyprostowałam się i spojrzałam na niego. - Czyli nic z tego. - poklepałam go po ramieniu.
Poczułam kłucie w sercu, zabrakło mi powietrza i zakręciło mi się w głowie. Musiałam się podeprzeć o drzewo.
-Wszystko okej? - Lou przykucnął koło mnie.
-Tak Louis, a to jest część układu. 
-Serio? Już się bałem. - zaśmiał się.
-Louis durniu idź po moje leki. - powiedziałam najgłośniej jak mogłam. - są w torbie, która jest w moim namiocie. Szybko!
Nie było go bardzo długo, albo tak mi się wydawało. Traciłam kontakt ze światem, zaczęło robić się ciemno. Lou przybiegł w ostatniej chwili.
Wzięłam wszystkie możliwe tabletki, wszystko, żeby zapobiec temu bólowi. Z każdą minutą dochodziłam to siebie.
-Już lepiej? - usiadł obok mnie pod drzewem.
-Uhm. - kiwnęłam głową. - Nie mów nic Harremu. Tak będzie lepiej.
-Czego nie mówić? - Harry stanął nad nami.
I wtedy w duchu zaklęłam się w najgorszy sposób jaki umiałam.
-Co? Nic. - nerwowo wstałam, przez co znowu zakręciło mi się w głowie, ale po paru sekundach było dobrze.
-O czym Louis ma mi nie mówić?
Na jego twarzy rysowało się coraz większe zdenerwowanie.
-Możemy wrócić? - spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie, póki się nie dowiem.
-Proszę. - chwyciłam go za rękę.
Do drugiej wzięłam torbę z lekami i poszliśmy.
Cieszyłam się, że odpuścił, ale wiedziałam, że zapyta o to ponownie, do tej pory musiałam coś wymyślić.
Ognisko nie trwało zbyt długo, wszyscy byli zmęczeni bo grze, więc posiedzieliśmy koło godziny i porozchodziliśmy się do namiotów.
Chciałam jak najszybciej zasnąć, spodziewałam się naszej rozmowy, ale jak na ten dzień po prostu nie chciałam.
Ułożyłam się wygodnie w swoim śpiworze, zamknęłam oczy i już prawie... Harry wpadł do namiotu jak huragan.
-Czy ty oszalałeś? - podniosłam się i oparłam na łokciach.
-Przepraszam, wpadłem na buty Zayna. - położył się.
-Co one tam..? - westchnęłam. - Nieważne. Chodźmy już spać.
I moje czynności się powtórzyły, już trudniej mi się było wyciszyć, ale jakoś dałam radę. Niestety chyba nie wszyscy byli tak zmęczeni jak my i przyszła im na coś ochota.
-To jest chyba jakiś żart. - usiadłam.
-No co? - zaśmiał się. - To przecież naturalne.
-Dobra, ale nie w namiocie, gdzie obok jest reszta przyjaciół, która wszystko słyszy.
-Spróbuj zasnąć. - mruknął.
Kiedy się położyłam, lekko mnie objął, jakby to co najmniej zagłuszyć te odgłosy.
-Nie wytrzymam. - wstałam. - Wychodzę. Wrócę jak skończą, jeśli w ogóle skończą.
Ubrałam trampki i poszłam na molo, takie malutkie i urocze, przy, którym była łódka.
Usiadłam przy samym końcu, spuszczając nogi, tak, że czubki butów prawie stykały się w wodą.
Usiadł od tyłu, kładąc swoje uda przy moich, objął mnie i położył brodę na moim ramieniu. Przybliżył się i na plecach czułam jego mięśnie brzucha. Na koniec okrył nas kocem.
Było magicznie, w końcu napawałam się naszym wspólnym momentem, bez żadnych dręczących nie pytań, które nie dawały mi spokoju i musiałam mu je zadać. Niczego. Po prostu Scarlett i jej idealny chłopak Harry, który dawał jej ogromne szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Nic nie mogłoby mi tego zastąpić. W końcu zaczęłam cieszyć się życiem. Przestałam martwić się o to co będzie następnego dnia.
-Dowiem się w końcu? - mruknął mi i przyłożył usta do mojej skóry na szyi.
-Nic wielkiego. Mały problem z sercem. - wzruszyłam ramionami.
-Co? Czemu nie powiedziałaś? Powinniśmy pojechać do szpitala. - momentalnie się wyprostował
-Właśnie temu. Już jest okej. A ty nie musisz zgrywać takiego Harrego. Poznałam cię jako normalnego Harrego. Nie musisz się niczego bać. - położyłam głowę na jego ramieniu i patrzyłam w gwiazdy. - Bądź taki jaki jesteś. Nie chce innego.
-Scarlett... Widzę jak rozmawiasz z Louisem, nie wiem o co chodzi... Czemu my tak nie potrafimy, przecież...
-Potrafimy. Na przykład dzisiaj rozmawiałam z Louim o różowych rajtkach. - zaśmiałam się.
-Okej. Jednak wole zostać przy naszych tematach. - składał krótkie pocałunki na mojej szyi. 
Dokładnie wyczuwałam jego uśmiech, dreszcze nie dawały mi spokoju. Było wspaniale.
Spróbowałam obrócić się do niego przodem i Harry chyba za bardzo się wczuł przez co wpadliśmy do wody.
Zachłysnęłam się wodą i zrobiło mi się niedobrze, plus woda była dość chłodna. Byłam tylko w stanie podejść bliżej Harrego i go przytulić.
-O mój Boże! - pisnęłam. - Ale jest zimno!
-Chodź, rozgrzeje cię. - objął mnie ciaśniej i jeszcze bardziej przycisnął do siebie.
-Tsaa. Nie wątpię. - zaśmiałam się. - W sumie wszystko lepsze od seksu Perrie i Zayna. Ta cisza. Ummm. Cudownie.
-Nawet ja? Uh. Chyba mnie lubisz. - poruszył brwiami.
-Chyba nie. - uśmiechnęłam się. - Chodź Macho. Stoimy w lodowatej wodzie i przestaje czuć moje palce.
-Poczekaj. - przytrzymał mnie przy sobie. - Obiecaj, że nie uwierzysz w nic na mój temat, póki ja tego nie potwierdzę. - położył dłoń na moim policzku.
-A ty obiecasz, że zawsze będziesz potwierdzał szczerze?
-Mhm.
-W takim razie zgoda. - pocałowałam go delikatnie.

Mniej więcej po godzinie, kiedy wszelkie odgłosy z namiotów ucichły, wróciliśmy do namiotu.
Opatuliłam się we wszystkie swetry i bluzy nas obu, owinęłam się w koc i śpiwór, a dalej zamarzałam.
-Jako twój własny superman uratuje cię właśnie teraz. - rozpiął zamek i uchylił trochę śpiwora, żebym mogła tam wejść.
-Oh, dziękuję wybawicielu. Ale jeśli mamy stworzyć normalny związek, błagam, skończ z takimi tekstami bo przestane się do ciebie odzywać.





Czeeeść
lekkie opóźnienie z powodu urodzin mojej siostry i wgl. przyjazdu. ale jest już ok. podziwiam Was, że wytrzymujecie ze mną i dalej to czytacie. jesteście niesamowici. do następnego
xoxo
  

sobota, 13 lipca 2013

ROZDZIAŁ 27

-Nie mówiłeś, że one jadą z nami. - powiedziałam do Harrego kiedy już szliśmy w stronę reszty.
Tata ledwo się zgodził, ale oczywiście mówiłam mu o zaufaniu i takich rzeczach. Jednak może u taty dalej miałam lepiej niż siostra.
Rano w biegu musiałam się pakować, byłam pewna, że czegoś nie wzięłam, ale Hazz kazał mi się pośpieszyć i musiałam wyjść z tym co miałam w plecaku.
Kiedy wyszliśmy przy samochodach zobaczyłam dwie dodatkowe osoby, a konkretniej Danielle i Eleanor. Wcześniej 'znałam' je tylko ze zdjęć. W końcu jeszcze dwa miesiące wcześniej byłam ich wielką fanką.
-A no tak. - mruknął. - Zapomniałem. Ale się nie przejmuj. Są w porządku, a jeśli nie chcesz to nawet nie musisz z nimi gadać.
-Nie o to chodzi... Po prostu... Ummm... Nieważne. - uśmiechnęłam się.
Chodziło mi o to, że one znały się z chłopakami już długo, a ja zdecydowanie mniej. Nie jest powiedziane, że koniecznie musiały traktować mnie z wyższością, bo ich nie znałam i nie wiedziałam jak się zachowają. Ale chodzi o sam fakt, czułam się dość dziwne, jakbym się wcisnęła na wyjazd bardzo dobrych znajomych. Na szczęście była jeszcze moja siostra, która w ogóle się niczym nie przejmowała, w sumie tylko jednym... Blond Irlandczykiem o imieniu Niall.
-Jak jedziemy? - spytałam Harrego kiedy już staliśmy ze wszystkimi.
-Po dwóch. Jest trochę rzeczy do zabrania, a nie chcemy się gnieść. Każdy z nas kieruję, znaczy Zayn nie ma prawa jazdy i u nich prowadzi Perrie.
Wziął ode mnie plecak i poszedł go włożyć do bagażnika, a ja podeszłam do Pezz.
-Jakie one są? - spojrzałam na dwie nowe osoby jak dla mnie.
-Co? Mówisz o Eleanor i Danielle? - spytała, a ja kiwnęłam głową. - Eleanor rzadko się widuję ze wszystkimi, jeśli w ogóle to Louis jedzie gdzieś się z nią spotkać, chyba nie chce nawiązać z resztą jakiejś relacji, a Dan ma dość trudny charakter, jeśli nie polubi cię od razu to jesteś przegrana na starcie, tak było z Louisem, weszła do domu kiedy była jakaś głupia sytuacja i do teraz nie przebada za nim. Ale ogólnie jest okej.
-Czyli Eleanor i Louis są w końcu razem? - zmarszczyłam brwi.
-A kto to wie. - wzruszyła ramionami. - Myślałam, że się przyjaźnicie. Po prostu go zapytaj. A teraz musimy już jechać.
Rozeszliśmy się do samochodów i od razu ruszyliśmy.
-A jak z namiotami? - spytałam włączając radio.
-No tak jak teraz. - spojrzał na mnie, a po chwili z powrotem na drogę.
-Zgłupiałeś? Chyba nie sądzisz, że pozwolę, żeby moja siostra spała z Niallem.
-Przecież to tylko dwie noce.
-Harry. Ile oni się znają?
-Daj spokój, przecież będą tylko spać. - mruknął.
-Dobra. - fuknęłam. - Ale ty się będziesz tłumaczył mojemu tacie.
-Sądzisz, że Niall? Nie. On? W życiu.
-Nie wiem, ale za to wiem jak narwana jest moja siostra.
-Ty też jesteś. - zaśmiał się.
Czułam jak rumieniec oblewa mi twarz.
-Nie wspominajmy o tym. Błagam. - schowałam twarz w dłoniach.
Po dwudziestu minutach zjechaliśmy na stacje, bo trzeba było zatankować. Harry zalał to pełna, bąknął, że pójdzie zapłacić i poszedł.
Chciałam skorzystać z chwili przerwy i wyjść na powietrze. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać wiadomość do mamy, chociaż raz na jakiś czas by mi wypadało.
-Cześć Scarlett.
Podniosłam wzrok na osobę stojącą przede mną.
Sam.
-Co ty tu robisz?
-Wracałem z Vanessą z...
-Sam czemu nie... - przerwała mu i podeszła. - Oooo. Kogo tu przywiało. - wykrzywiła się.
Odwróciłam się i chciałam z powrotem wsiąść do Range Rovera Harrego i odjechać udając, że ich nie spotkałam.
-Lubisz zbierać po mnie resztki huh? - chwyciła mnie za rękę.
-Zostaw mnie. - wyrwałam się. - A poza tym, skoro odszedł od ciebie do mnie... To coś znaczy. - uśmiechnęłam się. - I przespał się ze mną, kiedy jeszcze był z tobą.
Zdziwiłam się. Byłam taka pewna siebie. Mimo wszystko, chciałam, żeby poczuła się jak ja.
-Śmieszna jesteś. - prychnęła. - Zrobił to, bo byłaś zalana. Ledwo stałaś, nie mówiąc już o tym, żeby się mu sprzeciwić. Wcale nie masz się czym szczycić. Wykorzystał cię kochanie. - położyła rękę na moim ramieniu.
Stałam, po prostu sobie stałam. Moja pewność siebie zniknęła, ja zniknęłam i wszystko co mnie otaczało.
Przecież to co mówiła musiało być kłamstwem, po prostu chciała nas zniszczyć, była zazdrosna, bo Harry wybrał mnie. Przecież nie byłby ze mną gdyby chciał mnie tylko wykorzystać.
-Przestań kłamać i pogódź się z tym, że jesteś już dla niego nikim.
I znowu wróciłam do gry, chociaż na chwilę.
-Żyj w tej swojej nieświadomości. A skoro zdradził mnie, to zdradzi i ciebie.
-Van dosyć! - Sam przerwał, jakby nagle się obudził.
-No tak. Dosyć. I tak już ci dużo pomogłam. - uśmiechnęła się i poszła.
Pomogła? W czym? W zmniejszaniu mojej samooceny? Czy w psuciu mojego nowego związku? Chyba pogubiłam się w jej głupocie.
-Coś się stało? - Harry podszedł i mnie objął.
-Co? Nie. Tak wyszłam, pooddychać. 
-Możemy już jechać? - pochylił się, żeby mnie pocałować.
-Myślę, że już tak. - wyślizgnęłam się z jego uścisku i weszłam do samochodu.
-Coś się stało? - spytał, kiedy wjechaliśmy na drogę.
-Spotkałam Sama i Vanessę. - zaczęłam nerwowo wierzgać się w siedzeniu.
-Cholera. - uderzył dłonią o kierownice. - Przestaniesz się w końcu tym przejmować?!
Wolałam przemilczeć. Dopiero wyjechaliśmy, a już zaliczyliśmy pierwszą małą kłótnie. Kłótnia czyli on się wkurza, a ja się nie odzywam.
Następne dwie godziny próbował nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, ale ja odpowiadałam na wszystko "tak", "nie" bądź "nie wiem". I tak wyglądały nasze rozmowy.
Czułam się niezręcznie i dziwnie. Kiedy Harry zaparkował, nawet nie zdążył wyjąć kluczyków ze stacyjki, a ja już byłam na zewnątrz.
-Co ona ci powiedziała? - stanął od tyłu i delikatnie mnie objął szepcząc.
-Nic. W każdym razie nic co chciałbyś usłyszeć. - odwracałam głowę, żeby nie mógł mnie pocałować.
-Ufasz mojej byłej, a mnie nie?
Zaczęłam się zastanawiać, jak musiałam być głupia, dopuszczając takie myśli do mojej głowy. Serio?
-Przepraszam. - odwróciłam się przodem.
-Jest okej. - pocałował mnie. - chodź.
Pociągnął mnie za rękę do reszty, która czekała już tylko na nas.
Planowanie i rozkładanie namiotów trochę nam zajęło. Dopiero koło trzeciej usiedliśmy i mogliśmy na chwilę odpocząć. Ale to tylko na chwilę, bo Louis wymyślił granie w piłkę. Spodziewałam się, że chłopcy pograją, a my porozkładamy resztę. Lecz ich plan był inny. Zaczęli nas namawiać, a kiedy to nie skutkowało zaczął się szantaż emocjonalny i błagania. 
Żadna z nas nie chciała grać, ale trochę się nam ich szkoda zrobiło. Piątka ofiar błaga, no co zrobić?
Musieliśmy się rozdzielić na dwie drużyny. Louis został jednym kapitanem, bo wpadł na pomysł, a Zayn... Bo Zayn i tyle.
Zayn wybrał Harrego, a Louis mnie. Już wtedy wiedziałam, że za dużo nie pogram. Malik dobrał jeszcze Liama, Mari i Daniell, a do naszej drużyny dołączyłi Niall, Eleanor i Perrie.
Mecz zapowiadał się nieźle. Tak strasznie nie chciało mi się grać, ale skoro ich to cieszyło, to stwierdziłam, że na początku pobiegam, żeby myśleli, że gram, a potem będę chodziła od bramki do bramki.
Nie minęła minuta, a Liam strzelił gola. Spięliśmy się i staraliśmy się jak najbardziej mogliśmy.
Kiedy Lou podał mi piłkę, Harry najzwyczajniej w świecie mnie podniósł i przełożył parę metrów dalej, a wtedy ktoś z jego drużyny przejął piłke.
-Żartujesz sobie? Nie możesz tak po prostu mnie przenieść jak przeszkode. - udawałam obrażoną.
-Jesteś bardzo uroczą przeszkodą. - objął mnie i pocałował.
-Harry nie możesz tak. Jesteśmy przeciwnikami. - tupnęłam nogą.
-Trudno. - nie przestawał składać krótkich pocałunków na mojej szyi.
-Idę grać. - położyłam ręce na jego torsie i lekko odepchnęłam go zwiększając dystans między nami. - A tak w ogóle czemu nie mamy sędzi? Powinieneś dostać teraz karę. - zbulwersowałam się.
-Dobrze pani sędzio. Ukarzesz mnie wieczorem. - zaśmiał się.
-Głupi jesteś. - uderzyłam go w ramię. - Chodź grać, bo Lou nie odezwie się do nas do końca tygodnia. 






Czeeeść :3
taki rozdział, no taki zwykły. chciałam Wam przekazać, że wyjeżdżam, ale tylko na parę dni. więc następny rozdział powinien być niedziela/poniedziałek (21/22). do następnego
xoxo
 

sobota, 6 lipca 2013

ROZDZIAŁ 26

Zasnęliśmy dopiero koło siódmej. Wyjaśniliśmy sobie dość sporo spraw. W sumie nic nie ustaliliśmy. Oficjalnie nie byliśmy chyba razem. Sama się pogubiłam.
Obudziłam się wtulona w Harrego. Zegar na ścianie wskazywał samo południe.
Wstałam, wzięłam czyste ubranie i przebrałam się w łazience. Położyłam się obok Harrego i wtedy się obudził.
-Dzień dobry. - uśmiechnął się leniwie.
-No witam. - pocałowałam go. - Nie, że cię tu nie chcę, bo wręcz odwrotnie, dla mnie mógłbyś tutaj zostać, ale wczoraj mówiłeś coś o dwóch wywiadach i sesji zdjęciowej.
-Cholera. - mruknął i szybko stanął na równe nogi.
-Widzimy się jakoś?
-Wpadnę wieczorem. Mamy coś do obgadania.- szybko włożył trampki. - Pozdrów tatę jak dziś do niego pojedziesz. - pocałował mnie i wyszedł.
-Może raczej nie... - szepnęłam.
-Jedziemy do taty. Bądź gotowa za dziesięć minut. - Mari weszła do pokoju. - I jak? - szepnęła, jakby ta sprawa była wielkim sekretem.
-No nic. Musiał szybko wyjść i nie zdążyłam się zapytać na czym stoimy. Ale powiedział, że jeszcze dzisiaj będzie. Tylko nie mów nic tacie okej?
-Mhm. - skinęła niepewnie głową.

Tak jak było mówione, pojechaliśmy do taty. Nie powiedziano nam nic nowego, dalej nie było wiadomo kiedy dokładnie tata będzie mógł wrócić do domu. Wszystko w cholernym nieładzie.
-Jak w domu? - tata wyrwał mnie z zamyślenia.
-Co? Aaa... No wszystko po staremu. Teraz trochę spokojniej jak Melody nie ma.
-Vivi... - westchnął ciężko.
-A no fakt. Przepraszam. Było cudownie, ale teraz gdy jej nie ma jest mi strasznie smutno i błąkam się po kątach bez celu. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Nie masz już pięciu lat, mogłabyś zachowywać się doroślej.
Coraz bardziej zaczynał mnie denerwować. Musiałam sobie przypomnieć, że powinnam być miła.
-Przepraszam. - burknęłam.
-Dawno nie byłaś u Gordona. Dzwonił i się o ciebie pytał. - zmienił temat.
-Pójdę dzisiaj. - rzuciłam bezmyślnie.
Dostałam smsa od Harrego;
"Mam nadzieję, że u ciebie ciekawej. Jak na razie tylko Niall marudzi, że poszedłby coś zjeść, ale fotograf nie chce nas puścić."
-Kto to? - spytał wcinając się w moje myśli tata.
-Co? Ummm... Perrie. Pyta się czy poszłabym z nią dziś na zakupy.
Starałam się w miarę szybko odpisać, żeby nie musieć dalej kłamać ojcu;
"U mnie wprost cudownie. Przed chwilą namawiałam tatę, żeby zjadł tą okropną zupę szpitalną. Jak Niall będzie chciał to może potem przyjść. Nie wygląda zbyt apetycznie, ale zawsze coś."
-Po co?
Serio? Zapytał się po co? Chyba leki przestawały działać.
-Nie wiem. Powie mi jak się spotkamy.
Kolejna wiadomość;
"Niall? Zjadłby nawet z podłogi. A jak na razie muszę iść się przebrać. Widzimy się wieczorem x"
-Muszę iść. - wstałam i pocałowałam go w policzek. - Wpadnę jutro.
Tak na prawdę nie musiałam iść. Miałam dość głupich pytań taty. Chciał, żebym zachowywała się jak dorosła, a sam traktował mnie jak dziecko. Mógł się zdecydować zanim się wkurzyłam.
Posiedziałam u Gordona może pół godziny, zjadłam jakąś sałatkę i chwilę pogadałam. Jakoś nie miałam ochoty na gadanie o tym czy przypadkiem coś mi się stało bo słyszał, że przestałam chodzić do terapeuty.
Przestałam bo nie chciałam i potrzebowałam tego i po sprawie. Drążyli temat jakby od tego zależało moje życie.
W domu panowała kompletna cisza, byłam sama, w końcu miałam czas. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać. Tak strasznie mi tego brakowało. Muzyka mnie ratowała, podnosiła na duchu i nie pozwoliła mi się zatracić.
Lecz moja chwila odpoczynku nie trwała za długo. Już miałam nadzieje, że to Harry, ale w progu zobaczyłam Williama i Mari.
-Nie macie kluczy? - westchnęłam.
-Zostawiłam torebkę u taty.
-A co? Na kogoś czekasz? - uśmiechnął się Will.
-Nie. Skąd ten pomysł? - przechyliłam głowę na lewo.
-Błagam cię Bennett. - zaśmiał się. - Twój nieoczekiwany gość właśnie idzie do drzwi. - poruszył brwiami. - Mnie nie oszukasz. - szepnął kiedy przechodził obok. - Będę u siebie. Chodź Mari. - pociągnął ją za rękę.
Przecież to miał być tylko Harry, miał przyjść tylko na chwilę. A oni robili z tego jakąś uroczystość. To w sumie było słodkie i miłe z ich strony.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć.
-Cześć. - uśmiechnęłam się, wpuszczając Harrego do środka.
-Padam na twarz. - przytulił mnie. - Nawet nie masz pojęcia jakie te wywiady są nudne. Ciągle pytają o jedno i to samo.
-To odmawiajcie. - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam go do salonu.
-To nie takie proste. Nie od nas zależy. Jest masa ludzi nad nami, którzy o tym decydują.
Usiedliśmy na kanapie, objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się działo na prawdę. To było dla mnie za dużo. Tak szybko... Dwa dni wcześniej najchętniej wydrapałbym mu oczy.
-A o czym chciałeś pogadać?
-A no właśnie. Bo tak w sumie parę dni temu Liam wspominał, że jego wujek ma pole koło jeziora, że moglibyśmy tam w sumie pojechać pod namioty. Co ty na to?
-Że sami? - popatrzyłam na niego.
-Nie. Z twoim tatą i resztą policjantów z komisariatu. - zadrwił.
-No strasznie zabawne. - skrzywiłam się. - Tata w życiu mi nie pozwoli. - westchnęłam.
-To z nim pogadam, przecież mnie lubi.
-Ummm. Może lepiej nie. Chyba bym spłonęła, gdyby się dowiedział, że jadę i będą tak chłopcy.
Nie chciałam mówić, o tym, że tata nie chce żebyśmy się spotykali. Po co stwarzać kolejne problemy? Mało ich było?
-To niech cię zamknie w klasztorze. - prychnął.
-Daj spokój. On się martwi. Poza tym nie zostawię Mari samą z Willem.
-Nie przejmuj się. Niall już ją zaprosił. Powiedziała, że bez problemu wymyślisz coś i wasz ojciec wam pozwoli. - uśmiechnął się.
-Serio tak powiedziała? Ughr... Dobra, powiem, że jadę do domu letniskowego z Perrie i jej rodzicami. Ona jest jedyną osobą, której mój tata w tej chwili ufa. Na ile?
-No trzy dni. Jutro rano wyjedziemy, cały dzień następny, a trzeciego dnia wrócimy pod wieczór.
-Już jutro? Chyba zwariowałeś. Nic nie mam przygotowanego. Poza tym jak mam pogadać z tatą?
-Zadzwoń do niego, albo coś.
-Nie mogłeś powiedzieć rano? Poza tym jak ty to sobie wyobrażasz? Jak?
-Spokojnie. Dokładniej wyjaśnię ci wszystko jak już będziemy jechać. A jeśli chodzi o teraz to nie mam już na nic sił.
-Harry no! Nie zasypiaj teraz!



heeey.
wiem, że szału nie ma. ale chyba 'potrzebowałam' napisać taki rozdział. tak po prostu funkcjonuje moja 'wena'. no nic. są te lepsze i gorsze dni. do następnego.
xoxo
 

wtorek, 2 lipca 2013

ROZDZIAŁ 25

Jak wstałam Louisa nie było. Trochę się ogarnęłam w łazience. Myślałam, że głowa mi wybuchnie, przez ból zaczęło kręcić mi się w głowie. Jak już wyglądałam w miarę dobrze, zeszłam na dół do kuchni, gdzie cała czwórka, prócz Harrego siedziała w samych bokserkach.
-Przepraszam. - zaśmiałam się i zakryłam oczy.
-Nie wstydź się. - powiedział Niall.
Zanim wszyscy opanowali swój śmiech minęło dobre pięć minut. Na początku trochę się czerwieniłam, ale jakoś przestałam na to zwracać uwagę.
-Zjedz. - Louis położył miskę z płatkami i mlekiem przede mną.
-Nie... Ja nie... - i przerwałam po tym jak spiorunował mnie wzrokiem. - Okej. Dziękuje. - wymusiłam uśmiech i zaczęłam jeść.
Gadali o sprawach zespołu, od czasu do czasu wtrącałam to swoje trzy grosze.
-Gdzie jest Harry? - spytałam cicho.
-Pojechał załatwić sprawę z Vanessą. - mrugnął do mnie Liam.
-Chyba powinnam się w sumie zbierać. Nikomu nie powiedziałam, że nie będzie mnie na noc. - wstałam. - Dziękuję za miły poranek. - uśmiechnęłam się. 
-Nie denerwuj się. - Lou odprowadził mnie do drzwi. - Będzie dobrze. Zadzwonię wieczorem. - pocałował mnie w policzek i otworzył drzwi.
Na pożegnanie pomachałam mu i szybko poszłam do siebie.
A w domu jak na dworcu, wszystko latało, każdy biegał i nawet nie zauważył, że wróciłam. Mi to w sumie na rękę, ale nie wiedziałam co się stało.
-Halo! Czy ktoś mi wytłumaczy o co chodzi?! - krzyknęłam.
-O witam. - zatrzymała się przy mnie Melody z miną mordercy. - Jak miło, że zawitałaś do domu. Twój ojciec jest przytomny, a gdybyś była wcześniej, już byśmy tam byli diwo. - syknęła.
-Przepraszam. - mruknęłam. - Ja... Daj mi pięć minut i będę gotowa. - pobiegłam na górę.
Zdążyłam tylko się przebrać i już musiałam wychodzić.
W samochodzie panowała grobowa cisza, wszyscy byli na mnie wściekli. W sumie, przecież mogli jechać beze mnie, a ja skorzystałabym z taksówki. Bez niczyjej łaski.
Od razu jak przyjechaliśmy lekarz pozwolił nam wejść. Najpierw mi i Mari, bo my byłyśmy jego rodziną. Siostra powiedziała, że ja powinnam z nim porozmawiać sama i wyjaśnić sobie parę spraw.
Miałam wyrzuty sumienia, przecież przeze mnie się pokłóciliśmy... Ale najważniejsze dla mnie było to, żeby się z nim spotkać i starałam się tym nie zadręczać.
Weszłam do jego sali, starając się nie narobić dużo huku, ale oczywiście na starcie utknęłam się na jakimś stojaku. Tata zauważył mnie i się podniósł.
-Cześć tato. - uśmiechnęłam się i usiadłam obok łóżka.
-Scarlett... Jak dobrze cie widzieć. - przytulił mnie.
-Jak się czujesz? Tak bardzo się martwiłam. Czekałam tu...
-Tak wiem. - przerwał mi. - Pielęgniarka mi mówiła. Już jest lepiej.
-Posłuchaj mnie. Nie chciałam żeby tak wyszło, nie chciałam się z tobą kłócić... Jak Melody mi powiedziała co się stało... Bałam się, że już więcej cię nie zobaczę, że nie będę miała okazji cię przeprosić, że cię stracę.
-Ale jestem tu i wszystko będzie dobrze. Nie powinienem tak poświęcać wszystkiemu dużo uwagi, przez to zaniedbałem ciebie i Mari. Kiedy wrócę do domu wszystko się zmieni. Jak najszybciej żenię się z Melody.
-Słucham? - podirytowałam się. - Tato, zastanów się. Nie za szybko podejmujesz tak ważne decyzje?
-Vivi... Zastanawiałem się... I to za długo, teraz wiem, że nie ma na co czekać. - położył swoją dłoń na mojej.
-Ale... - westchnęłam. - Dobrze no... To twoje życie...
-A... I jeszcze jedno. - wziął głęboki oddech. - Zanim przyjdzie Mari chciałem powiedzieć ci jedno. Nie chcę żebyś zadawała się już z Harrym.
-Tato chyba sobie żartujesz...
Mimo naszej kłótni, nie chciałam tak po prostu zrezygnować z naszej znajomości. Zaczęłam odczuwać brak jego obecności, na pewno nie mogłam pozwolić, żeby tata decydował o takich rzeczach. Harry był dla mnie najważniejszy, chamski, zajęty, wolny, miły, jakikolwiek, ale mój Harry...
-Nie będziesz się z nim widywać i koniec. Już postanowiłem.
Stwierdziłam, że na pewno nie odpuszczę, ale nie chciałam się znowu kłócić... Nie w takiej chwili.
Do sali weszła Mari. Po jakimś czasie Melody, a my się ulotniłyśmy. Siostra z Williamem poszli po coś do jedzenia, a ja sobie usiadłam na twardym, plastikowym krześle naprzeciwko sali ojca.
Usłyszałam jęki i głośnie szuranie butami. Podniosłam głowę i spojrzałam w prawo. Zobaczyłam Harrego i to pijanego. Miałam ochotę uderzyć go w twarz i zapaść się pod ziemie.
Co on sobie wyobrażał? I po co przychodził do szpitala? 
Musiałam coś zrobić. Jakby go ktoś zobaczył...
Zaklęłam pod nosem i wstałam.
-Jesteś cholernie głupim idiotą. - powiedziałam od razu jak do niego podeszłam.
-Też cię miło widzieć Scarlett.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - podniosłam wzrok, żeby popatrzyć mu w oczy.
-Napisałaś wiadomość Louisowi... Możemy pogadać? - zachwiał się.
-Nie. - powiedziałam stanowczo. - A przynajmniej na razie.
-Ja przepraszam...
-Obejmij mnie w talii.
-Co? Tutaj? - zaśmiał się.
-Nie będę z tobą dyskutować. Rusz się.
Zrobił to co kazałam. Co chwilę potykał się o swoje nogi. Był większy ode mnie, ledwo sobie radziłam. Pod szpitalem było parę paparazzich. Dość natrętnych. Musiałam skłamać, powiedziałam, ze Harry źle się poczuł. Pewnie nie uwierzyli, ale jakoś mnie to nie ruszyło. 
Złapałam taksówkę i pojechaliśmy pod bramę osiedla. Tam też czekało parę frajerów z aparatami, ale szybko udało mi się wyciągnąć Harrego z auta przejść na osiedle.
Jeszcze zostało dojście do domu. Stałam pod ich drzwiami i pukałam, ale nikt nie otworzył, żaden też nie odebrał i musiałam go wziąć do siebie.
Położyłam go u siebie w łóżku. Nie wiedziałam co mam z tym fantem zrobić. Przecież nie mógł tak po prostu zostać... Tata jakby się dowiedział, zapewne kazał by mi wracać do Włoch. Ale nie mogłam zostawić go samego.
Korzystając z okazji, że mało ostatnio bywałam w domu, a narobiło się trochę chlewu zaczęłam sprzątać.
Kiedy doszłam do taty biura, usiadłam przy biurku i zobaczyłam nasze zdjęcie. Przedstawiało mnie, tatę, Mari i Jadena, po którymś z naszych występów baletowych. Szczęśliwa i kochająca się rodzina, nic dodać nic ująć. Ale zawsze w takich sytuacjach coś się psuję, bądź pojawiają się intruzi. I w tym momencie Melody wpadła do pomieszczenia zdyszana.
-Co ty tu robisz? I czemu nic nie powiedziałaś, że wychodzisz? - podeszła patrząc na mnie podejrzliwie.
-Ja? Co? Nic... Sprzątałam. Musiałam szybko wyjść. Źle się poczułam, a leki zostawiłam w domu. - skłamałam.
-Następnym razem użyj czegoś takiego jak telefon. - spojrzała na mnie oczekując, że wyjdę.
Zabrałam szmatkę, płyn i wyszłam. Zobaczyłam w kuchni Mari i Willa.
-I jak z tatą? - spytałam.
-Jeszcze parę dni i będzie mógł wrócić do domu. - siostra wyciągnęła mleko z lodówki.
-Moja mama przenosi się bliżej szpitala, żeby nie tracić czasu na dojazdy. Pomieszka chwilę u koleżanki, która mieszka ulice dalej. - uśmiechnął się William.
-Żartujesz?! - pisnęłam.
Dobre to parę dni bez niej... Chciałam mieć tatę jak najszybciej w domu, mimo, że to wiązało się z powrotem Melody, ale jeśli miało jej nie być to nie miałam zamiaru za nią rozpaczać.
Przybiłam z Willem piątkę. Gadaliśmy i śmialiśmy się jakby tych paru dni w ogóle nie było. Znowu zaczęliśmy stwarzać rodzinę. Mogłam spędzić z nimi trochę czasu, a Melody się pakowała. Gdy wychodziła pomachała nam tylko, wykrzywiła usta w chamskim uśmiechu i ostrzegła, że jeśli coś zrobimy to ją popamiętamy. Jakbyśmy mieli po trzy lata, a ona była jakąś straszną sąsiadką.
Kiedy już postanowili rozjeść się do pokoi z powody dość późnej pory, ja wzięłam prysznic w łazience Mari, pożyczyłam od niej piżamę i zostałam na chwilkę. Robiła się senna. To był ciężki dzień dla nas wszystkich.
Prawie weszłam do pokoju kiedy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Louisa i mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Słucham. - szepnęłam.
-Coś się stało? Dzwoniłaś z dziesięć razy.
-Nie nic. Po prostu zacznij odbierać telefon, bo do tego służy. - zaśmiałam się.
-Musieliśmy pojechać i załatwić parę spraw. Wiesz gdzie jest Harry? On chyba też nie umie obsługiwać telefonu.
-Jest u mnie. Śpi. Oddam go rano.
-Uuuu. - zaśmiał się. - To ja nie przeszkadzam. Dobrej nocy.
-Śpij dobrze LouLou. - rozłączyłam się.
W pokoju panował całkowity mrok, zanim doszłam do łóżka natknęłam się chyba na wszystko co możliwe.
Położyłam się obok Harrego, już sięgałam po koc, kiedy on okrył mnie kołdrą.
-Obudziłam cie? Przepraszam, ale dawno tu nie sprzątałam. - zaśmiałam się żałośnie.
-Przepraszam. - obrócił się do mnie przodem i położył twarz centralnie naprzeciwko mojej.
-Tak już teraz będzie? Któreś z nas będzie przychodziło pijane? - uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Nie. Będzie idealnie. Obiecuję. Wszystko naprawimy. - lekko cmoknął mnie w usta.




Witam
chyba pierwszy raz zakańczam rozdział w szczęściu. wybaczcie mi za te opóźnienia, ale jakoś ten koniec roku, jeszcze byłam w ten czas na koncercie i w ogóle zamieszanie troche u mnie w życiu, ale teraz obiecuję się spiąć bo wakacje i Wam wszystko wynagrodze. do następnego
xoxo