poniedziałek, 24 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 24

-Mari powiedz Melody, że będę późno.
-Gdzie się wybierasz? - chwycił mnie za rękę William.
-Nie wiem. - wzruszyłam ramionami i założyłam kurtkę. - Jakbyś dowiedział się coś nowego o tacie to zadzwoń. - wyszłam.
W sumie nie czułam już nic. Wyzbyłam się wszystkiego, może przekroczyłam limit. Nie wiem. Byłam zwykła.
Przy bramie stała jakaś dziewczyna, jak się zbliżyłam rozpoznałam ja.
-Perrie? Nie wiedziałam, że wróciliście.
-O Scarlett. - przytuliła mnie. - To też było tak nagle. Słyszałam o twoim tacie, Louis mi powiedział, tak mi przykro. Coś wiadomo więcej?
-Nie. Znaczy ciągle jest w ciężkim stanie, ale jest chyba lepiej. W domu można oszaleć, więc wole błąkać się gdzieś po Londynie.
-Chodź przejdziemy się. - chwyciła mnie za rękę.
Doszłyśmy po parku i usiadłyśmy na ławeczce pod dużym drzewem.
-I jak było? - spytałam.
-Cudownie, Zayn jest wspaniały, układa nam się coraz lepiej. Mnóstwo zwiedzaliśmy, ale oczywiście najwięcej odpoczywaliśmy. Jeszcze Louis wcześniej wyjechał, wiesz co z jego ciocią?
-Co? Aaaa... Ciocią... Już wszystko okej. 
W duchu podziękowałam Louisowi, że im nie powiedział co tak na prawdę się stało.
-Muszę ci to powiedzieć. Posłuchaj mnie uważnie, jako, że jestem obiektywną osobą w tej sprawie. Ty i Harry jesteście dla mnie tak samo ważni.
Na dźwięk wypowiedzianego jego imienia, aż przeszły mnie ciarki. Nie chciałam o nim rozmawiać, nie chciałam gadać o niczym. Chciałam nic nie czuć i być zwykła.
-Perrie... - westchnęłam.
-Posłuchaj mnie chociaż przez chwilkę, wiem, ze to nie jest dla ciebie w tej chwili najlepszy temat, ale to ważne. Harry nie jest dla ciebie odpowiedni, widzę, że go kochasz, ale on nie jest dla ciebie. Może cię skrzywdzić, a jeśli zrobił to już to zrobi następny raz. Harry jest... Dość trudnym człowiekiem, mało kto może się do niego dostać, tobie się udało, ale... On tak żyje, dziewczyny zmienia szybciej niż liczy.
-Ale Perrie... On jest z Vanessą, więc nawet jakbym chciała to i tak dla niego będę zawsze tylko przyjaciółką.
-Daj sobie z nim spokój. Poszukaj kogoś bardziej... Normalnego. Kogoś kto da ci szczęście, jakiego Harry nie potrafi dać. Zrobisz jak chcesz, ja tylko chcę ci pomóc.
-Myślę tylko o nim, nie dam rady. Jeszcze my ostatnio...
-Żartujesz? Zabije go gnoja. Mówiłam mu. Nigdy nie słucha. A z tą Vanessą będzie może tydzień. A ty rób co serce ci podpowie. Możesz potraktować to jako takie pierdoły. Moje przyjaciółki mówiły mi to samo jak zaczęłam się umawiać z Zaynem. Ale zrobiłam to moje serce chciało. Może warto dać mu szansę, ale nie wydaję mi się żeby on się zmienił.
-Dziękuję Perrie. - przytuliłam ją.
-Tylko mi tu nie płacz. Idziemy na imprezę. - uśmiechnęła się.
-Ja nie mogę... Powinnam... A z resztą. - wzruszyłam ramionami. - Czemu nie, muszę w końcu odreagować.
Prowadząc mnie do klubu, tłumaczyła, że jej przyjaciółka z zespołu organizuje wieczór karaoke.
Poznałam masę ludzi, wszyscy byli mega szczęśliwy, jakby nie interesował ich cały świat, a nawet to, że rano będą musieli wstać i iść do pracy, liczyła się tylko chwila. Postanowiłam, że się tak nauczę, że to będzie mój sposób na szczęśliwe życie.
Nawet dostąpił mnie ten zaszczyt i zaśpiewałam z całym Little Mix. Coś magicznego.
Potem polało się trochę alkoholu, DJ puścił głośno muzykę i dopiero wtedy tak na prawdę się zaczęło. Każdy bawił się z każdym, no bo co z tego, że się nie znają? Na początku mnie to trochę krępowało, ale po dwóch drinkach nawet nie chciałam zejść z parkietu.
Nawet całe One Direction zawitało. Impreza była zamknięta więc nie musieli obawiać się najazdu dzikich fanów.
Ich obecność jakoś mnie nie wstrząsnęła, w przeciwności to większości ludzi, którzy obtoczyli ich jakby rozdawali za darmo jedzenie w dzielnicy gdzie mieszkają bezdomni. Jednak po chwili całe zainteresowanie naszymi gwiazdkami zmalało i wszyscy wrócili na parkiet.
Poczułam kogoś dłonie na biodrach. Poczułam tą wanilię... Jego loki łaskotały mnie po szyi.
-Nie powinieneś teraz być ze swoją dziewczyną? No wiesz, ze mną już w łóżku byłeś to możesz szukać w sumie sobie innej głupiej i naiwnej.
-Scarlett, daj spokój. - mruknął mi do ucha.
-To ty daj mi spokój i odejdź bo nie chce robić scen. 
-Kiedyś przestaniesz się złościć?
-Dobra, więc sama pójdę. - wyszłam przed lokal.
Oprócz mnie była jeszcze para, która publicznie okazywała sobie wielką miłość i kilka osób, które paliło.
-E blondi. Właśnie szedłem do ciebie, a ty zniknęłaś. - znikąd pojawił się Louis.
-Wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza. - wymusiłam uśmiech.
-Przecież widziałem. Gadałem z nim, chyba w końcu mózg mu wrócił i postanowił, że jutro spotka się z Van i zakończy to raz na zawsze. Nie chciał robić jak ona i napisać w smsie.
-Ale póki co dalej z nią jest. - zmarszczyłam brwi.
-I tak ciebie kocha najbardziej. - zaśmiał się.
-O błagam. - prychnęłam. - Chodźmy się napić. - pociągnęłam go do środka i usiedliśmy przy barze.
Już wszyscy mi mącili. Raz powinnam się starać, raz nie. Raz powiedzieć mu co czuje, a raz dać sobie spokój. Za szybko wszystko przetwarzałam i rozbolała mnie głowa, albo raczej od alkoholu.
Louis znowu pokłócił się z Eleanor. Obydwoje chcieliśmy zapomnieć. Staraliśmy się udawać szczęśliwych. 
Wlewaliśmy w siebie wszystko co podawał nam barman.
-Scarlett, chyba czas na przerwę.
Poszliśmy na chwilę potańczyć, Harry ciągle się gapił, nie chciał przegapić nawet najmniejszego ruchu. Ja jego w sumie też nie, ale starałam się. Nie mogłam mu pokazać, że dalej mi zależy. Nie chciałam wyjść na taką... Jaką w sumie byłam. Że choćby co zrobił, zawsze na niego czekałam potrafiąc wszystko wybaczyć. Ta relacja była chora, a my niedojrzali do życia.
Kiedy ludzie zaczęli się ulatniać mi też zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy. Cały zespół i ja. Perrie została, powiedziała, że przyjdzie mnie odwiedzić po południu.
Jako, że było już koło trzeciej w nocy, a ja byłam zalana w trupa, Lou powiedział, że nie pozwoli mi wrócić do domu i przenocuję u nich. Dalej byłam zwykła, choć już miałam to lekkie odczucie, jakie będzie mi towarzyszyło rano, gdy się obudzę. Wstyd.
A żeby było ciekawiej, kiedy tylko weszłam do pokoju Louisa musiałam biec do łazienki. Ja wymiotowałam, a Louis siedział na wannie i trzymał mi włosy. A żeby nam się nie nudziło, opowiadał mi swoje historie z dzieciństwa.
W końcu wyleciało ze mnie wszystko i mogliśmy zmienić pomieszczenie. Nagle przyszły te wszystkie uczucia, które tłumiłam przez cały dzień. Stałam tyłem do drzwi i zaczęłam ryczeć.
-Scarlett, błagam. Nie płacz, to nic nie da. Będzie dobrze. - Louis podszedł i mnie przytulił.
-Louis nie widziałeś... - Harry wszedł do pokoju. - Nie chciałem wam przeszkadzać. Przepraszam. - wyszedł trzaskając drzwiami.
Jeszcze tego mi brakowało...



cześć.
wiem, beznadzieja, brakuje mi pomysłów, zastanawiam się, czy w ogóle jest sens dalszego ciągnięcia, skoro coraz więcej osób pisze, że jest nudne. do następnego
xoxo
 

3 komentarze:

  1. teraz to się porobiło
    no super
    świetnie kurczaki... XDXD

    pisz to dziecko i nawet nie waż się zawieszać

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, ale teraz namieszałaś. Musisz to dokończyc ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ;)
    Rewelacja ;)
    Pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń