wtorek, 18 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 23

Z sali ojca wyszedł lekarz.
-Panie doktorze, co z nim? - podbiegłam do niego. - Jestem jego córką.
-Zaraz bierzemy go na blok operacyjny. Na razie nic nie wiadomo.
-Jak to? - kolejne łzy spływały po moich policzkach. - Przeżyje?
-Raczej tak, ale nie ma pewności. Po operacji z panią porozmawiamy, ale teraz na prawdę się spieszę.
Po chwili wywieźli go z sali, zobaczyłam go tylko ukradkiem.
Siedziałam bezczynnie, rozmyślając o tym jaka byłam głupia kłócąc się z nim.
-To już trzy godziny. - wstałam z krzesła.
-Scarlett trzeba czekać. Uspokój się.
-Jak mam się uspokoić? Możliwe, że już nawet z nim nie porozmawiam, nie zdążyłam nawet go przeprosić. - kopnęłam w kosz.
-Scarlett!
Obejrzałam się i zobaczyłam idącego w moją stronę Harrego.
-Co ty tu robisz?
-William zadzwonił. - przytulił mnie. - Ciiii. Wyjdzie z tego.
Poddałam się, płakałam mu w ramię, pierwszy raz pokazałam tak bardzo swoją słabość, ale nie przejmowałam się tym.
Tkwiliśmy tak póki nie przywieźli taty, wtedy nie zobaczyłam go w ogóle.
-I co teraz? - zapytałam pielęgniarki.
-Najważniejsze są te godziny, jeśli przeżyje noc, to będzie dobrze.
-Czy jest możliwość, że on..? - aż sama nie mogłam uwierzyć w to co mówię.
-Proszę się nie martwić na zapas. - uśmiechnęła się i poszła.
-Czemu tu wszyscy traktują śmierć jak coś normalnego?!
W momencie Harry stanął obok mnie.
-Mam twoje tabletki. - z kieszeni wyciągnął dwie fiolki. - Tylko tyle, ale...
-Nie chce ich. - cisnęłam nimi o ścianę. - Chcę po prostu porozmawiać z tatą. - szepnęłam dławiąc się własnymi łzami.
-Powinnaś iść do domu, odpocząć.
-Nigdzie się stąd nie ruszę bez niego.
-Jesteś zmęczona.
-Nie. Zostaję.
-Ale Scarlett... - chwycił mnie za ramiona.
-Nie! - uderzyłam go w policzek. Stałam przerażona i patrzyłam jak złapał się za czerwieniący polik. - Ja... ja przepraszam. - mówiłam cicho, prawie niesłyszalnie. - Nie chciałam.
-Nic się nie stało. - mruknął.
Usiadłam, on koło mnie. Wtuliłam się w niego, a on mnie objął. Chcąc mnie uspokoić kołysał się delikatnie. Wyciszyłam się i uspokoiłam oddech.
Harry poszedł po kawę dla Melody i wodę dla mnie do popicia leków.
Już prawie usypiałam, kiedy zleciało się mnóstwo lekarzy, Melody nie przestawała krzyczeć, ale nic nie słyszałam, jakby ktoś mocno uderzył mnie w głowę i ogłuszył.
Wstałam zdezorientowana, serce przestało bić, nie było pulsu.
Oparłam się o ścianę i zjechałam na podłogę. Wtedy wpadłam w prawdziwą rozpacz.
-Udało się przywrócić akcje serca. - burknął ostatni lekarz wychodzący z sali.
Harry szedł z Mari i Willem. Siostra kucnęła przy mnie.
-Scarlett... - wybuchnęła płaczem, a ja ją przytuliłam.
-Przejdziemy przez to... Razem.
-Weź ją do domu. - William dał Harremu do ręki klucze.
Opierałam się, ale wszyscy kazali mi wracać. Nie było sensu dyskutować z nimi.
Nie rozmawialiśmy, nie miałam siły. Dopiero odezwał się jak już byliśmy w domu i zaprowadził mnie do mojego pokoju.
-Dasz rade?
-Jeszcze umiem brać samodzielnie prysznic.
-Poczekam w kuchni i zrobię coś do jedzenia.
Po pół godzinie zeszłam na dół, zapach roznosił się po całym domu, ale jedynie na co miałam ochotę to na święty spokój.
-Zje...
-Nie jestem głodna. - przerwałam mu i usiadłam przy blacie.
-Powinnaś coś zjeść.
-Powinnam też być przy tacie.
-Scarlett jesteś chora, powinnaś odpoczywać i przede wszystkim zjeść. Wpierw zadbaj o siebie. - postawił przede mną talerz z ziemniakami i z czymś dziwnym obok.
Zapadła cisza. Chyba nadszedł czas na porozmawianie, o tym co zrobiliśmy... I ustalić na czym stoimy.
-Harry, bo ja... Um... Chciałam spytać... Czy my wczoraj... No wiesz. - spojrzałam na niego.
-Tak jakoś wyszło. - podrapał się po karku. - Jeśli nie chciałaś to ja... Przepraszam, wiem, że to nic nie naprawi...
-Spokojnie. Nie spinaj się, aż tak. Stało się.
Odzyskałam nadzieję, że może się nam uda...
-Muszę lecieć, Louis zaraz przyjdzie, żebyś nie siedziała sama. Jutro pojedziemy do szpitala, obiecuję. - pocałował mnie w policzek. - Trzymaj się. I nie rób głupstw. 
I po paru sekundach już go nie było... A miałam się zapytać...
Z resztą miałam ważniejsze sprawy na głowie, na przykład tatę, który mógł umrzeć w każdej chwili. Nie przeżyłabym gdybym straciła kogoś jeszcze.
-DZIEŃ DOBRY! - Louis wpadł do domu. - A tu jesteś. - przybiegł do kuchni. - Wszystko będzie dobrze. - przytulił mnie. - Jak się czuje tata?
-Nie wiem, wyrzucili mnie. Nikt nie dzwoni, nic już nie wiem.
-Scarlett wiem, że powiesz, że nie wiem jak to jest i gadam tak bo sam tak nie miałem, ale nie trać wiary. Nic innego nie możesz w tej chwili zrobić. Twój tata na pewno by chciał, żebyś zawsze mimo wszystko była szczęśliwa i czerpała z życia ile się da.
-Jak z Eleanor? - musiałam zmienić temat, nie mogłam cały czas o tym gadać.
-Jesteśmy chyba na etapie "Jesteśmy razem, ale nie chcemy sobie przeszkadzać". Sam już nie wiem. Może to przejściowe.
-Wszystko się ułoży. Prędzej czy później będziemy szczęśliwy. Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.
-Za to nasz Harry już jest.
Czyżby? Rozmawiał o tym z Louisem? Czyli może kiedyś będziemy razem? Mam szansę?
-Co masz na myśli. - zmarszczyłam brwi.
-No powrót do Vanessy nie jest mądrym posunięciem, ale jeśli jest szczęśliwy...
Czyli jednak nie... Wszystko przepadło, a on chciał mnie tylko wykorzystać.
-Czyli byłam dziewczyną na jeden raz. - prychnęłam pod nosem.
-Co? Coś mówiłaś? - ugryzł jabłko, które wziął ze stołu.
-Nie, nic. - wymusiłam uśmiech.
A może to był wymysł mojej wyobraźni? No wiecie, na kacu bywa różnie, a Louis nic nie mówił, o tym jak Harry się zachował, a bardzo lubił go ochrzaniać. 

Lou został na noc, nie spaliśmy, ciągle rozmawialiśmy, wyżaliłam się za wszystkie czasy, on też. Było nam lżej, albo tak się wydawało. Louis to najlepsza osoba, która mogła pojawić się w moim życiu. Miałam go i nie chciałam wgłębiać się dalej i szukać innych przyjaźni, on był jedyny i odpowiedni.
Koło południa kiedy Mari, William i Melody wrócili, Louis poszedł do siebie, a po mnie przyszedł Harry.
Nie odzywałam się w ogóle, chyba zauważył, że coś jest nie tak w samochodzie.
-Co się stało?
-Nic. - mruknęłam.
-Nie ruszę dopóki mi nie powiesz. - położył rękę na mojej.
-To nie musisz. - otworzyłam drzwi. - A na następny raz jak wrócisz do swojej byłej to nie sypiaj z przyjaciółkami. - wysiadłam.



Cześć.
z góry przepraszam z błędy, ale nawet nie miałam czasu sprawdzić. chciałam się odnieść do dwóch ostatnich komentarzy pod poprzednim rozdziałem... staram się jak mogę, daje z siebie wszystko, a jeśli komuś to nie pasuje, albo mu się nie podoba to ja nie zmuszam do czytania, jeśli są osoby, które czytają to na prawde jest mi miło i piszę z tym uczuciem, że mam dla kogo, ale nie chce komuś marnować czasu, skoro jest to dla niego takie uciążliwe. do następnego
xoxo
 

3 komentarze:

  1. no nie wierzę.. ale gej hahahah

    ashdsgcfgaefur dawaj następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zakończenie :D <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziwałam sie takiego zwrotu akcji.
    Rozdział niesamowity :P

    OdpowiedzUsuń