wtorek, 7 maja 2013

ROZDZIAŁ 17

Ocknęłam się przez mocne potrząsanie. Nie wiedziałam gdzie jestem i co robię. Wszystko słyszałam jakby działo się daleko ode mnie, a widziałam jak za mgłą. Nie szłam sama, ktoś mnie niósł, nie czułam swoich kończyn, w sumie nic nie czułam, prócz bolesnego pulsowania w głowie. Zauważyłam loki, brązowe, twarz Harrego. Wszystko było niewyraźne, ale z czasem nabrało ostrości, nawet odzyskałam czucie. Plątał mi się język, a Harry nie słyszał mojego jęczenia bo szedł ruchliwą ulicą. W końcu coś z siebie wydusiłam.
-Poczekaj. - szepnęłam.
-Scarlett? - stanął i popatrzył na mnie. - Ty żyjesz, dzięki Bogu. Wiesz jak się wystraszyłem?
Nie miałam pojęcia o czym mówi... Pamiętałam tylko jak szliśmy do jakiegoś baru i tyle.
-Postaw mnie na ziemi. - mruknęłam.
-Jesteś pewna? - delikatnie mnie puścił, ale dalej obejmował, tak w razie czego.
-Co się stało?
-Zemdlałaś, dobrze, że obok był trawnik bo nieźle byś walnęła, szybko się odwróciłem i zobaczyłem, że leżysz, wziąłem się na ręce i planowałem szybko iść do szpitala, nie minęła nas żadna taksówka, a nie chciałem tracić czasu.
-To nic. - wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie, po chwili do mnie dołączył i ponownie mnie objął.
-To znaczy, że ci się to już zdarzało?
-Parę razy.
-Musimy iść do szpitala, zbadać cię. Scarlett!
-Harry daj spokój, to normalne jak się jest chorym. Zażyję w domu leki i będzie wszystko w porządku.
-Nie Scarlett. To nie jest normalne, od kiedy ktoś mdleje sobie na ulicy? - stanął.
-Od kiedy jest chory na anoreksje. Możemy już iść? - znowu ruszyłam.
-To chociaż powiem twojemu tacie.
Martwił się, przerażenie w jego oczach zmalało, ale wciąż był zdenerwowany.
-Nic nie mów, nie chce wylądować w klinice, najlepiej by było gdybyś udawał, że nic się nie wydarzyło.
-O czym ty mówisz? Już się bałem... - nie dokończył.
-Odprowadź mnie do domu, strasznie boli mnie głowa. - mruknęłam.
Resztę drogi żadne z nas się nie odezwało. Kiedy tylko chciałam otworzyć wejściowe drzwi, nagle pojawił się w nich tata.
-Dziecko, dzwoniłem tyle razy. - przytulił mnie.
-Ale nic się nie stało, nie denerwuj się. Byłam z Harrym na spacerze. - wymusiłam uśmiech.
-Jesteś strasznie blada...
-Zemdlała. - odezwał się Harry.
I w tym momencie miałam ochotę się do niego odwrócić i kopnąć go w krocze. Nawet nie miał pojęcia co przez jego jedno słowo mogło się stać.
Widziałam jak twarz taty robi się czerwona ze złości.
-Prawie, lekko zakręciło mi się w głowie, ale nasz bohater w porę mnie złapał. - skłamałam.
-Vivi... - zaczął tata. - A z resztą porozmawiamy w domu.
Kazanie i szlaban murowane.
-A tobie Harry dziękuję, gdyby nie ty pewnie musiałbym ją teraz odbierać ze szpitala. - podał mu dłoń, a Hazz ją uścisnął.
Przyjaciele się znaleźli... Przewróciłam oczami, na co Harry burknął ciche "widziałem".
-Może jutro wpadłbyś na kolacje? Mari chętnie cię pozna, Melody coś ugotuję. Miło spędzimy czas.
Modliłam się w myślach, żeby powiedział nie. Wszystko, na prawdę wszystko, tylko nie wspólna kolacja z ojcem...
-Jasne. Czemu nie. - uśmiechnął się Harry.
-Ty się pożegnaj, czekam w salonie. - tata objechał mnie wzrokiem i wszedł do domu.
Usiadłam na schodku, po chwili Harry zrobił to samo.
-Jestem kompletnym idiotą. Wiesz?
-Od kiedy ty używasz takich wulgarnych słów? Twój tata nie byłby zadowolony. - zaśmiał się.
-To może rozmawiaj sobie z nim, bo chyba ja jestem dla ciebie za głupia. - wstałam. - Do jutra. - weszłam do domu i trzasnęłam drzwiami.
Byłam na niego wściekła za to co powiedział... Miał siedzieć cicho. Oczywiście, Harry gwiazda robi wszystko po swojemu.
Tata siedział w salonie na kanapie, chciałam na początku usiąść, ale potem doszłam do wniosku, że lepiej będzie mi stać, miałabym bliżej do pokoju.
-Czemu ty to sobie robisz? Krzywdzisz tylko siebie. Chcę żebyś była zdrowa, ten ośrodek...
-Nie. - przerwałam mu. - Żadnego ośrodka. - powiedziałam stanowczo.
-To ja jestem twoim ojcem i ja będę o tym decydować. Co ty chcesz uzyskać? Chcesz zapaść w śpiączkę jak te inne chore dziewczyny?
-Tato, to nie tak...
-A jak? Ja po prostu... Nie chcę stracić kolejnego dziecka. - schował twarz w dłonie.
Po tym zdaniu już nie chciałam nic mówić, chyba wystarczyło. Nie mogłam już go dobijać, a chyba wszystko co chciałam powiedzieć takie właśnie było.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, sama nie wiedziałam czemu, może słowa taty mnie tak dotknęły... Nigdy tak do mnie nie mówił.
-Głowa mnie boli, pójdę się położyć. - poszłam do swojego pokoju.
Od razu za mną weszła Mari.
-Słyszałam co się stało... - przytuliła mnie. - Cieszę się, że nic ci nie jest. I błagam nie rób tego więcej bo za mocno cię kocham.
Kolejne słowa tego dnia, które są bardzo istotne dla każdego człowieka.
-A teraz mi zaśpiewaj.- zmieniła temat i wieczny uśmiech wrócił na jej twarz.
-Mari, nie mam siły... - jęknęłam.
-Błagam, jedną tylko jedną. Proooooszę.
-Dobra, ale jeśli ty opowiesz mi o tym swoim Pascalu. - uśmiechnęłam się.
Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać własną melodie i dołączyłam moje słowa. W wolnych chwilach tworzyłam, ale słyszała je tylko moja siostra.
Kiedy skończyłam położyłam się na łóżku obok Mari, całą noc gadałyśmy, buzie się nam nie zamykały, stęskniłam się za nią i na szczęście mogłyśmy wtedy gadać, aż do znudzenia, choć o tym nie było mowy.

Jak na złość cały następny dzień spędzony z Williamem i Mari minął strasznie szybko. Pod wieczór musiałam się ładnie przebrać, jakby Harry był jakimś królem albo co najmniej hrabią. No cóż, wolałam się już nie narażać tacie i musiałam zrobić co kazał. Ubrałam zwiewną czarną sukienkę, a do tego tradycyjnie, trampki.
Kiedy Harry przyszedł, nie miałam zamiary rzucać mu się w ramiona, po prostu otworzyłam mu drzwi i mruknęłam ciche "cześć". Coś powiedział, ale ja poszłam do kuchni gdzie Melody dokańczała obiad. Z tego co słyszałam, to radził sobie w towarzystwie Williama i taty.
-Mari nakrywa do stołu. Może też byś coś zrobiła. - popatrzyła na mnie.
-To, że ona jest miła, to nie znaczy, że możesz ją wykorzystywać. - skrzywiłam się
Żal mi się zrobiło siostry, od rana chodziła gdzie tylko Melody ją posłała, Mari zawsze była uczynna i w tym był problem, nigdy nie odmówiła, mimo wszystko z uśmiechem się zgadzała. A ja dzięki temu, że się przeprowadziłam zaprzestałam żyć jak pomiatany śmieć.
Ale przecież miałam być grzeczna... Byłam w stanie zrobić wszystko, tylko, żeby tata mnie nie wysłał do kliniki.
-Pójdę jej pomóc. - uśmiechnęłam się krzywo i poszłam do jadalni.
-Powinnaś przestać być chłopcem na posyłki. - wzięłam od niej sztućce.
-A ty powinnaś pozwolić tacie być znowu szczęśliwym.
-A czy ja mu zabraniam? Ona jest wredna, to ja dla niej też.
-Wow. - odwróciła się do mnie twarzą. - Nie poznaję cię, od kiedy z ciebie jest taka odważna waleczna kobieta huh? - zaśmiała się. - Nie marnujmy na nią czasu. Dla świętego spokoju już wolałam rozłożyć te talerze. A tak poza tym. - przybliżyła się i mówiła szeptem. - To wy jesteście razem? Chcę mieć pewność.
-Mówiłam ci, że zerwała z nim dziewczyna. - mruknęłam.
-Ale jedno nie wyklucza drugiego. Pascal po tym jak dał mi kosza, to następnego dnia miał już nową.
-Myślę, że Harry jest dojrzalszy od tego półgłówka i bardziej stały w uczuciach. - stwierdziłam.
-I tak się kochacie. - wzruszyła ramionami i weszła do salonu.
Po chwili wszyscy weszli. Unikałam wzroku Harrego, najgorsze co mogłoby być to pokłócić się przy wszystkich, więc to była najlepsza opcja. Jakoś tak się ułożyło i pomiędzy nami usiadł William, na szczęście bo mogłabym mu zrobić krzywdę.
Myślałam, że zanudzę się na śmierć, tata na początku opowiadał o pracy policjanta, a potem przeszedł na temat restauracji. 
A jedzenie, które przygotowała Melody było obrzydliwe, gdy tylko spojrzałam na talerz, już miałam ochotę zwrócić śniadanie.
No i oczywiście jakbyśmy mogli ominąć bohaterski czyn Harrego i o nim nie rozmawiać? A kiedy zaczął się drażliwy temat czemu to nastąpiło, postanowiłam się ulotnić, ale brakowało powodu, tata już myślał, ze oduczył mnie maniery odchodzenia od stołu podczas jedzenia posiłku, ubikacja była zaraz koło salonu... Ummm... Bingo!
-Wybaczcie. - wstałam. - Muszę iść zażyć leki.
-Ale wracaj zaraz. - powiedział tata.
Jestem geniuszem. Poczułam ogromną ulgę kiedy znalazłam się u siebie w pokoju, nie musiałam patrzyć na Melody, ani jeść tego co przygotowała.
Leżałam tak przez chwilę, dopóki Harry nie postanowił mi przeszkodzić.
-Przyszedłem zobaczyć czy wszystko okej. - usiadł na łóżku.
-A niby czemu miałoby być inaczej? - spojrzałam podejrzliwie.
-No po wczoraj mnie już nic nie zdziwi. Posłuchaj, sama wiesz co się stało, spróbuj postawić się w mojej sytuacji. Jest mi ciężko, to wszystko mnie przytłacza. Już sam nie wiem co robię.
I znowu mu wybaczyłam, nie potrafiłam dłużej się do niego nie odzywać, albo być zła.
Lekko się nachylił, a ja go pocałowałam, żadne z nas nie protestowało. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba zaczęłam walczyć o swoje szczęście...


No witam :)
tak wiem, rozdział miał być szybciej, ale brat ma mature i bywają kłopoty z moim dojściem do komputera, ale jak się skończy to bedzie lepiej. DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE I TAKĄ ILOŚĆ WEJŚĆ. na prawde jesteście niesamowici ♥ do następnego.
xoxo
   

5 komentarzy: