Kiedy wyjeżdżaliśmy przez bramę, zauważyłam, że ktoś podchodzi do samochodu... Nie ktoś, tylko Max.
W sekundzie zrobiło mi się gorąco i miałam ochotę zwymiotować.
-Co ten skurw... - Harry zatrzymał samochód i odpiął pas.
-Harry nie. Proszę, nie chcę go widzieć. Poza tym mój tata siedzi w ogrodzie. Jedźmy.
I znowu ruszył, co rozśmieszyło Maxa, a ja coraz gorzej się czułam.
-Ej! - krzyknął i stanął przed samochodem. - Scarlett, ostatnio zapomniałaś swojego swetra... No wiesz kiedy. - roześmiał się.
Harry nie wytrzymał wyszedł z samochodu, bałam się, ale nie mogłam pozwolić żeby pozabijali się na środku ulicy i wybiegłam z auta.
-Harry błagam. - szepnęłam i stanęłam za nim. Chciałam być najdalej Maxa jak to było możliwe.
-Zapłacisz za to rozumiesz? Nie będziesz jej dotykał. - Harry popchnął Maxa.
-Spokojnie stary. - prychnął. - Chociaż na twoim miejscu... Racja czułbym się trochę jak szmata, no bo w końcu ja znam ją krócej, a prawie udało mi się ją zaliczyć. - zaśmiał się.
Potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko, ja znowu poczułam się słabo i oparłam się o samochód, Harry uderzył Maxa, wtedy on się przewrócił i zaczęli się okładać po ziemi.
Kiedy w końcu odzyskałam równowagę, szybko podeszłam do nich i próbowałam ich rozdzielić, ale w ogóle nie miałam siły, po chwili Harry wstał.
-Wracaj do samochodu! - popatrzył na mnie.
Nie wiedziałam co mam robić, jemu z wargi płynął strumyk krwi, a Max ledwo podnosił się z ziemi.
-Chodź razem ze mną. Nie chce być nawet na sekundę sama mimo, że jesteś parę metrów dalej. - szepnęłam chwytając go za rękę.
Na prawdę go potrzebowałam, ale w tej chwili bardziej myślałam o jego reputacji i karierze. Przecież w pobliżu mógł być jakiś fotograf, albo Max mógłby go nawet pozwać.
Głośno westchnął i kiwnął głową, a mi ulżyło, ale tylko troszeczkę.
-Jeszcze pożałujesz. - splunął na Maxa i wsiedliśmy do auta.
Z czasem jak się już oddalaliśmy moja panika powoli przechodziła. Nie mogłam doczekać się kiedy znowu będę mogła uściskać Louisa.
Po około dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Nawet nie musieliśmy wchodzić do budynku, bo pan maruda czekał już na zewnątrz, w okularach i kapturze, żeby nikt go nie poznał, ale słabo się kamuflował, co druga osoba wiedziała, że to on.
Nawet nie zaczekałam, aż Harry całkiem wyłączył silnik, otworzyłam drzwi, wybiegłam i od razu go przytuliłam.
-Od kiedy używasz tyle makijażu? - spytał.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, a może lepiej jakieś "Jak dobrze cię znowu widzieć", "Tęskniłem"?
-A tak jakoś... - mruknęłam.
Wolałam nie mówić co się stało.
-Wiedziałem, że mi nie powiesz, Harry też i zadzwonił do mnie wczoraj. Jak się dowiedziałem wsiadłem w pierwszy samolot do Londynu.
-Nie chciałam ci psuć urlopu... Wracajmy do domu. Pogadamy w drodze.
-On cię już nigdy nie skrzywdzi. Obiecuję. - przytulił mnie. - A tobie co? - zapytał kiedy wsiadając zobaczył twarz Harrego.
-Mieliśmy krótkie spotkanie z Maxem. - ruszył.
-I jak? Mam nadzieję, że on wygląda gorzej.
-O to już nie musisz się martwić.
Tak bardzo nie chciałam już słuchać o tym człowieku, ale ciągle ktoś o nim wspominał, albo ja sama czułam się jakby cały czas był obok mnie i chciał mnie skrzywdzić.
Louis opowiadał o tym co nowego w wielkim świecie, a ja nie mogłam się skupić na tym co mówi, czułam się troszkę lepiej, siniaki zmieniły kolor i przestały aż tak boleć nawet przy lekkim dotknięciu, ale psychicznie było coraz gorzej. Próbowałam, Harry starał się jak mógł, niestety takich rzeczy nie da się wymazać szybko z pamięci jeśli w ogóle się da.
Od razu pojechaliśmy na kolacje do Gordona, jak zwykle usiedliśmy w ogrodzie. Harry poszedł po jedzenie, a ja z Louisem czekałam już przy stole.
-I jak przygotowania? Czemu nic nie mówiłaś? - położył na stole trzy talerze i usiadł.
-Ale o czym? - zmarszczyłam brwi.
-No o ślubie.
-Scarlett, czemu nie mówiłaś, że wychodzisz za mąż? A ty Harry? - zaśmiał się.
-Bardzo śmiesznie. - powiedzieliśmy równo i zjechaliśmy go wzrokiem.
-No twojego taty. - wyjaśnił.
-Mój tata się żeni? - zdziwiłam się. - A no tak. - przypomniałam sobie, o tej wrednej pani, która uważa się za największą diwę świata. - No, ale tata mówił na razie o planach.
-Przed chwilą Gordon mi powiedział, że za dwa tygodnie.
Zastanawiałam się, czy nie zapomniałam, że tata mi o tym mówił, ale to niemożliwe żebym mogła zapomnieć o czymś aż tak ważnym dla niego.
Znalazłam tatę w kontaktach i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo. - odebrał po dwóch sygnałach.
-Tato, nie masz mi czegoś ważnego do powiedzenia?
Jakoś musiałam zacząć, a wymyśliłam tylko to. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji, więc trudno mi było powiedzieć coś mądrego i odpowiedniego.
Poza tym kto widział, żeby córce i podkreślam tu; Z KTÓRĄ SIĘ MIESZKA nie powiedzieć o własnym ślubie... Tak jakbym nie była dla niego ważna, albo jakby nie chciał żebym wiedziała.
-Vivi o czym ty mówisz?
-Czyżbyś też nie wiedział? - zmieniłam ton na konkretną idiotę.
-Możesz powiedzieć o co ci chodzi? Bo nie mam czasu. - powiedział podirytowany.
-O ślub. Twój i Melody.
Mówiłam najwredniej jak się dało, chciałam, żeby tata po moim tonie dowiedział się, że poczułam się jak śmieć.
-Oh... Posłuchaj...
-Nie. Po prostu chciałam się dowiedzieć czy to prawda, a jeśli będę coś chciała to zapytam osobę z ulicy, ona na pewno dowie się prędzej niż ja. Pa tato, kocham cię. - rozłączyłam się.
-Nie musiałaś być taka chamska. - westchnął Louis.
-Dzięki Lou, następnym razem zapytam się ciebie jaka mam być.
Byłam okropnie zła, przez co wkurzałam Louisa i Harrego.
-Ja... Przepraszam. Spróbujcie postawić się mojej sytuacji.
-Nic się nie stało. - uśmiechnął się.
-Pójdę już do domu. Muszę pogadać z Marii i Williamem. - wstałam.
-My też idziemy. - stwierdził Harry i wyszliśmy.
Harry mnie objął, poczułam się o wiele bezpieczniej, wtedy nawet gdyby stanął bliżej mnie bardzo by mi to pomagało.
Na podjeździe przy domu One Direction stał radiowóz, ale nie mojego taty. Spojrzałam pytająco na chłopaków, ale oni tylko wzruszyli ramionami. Postanowiłam wejść z nimi.
W salonie siedział Niall i rozmawiał z dwoma policjantami.
-Pan Harry Styles? - podszedł jeden z nich, a ja ścisnęłam dłoń Harrego jeszcze mocniej. - My w sprawie dzisiejszego pobicia Maxa Georga.
HEEEEY.
No witam :) tak wiem, znowu późno i krótko, ale miałam w szkole przedstawienie i jakoś wszystko nakładało się na mój 'czas wolny'. ale staram się jak najbardziej potrafię, żeby Was nie zawieść. ja piszę rozdział koło dwóch, trzech godzin, a komentarz zajmie Wam minute, najwyżej dwie. PROSZĘ WAS O KOMENTARZE. do następnego.
xoxo