sobota, 13 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 13

-Mam pewien pomysł. Przyjdę do ciebie koło południa. - powiedziała Perrie kiedy już wychodziłam z domu chłopców.
Harry oczywiście postanowił mnie odprowadzić, całe parę kroków, ale liczy się gest prawda?
Natchnęło mnie jakoś na szczere rozmowy, a raczej chciałam mieć pewny grunt, chciałam wiedzieć czego mogę oczekiwać i jaka mam być.
-Chciałem ci powiedzieć coś w związku z tym balem i...
-Posłuchaj. - stanęłam i odwróciłam się do niego twarzą. - Nie chcę twoich nadziei skoro nic z tego nie będzie. Po prostu mi powiedz jak jest. - spojrzałam mu w oczy.
-Scarlett... - westchnął. - Jesteś dla mnie cholernie ważna,  ale kocham ją. - ujął moją twarz w dłonie.
-Czyli to co między nami było... Mam na myśli, to kiedy mnie pocałowałeś, nic dla ciebie nie znaczy?
Sama nie wiem czego oczekiwałam, a najgorsze było to, że zaczynało mi coraz bardziej zależeć.
-To nie tak...
-A jak? - spuściłam wzrok. Milczał. - Kiedy się zastanowisz i przestaniesz bawić się ludźmi, zadzwoń, albo cokolwiek. - wzruszyłam ramionami i poszłam do domu.
Miałam mętlik w głowie. Nie potrafił się określić, ja w sumie też, ale nie całowałam byle jakiego chłopaka na ulicy. Chociaż jednego byłam pewna... Chciałam mieć go przy sobie.
Gdy tylko znalazłam się w środku myślałam, że dostanę zawału, jeden wielki syf.
-WILLIAM!
Musiałam podnosił stopy do kolan żeby przedrzeć się do kuchni przez ten brud.
Po chwili skacowany Will pojawił się w kuchni.
-Nie krzycz tak. - od razu zaczął szukać aspiryny.
-Co tu się stało? Huragan? Jak my to posprzątamy? - usiadłam.
-No właśnie też nad tym myślałem. Skoro nasi rodzice wracają jutro to chyba musimy się streszczać.
-To już jutro? - otworzyłam usta ze zdziwienia. - A poza tym, jakie 'my'? Ty narobiłeś syf, to ty sprzątasz.
-Przypominam ci, że cię nie było, a ja chroniłem ci dupę i dalej będę to robił. Ale błagam pomóż. - jęknął.
-No dobra. - westchnęłam. - Mogłeś tak nie imprezować. Zaczynamy od dołu, za jakieś dwie godziny przyjdzie do mnie Perrie i niech chociaż tutaj będzie normalnie.
-A tak w ogóle, to super masz ubranie. - wybuchł głośnym śmiechem.
-Ha, ha. - wywróciłam oczami. - Pójdę się ogarnąć, a ty już zacznij.
Wzięłam orzeźwiający prysznic. W końcu zmyłam z włosów resztki piasku. Po czym ubrałam się w jeansowe spodenki i różową koszulkę z rękawami trzy czwarte. Z resztą mogłam ubrać się nawet w worek na śmieci. Tylko, żeby było wygodnie. Zapowiadał się dość pracowity dzień.
Tak jak wcześniej uprzedzałam, zaczęliśmy od parteru. Czego ja tam nie znalazłam... Dobrze, że musiałam posprzątać tylko kuchnie i jadalnie, bo salon jest za duży. Jakoś uporałam się z tym chlewem, ale byłam cała obolała.

-Powiemy, że byłaś u mnie, zasiedziałyśmy się, ja nie chciałam cię puścić i po sprawie. - powiedziała Perrie kiedy podałam jej szklankę z sokiem.
-Myślisz, że tata to łyknie? I tak nie mam nic lepszego. Dzięki tak w ogóle. - usiadłam koło niej. - Jak było na waszych wakacjach?
-Okej, znaczy szkoda, że się skróciły, ale w końcu mogliśmy być sami. Za to wy też się nie nudziliście.
-Powiedział, że chce mnie gdzieś zabrać, nie miałam pojęcia że na sam koniec Szkocji. Było bardzo miło, no ale niestety trzeba było wracać. A konsekwencje poniosę jutro, ale warto było. - uśmiechnęłam się.
-Chyba się tu ktoś zakochał. - poruszyła brwiami.
-Nie no coś ty. On ma przecież dziewczynę...
-I co z tego? - obrzuciła mnie spojrzeniem.
-Harry jest po prostu... - nie wiedziałam za kogo go mam. To było dość skomplikowane. - Przyjacielem. - dopowiedziałam po chwili.
-Możesz wykręcać się jak chcesz, ale ja to widzę, z resztą Harry... A nieważne. To przecież wasze sprawy. Nie będę się wtrącać.
Harry co? Chciałam żeby dokończyła, ale wyszłoby, że na prawdę coś do niego czuję.
-Jak jest między Louisem, a Eleanor? - zapytałam.
-Umm. - zamyśliła się na chwilę. - Chyba są dalej razem, ale mają dość spor kryzys, właśnie mieli na tym wyjeździe pogadać, odpocząć, ale nie wiem jak to się skończyło, bo nie zdążyłam z nim pogadać, tylko przyjechał to go zabrali.
Nie wspominał mi o swoich relacjach z tą dziewczyną. Chciałam wiedzieć, ale na wszystko przyjdzie pora. Prawda?
-Harry wytłumaczył ci jak z balem? - wyrwała mnie z zamyśleń.
-Co? Jak? Nie. Znaczy pewnie chciał jak mnie odprowadzał, ale mu przerwałam i potem mieliśmy malutki konflikt.
-Bo jak już wiesz to jest w ten sam dzień. Wpierw pójdziemy na tą gale charytatywną, chłopcy zaśpiewają, my zostaniemy, żeby nie narobiło się syfu w tej szkole, że niby cały zespół został. Wy spokojnie potem pojedziecie, jakby nigdy nic. Idziecie razem? - zmieniła nagle temat.
Uwielbiałam ją za to. Była taka bezpośrednia za każdym razem, uśmiechała się cały czas.
-Nie. Ja pójdę z Samem, a Harry z Vanessą. - wymusiłam uśmiech.
-Ładnie byście razem wyglądali, a ta Vanessa to jakaś niemrawa. Taka mało ogarnięta i pusta.
-Ale on ją kocha, mi zostało tylko to zaakceptować. W końcu się przyjaźnimy. - wzruszyłam ramionami, a ona mnie przytuliła.
Domyśliła się, czegoś, czego sama nie byłam pewna. 

Trzask drzwi, dobrze mi już znany. Oznaczał tylko jedno, powrót taty i Melody. Ścisnęło mi w żołądku, a serce zaczęło mocniej bić. Wersja była ustalona, a ja i tak się cholernie bałam.
Tata wszedł do kuchni, gdzie siedziałam.
-O proszę, proszę. Ktoś w końcu wrócił do domu.
Nie krzyczał, ale wystarczył ten jego ton, żeby się domyślić. Mam przerąbane.
-Tato, to nie tak...
-A jak? Posłuchaj. Nie ma cię przez dwa dni, nie byłaś u pana Carla ani razu. Czy ty nie umiesz być samodzielna? Jadłaś chociaż?
-Tak. - mruknęłam.
-Zapytam Gordona. A wytłumaczysz mi czemu nie było cię w domu?
-Byłam u Perrie, dziewczyny Zayna. Było już późno kiedy zorientowałam się, że czas wracać do domu. No i zostałam u niej na noc. Spokojnie, nie było żadnych chłopaków. - podkreśliłam, żeby nie wydzierał się potem o tym, że jestem za młoda.
Czułam się okropnie okłamując go, zaufał mi, wziął mnie do siebie, chciał jak najlepiej, a ja w żywe oczy kłamałam.
-Mam się jej spytać? - popatrzył podejrzliwie.
-Jak chcesz, to proszę bardzo. - odpowiedziałam pewnie, żeby nie zauważył ani sekundy mojego zwątpienia.
-Mimo wszystko i tak masz szlaban.
-Co? Jak to?
-Zrobiłaś coś bez mojego pozwolenia, ominęłaś dwie sesje i ciekawe co jeszcze.
-I tak nie wychodzę z tej klatki. - przewróciłam oczami.
Objechał mnie z góry do dołu i wyszedł. Po chwili przyszła Melody.
-No spisałaś się.
-O co ci chodzi? Nic ci nie zrobiłam, a ty się czepiasz. - wstałam. - Zajmij się swoim życiem, bo dla mnie jesteś nikim. - poszłam do siebie.
Nigdy nie powiedziałam tak do kogoś, to musiało zaboleć. Bo w końcu nic takiego mi nie zrobiła, a ja na nią naskoczyłam. Przez chwilę nawet myślałam nad przeproszeniem jej, ale wróciłam na ziemie po tym jak mój telefon nie przestawał dzwonić. Odebrałam za trzecim razem.
-No halo. -warknęłam.
-Cześć Scarlett, ciebie też miło słyszeć. - zaśmiał sie.
-Ooo. Louis, jak dobrze pogadać z kimś normalnym.
-Co się stało? - zmartwił się.
-Dostałam kare bo nie było mnie na noc w domu.
-A to wtedy co byłaś z Harrym i nikt nie wie co robiliście? - i znowu śmiech.
-Tak wtedy, ale nic nie robiliśmy. - sama się zaśmiałam. - Mimo tego, że skłamałam i tak mam szlaban
-A co z galą i balem?
O kurde, faktycznie. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.
-O nie. - jęknęłam.
-To już za dwa dni...
-Nie mogę wystawić Sama, Harrego w sumie też nie.
-Nie oszukujmy się. Na gali zależy ci bardziej, w sumie na HARRYM. - jego imię wypowiedział, jakby był Bogiem.
-Oh Lou, przestań, on jest zajęty. Kocha ją.
Miałam dość tłumaczenia wszystkim tego samego, coraz bardziej sama sobie zadawałam ból.
-Nie prawda. Oni ledwo...
-Powiedział mi to. - przerwałam mu, a między nami zawisła niezręczna cisza. - Teraz pójdę do Gordona. Idziesz coś zjeść?
-Jasne. Czekam pod domem. - rozłączył się.
Zeszłam na dół, tata siedział w salonie z Melody, oglądali telewizję. Sama nie wiedziałam czy mogę chociaż wyjść do restauracji, więc wolałam się zapytać.
-Tato sory, że przeszkadzam, ale chciałam sie zapytać czy mogę iść zjeść.
-Jasne. Zaraz zadzwonię do Gordona czy dotarłaś. I masz czterdzieści minut, żebyś mogła wrócić do domu, a nie musieć u kogoś nocować.
-Jasne. - westchnęłam.
Jak już wychodziłam, słyszałam zażalenia Melody, o tym, że tata nie potrafi trzymać dyscypliny i mnie rozpieszcza. Coraz bardziej mnie denerwowała, ale gdybym jej coś zrobiła, nie wyszłabym z domu przez następny rok.
Na szczęście, moja ucieczka od wszystkiego czekała już na mnie przy skrzynce na listy.
-Jak miło cię widzieć. - Louis uśmiechnął się i mnie przytulił.


witam.
ja tylko tak krótko. wiem, że słaby rozdział. chciałam tylko napisać, że ZASTANAWIAM się nad usunięciem bloga, albo zawieszeniem na czas nieokreślony. jeszcze nad tym pomyślę. a jak na razie to do następnego
xoxo

                       

8 komentarzy:

  1. rozdział fajny. bez jakichś większych akcji. spokojny.

    nie usuwaj!!

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE USUWAJ!!!!!
    Bardzo fajny rozdział, jak usuniesz, to Cie znajde i coś Ci zrobie ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ani się waż go usuwać czy zawieszać!
    Nie możesz nam tego zrobić!
    Jak kocham to co piszesz i pewnie inni też więc nawet nie myśl nad usunięciem tego bloga!
    Rozdział fajny, spokojny :p
    Czekam na jakąś akcje w następnym rozdziale i to z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm no powiem szczerze, że mnie zaskoczyłaś....-.- liczyłam na zwrot akcji w stylu: Oh Scarlett kocham cię, zostawię tą idiotkę Vanessę dla ciebie i będziemy na zawsze razem! a tu co? Chyba go powaliło, jak mógł powiedzieć, że kocha tą zawistną (z góry przepraszam za wyrażenie, ale nie mogę się powstrzymać) dziwkę! No w sumie do rozdziału to tylko mogę dodać, że w następnym możesz uśmiercić Vansessę, nie nie miałbym nic przeiwko, tak by the way:D
    a co do bloga? powaliło Cię? JAk go usuniesz.... ah tylko spróbuj, a Cię odnajdę i w odpowiedni sposób zajmnę:)to tyle, czeakam na następny:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam sie w całości z poprzedniczką ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę nie usuwaj!!!! :C :C
    A co do rozdziału, to jest świetny :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Weźźźź się opanuj z jakimś usuwaniem! ;C
    Nie ma nawet takiej opcji! ;C

    OdpowiedzUsuń