*Na początek doradzam puścić swoją ulubioną smutną piosenkę bądź po prostu przeczytać to w ciszy...
Pogrzeb to jedna z najsmutniejszych sytuacji. Kiedy trzeba pożegnać bliską osobę, wie się, że już nigdy się z nią nie porozmawia ani nie przytuli. Przyjmuje się kondolencje i mówi, że się jakoś trzyma, ale nie tym razem.
Wszyscy byli załamani tym wydarzeniem, ten cios dotknął wszystkich.
Nikt nie odważył się wyjść przed wszystkich i powiedzieć coś o zmarłych, nikt nie był w stanie. Tylko płacz i nagłe wybuchy rozpaczy.
Czwórka chłopców żegnała członka zespołu, jego dziewczynę i dziecko.
Łączyła ich magiczna więź, nie da się opisać co oni wtedy czuli.
Zjechały się tłumy fanów. Na całym świecie ludzie opłakiwali śmierć tej trójki, to był wstrząs. Wszystko zdarzyło się tak nagle. Kiedy zdawało się, że wszystko zaczyna się układać. Ten wypadek wydawał się niegroźny, lecz zginęli na miejscu.
Chciałoby się powiedzieć, że jest to też śmierć reszty, nigdy już nie będą tymi samymi ludźmi, ale przecież mają przed sobą całe życie, po jakimś czasie prawie wszystko wróci do normy. Lecz ciężko będzie, przeżywali to tragicznie, nie rozmawiali ze sobą, wszystko ich przypominało. Za bardzo raniło.
Wyrwano z nich jakąś cząstkę siebie. Za mało czasy by stwierdzić, że się zmienili, ale można było się domyślać.
Nie wiadomo co i jak. Czy zostaną zespołem, czy się rozdzielą, bądź nie będą chcieli się znać.
Nic.
-To ogromna strata, ale wiedzcie, że tam będzie im lepiej. - mówił pastor prowadzący msze żałobną. - U Pana naszego Boga.
Lecz nikogo nie podniosło to na duchu, wręcz przeciwnie popadali w jeszcze większe rozpacze.
-Dzisiaj wszyscy tutaj i na świecie. - ciągnął. - Żegnamy Eleanor Calder, Louisa Tomlinsona i ich nienarodzone dziecko.
Więcej płaczu i histerii, kompletna żałoba.
Nikt nie wiedział co potoczy się w dalszym życiu czwórki przyjaciół i Maggie.
THE END
WITAM
to koniec... niestety. mi też strasznie przykro, strasznie przywiązałam się do bohaterów i tego wszystkiego. mam dzięki temu opowiadaniu masę miłych wspomnień, których nigdy nie zapomne. planowałam tyle napisać ode mnie pod epilogiem... ale teraz po prostu brak mi słów.
nie potrafie wyrazić mojej wdzięczności do Was. to jest niesamowite, jesteście dopełnieniem mojej 'twórczości'. ta cała otoczka którą stwarzaliście...
każdy komentarz wywoływał u mnie ogromny uśmiech i wybuch euforii.
będe pisać nowe opowiadanie jakby jeszcze ktoś nie wiedział. zachęcajcie innych do czytania :) będzie mi strasznie miło.
jakby tak każdy napisał pod epilogiem pare słów od siebie, byłoby mi niezmiernie miło.
kończymy to opowiadanie z wynikiem (na tą chwile, gdy to pisze) :
-47 wpisami (razem z tym)
-9055 wyświetleniami
-184 komentarzami
-18 obserwatorami
Bywały chwile zawahania i zwątpienia, ale to właśnie wy dawaliście mi tego przysłowiowego 'kopa'
@AliceLuberda <-- to mój twitter jakby ktoś chciał :)
dziękuję mojej przyjaciółce Sylvii, kiedy już brakowało mi pomysłów, ona zawsze była gotowa mi pomóc i przywrócić wene.
dziękuję również Martynie i Eli za ogromnie wsparcie.
a największe podziękowanie należy się WAM. brakuje mi słów do opisania co teraz czuje. Kocham Was ogromnie i jestem wdzięczna. To co stworzyliśmy wspólnie jest mega.
bohaterowie do następnego opowiadania pojawią się już wkrótce (może jeszcze w tym tygodniu więc zaglądajcie :D)
to chyba na tyle w blogu "Shot Me Out Of The Sky"
xoxo