czwartek, 31 stycznia 2013

Bohaterowie

Scarlett i Mari Bennett.
lat 16
Harry Styles
lat 18
Louis Tomlinson
lat 20
Liam Payne
lat 19
Niall Horan
lat 19
Zayn Malik
lat 19

Perrie Edwards
lat 19
 
Vanessa Brown
lat 17
Tak więc witam ponownie :) prolog będzie za jakieś dwa trzy dni. to opowiadanie nie ma ŻADNEGO związku z poprzednim
xoxo

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Epilog

*Na początek doradzam puścić swoją ulubioną smutną piosenkę bądź po prostu przeczytać to w ciszy...


Pogrzeb to jedna z najsmutniejszych sytuacji. Kiedy trzeba pożegnać bliską osobę, wie się, że już nigdy się z nią nie porozmawia ani nie przytuli. Przyjmuje się kondolencje i mówi, że się jakoś trzyma, ale nie tym razem.
Wszyscy byli załamani tym wydarzeniem, ten cios dotknął wszystkich.
Nikt nie odważył się wyjść przed wszystkich i powiedzieć coś o zmarłych, nikt nie był w stanie. Tylko płacz i nagłe wybuchy rozpaczy.
Czwórka chłopców żegnała członka zespołu, jego dziewczynę i dziecko.
Łączyła ich magiczna więź, nie da się opisać co oni wtedy czuli.
Zjechały się tłumy fanów. Na całym świecie ludzie opłakiwali śmierć tej trójki, to był wstrząs. Wszystko zdarzyło się tak nagle. Kiedy zdawało się, że wszystko zaczyna się układać. Ten wypadek wydawał się niegroźny, lecz zginęli na miejscu.
Chciałoby się powiedzieć, że jest to też śmierć reszty, nigdy już nie będą tymi samymi ludźmi, ale przecież mają przed sobą całe życie, po jakimś czasie prawie wszystko wróci do normy. Lecz ciężko będzie, przeżywali to tragicznie, nie rozmawiali ze sobą, wszystko ich przypominało. Za bardzo raniło.
Wyrwano z nich jakąś cząstkę siebie. Za mało czasy by stwierdzić, że się zmienili, ale można było się domyślać.
Nie wiadomo co i jak. Czy zostaną zespołem, czy się rozdzielą, bądź nie będą chcieli się znać.
Nic.
-To ogromna strata, ale wiedzcie, że tam będzie im lepiej. - mówił pastor prowadzący msze żałobną. - U Pana naszego Boga.
Lecz nikogo nie podniosło to na duchu, wręcz przeciwnie popadali w jeszcze większe rozpacze.
-Dzisiaj wszyscy tutaj i na świecie. - ciągnął. - Żegnamy Eleanor Calder, Louisa Tomlinsona i ich nienarodzone dziecko.
Więcej płaczu i histerii, kompletna żałoba.

Nikt nie wiedział co potoczy się w dalszym życiu czwórki przyjaciół i Maggie.

THE END



WITAM
to koniec... niestety. mi też strasznie przykro, strasznie przywiązałam się do bohaterów i tego wszystkiego. mam dzięki temu opowiadaniu masę miłych wspomnień, których nigdy nie zapomne. planowałam tyle napisać ode mnie pod epilogiem... ale teraz po prostu brak mi słów.
nie potrafie wyrazić mojej wdzięczności do Was. to jest niesamowite, jesteście dopełnieniem mojej 'twórczości'. ta cała otoczka którą stwarzaliście...
każdy komentarz wywoływał u mnie ogromny uśmiech i wybuch euforii.
będe pisać nowe opowiadanie jakby jeszcze ktoś nie wiedział. zachęcajcie innych do czytania :) będzie mi strasznie miło.
jakby tak każdy napisał pod epilogiem pare słów od siebie, byłoby mi niezmiernie miło.
kończymy to opowiadanie z wynikiem (na tą chwile, gdy to pisze) :
-47 wpisami (razem z tym)
-9055 wyświetleniami
-184 komentarzami
-18 obserwatorami
Bywały chwile zawahania i zwątpienia, ale to właśnie wy dawaliście mi tego przysłowiowego 'kopa'
@AliceLuberda <-- to mój twitter jakby ktoś chciał :)
dziękuję mojej przyjaciółce Sylvii, kiedy już brakowało mi pomysłów, ona zawsze była gotowa mi pomóc i przywrócić wene.
dziękuję również Martynie i Eli za ogromnie wsparcie.
a największe podziękowanie należy się WAM. brakuje mi słów do opisania co teraz czuje. Kocham Was ogromnie i jestem wdzięczna. To co stworzyliśmy wspólnie jest mega.
bohaterowie do następnego opowiadania pojawią się już wkrótce (może jeszcze w tym tygodniu więc zaglądajcie :D)
to chyba na tyle w blogu "Shot Me Out Of The Sky"
xoxo   

czwartek, 24 stycznia 2013

44 "Co z tobą? Co z nią? Gdzie jest?"

Dla Harrego rano to dwunasta i dopiero wtedy mnie odwiózł. Z nim i jego mamą umówiona byłam na siedemnastą, więc miałam trochę czasu.
-Przed chwilą się widzieliśmy. - powiedziałam na wstępie kiedy odebrałam połączenie od Hazzy.
-No ale... Tak chciałem. Jesteś pewna, że dojdziesz tam sama?
-To nie jest drugi koniec Londynu, ja mam nóżki, a ty pojedziesz po mamę. Spokojnie. - zaśmiałam się. - Jeśli dożyję to nawet się nie spóźnię.
-To nie jest zabawne, wiesz że jest niebezpiecznie.
-No i co? Teraz zamkniesz mnie w piwnicy i będę wychodzić tylko z tobą za rękę?
-Dobra, może trochę przesadzam, ale uważaj na siebie. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Do zobaczenia - rozłączyłam się        
Posprzątałam i postanowiłam, że się na chwilę zdrzemnę, bo byłam strasznie zmęczona.
*HARRY*
Było już parę minut po siedemnastej jak przyszedłem z mamą do restauracji, Maggie nie było. Spóźnianie było w jej stylu, więc usiedliśmy i czekaliśmy, ale robiło się coraz później.
Dzwoniłem, ale nie odbierała, do chłopaków też dzwoniłem, ale ich nie było, został Louis. Był wolny więc poprosiłem go żeby poszedł do niej i zobaczył czy jest w domu. Zacząłem się denerwować, to nie był w jej stylu, zawsze dawała znać jak coś się stało.
-Harry nie denerwuj się, na pewno nic jej nie jest. - mama położyła rękę na moim ramieniu.
Coraz bardziej robiło mi się gorąco i niedobrze. Martwiłem się i to bardzo.
Kiedy Louis zadzwonił szybko odebrałem.
-I co? - zapytałem.
-Straż jest w drodze, ludzie sami próbują coś zrobić ale ogień jest za duży. Idę po nią. - rozłączył się.
Siedziałem nieruchomo, nie dotarło to do mnie.
-Mamo musimy iść. - pociągnąłem ją za rękę do samochodu.
-Co się stało? - zapytała kiedy już jechaliśmy. - I zwolnij.
-Pali się, jej dom się pali. - głos mi się załamał.
Próbowała podnieść mnie na duchu, ale to jeszcze bardziej mnie dołowało. 
Nie wiedziałem czy ona została w domu, miałem nadzieje, że nie. Że Louis coś pomylił, albo ona wyszła. Cokolwiek.
W końcu dojechaliśmy. Strażacy gasili ogień, masa ludzi stała na ulicy, musiałem się przepychać między nimi. Nie wiedziałem gdzie mam iść żeby o cokolwiek zapytać.
Zobaczyłem Louisa, podbiegłem do niego.
-Co z tobą? Co z nią? Gdzie jest? - zasypałem go pytaniami.
-Spokojnie. - oddychał głęboko. - Chyba nic poważnego się nie stało, wzięli ją do szpitala.
-Dziękuję. - przytuliłem go. - Że ją stamtąd wyciągnąłeś. Pojedziesz ze mną do szpitala, ty też musisz przejść badania.
Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Kiedy szedłem do Maggie po drodze odprowadziłem Louisa.
-Jak już będzie po to przyjdź. Ja idę. 
Szukałem jej na własną rękę, recepcja to tylko strata czasu, masa niepotrzebnych pytań i uwag. Trochę mi to zajęło, aż w końcu ją znalazłem.
Leżała chyba nieprzytomna, bądź spała, podpięta do tlenu. Usiadłem na krześle obok łóżka, chwyciłem jej dłoń. Nie da się opisać co wtedy czułem. Radość bo żyła, ale nie wiedziałem czy jest wszystko okej.
Zaczęła się uśmiechać, myślałem, że to moje przywidzenie, ale po chwili coś mruknęła, mało zrozumiałem, bo przeszkadzała jej maska.
-Ciii. Już wszystko dobrze. - też się uśmiechnąłem. - Louis cię uratował.
-Wszystko z nim okej? - ściągnęła maskę.
-Mhm. Poszedł się przebadać na wszelki wypadek, przyjdzie tu potem. Ty odpoczywaj.
-Mówiłeś żebym uważała, oczywiście, zawsze masz racje. - zaśmiała się.
-A ty ze wszystkiego żartujesz. Prawie straciłaś życie.
-Ale żyję Harry, nic mi nie jest prócz tego, że nawdychałam się dymu i zostane tu na noc. 
-Co to się stało? - do sali wszedł Liam, Niall, Zayn i Eleanor z Louisem.
Potem kolejne wytłumaczenia, nie szczędzili sobie żartów. Już pod wieczór zostawiliśmy Louisa z Maggie żeby sobie porozmawiali, potem poszli. Ja zostałem mimo sprzeciwów Mag.
-I co teraz? Będzie tak jak przed trasą? - zapytała kiedy już usypiałem, ale w momencie się rozbudziłem.
-Nigdy nie będzie tak samo, ale możemy próbować. Ważne żeby się nie cofać, tylko iść do przodu, nie popełniać już tych samych błędów. 
-A co z Eleanor i Louisem? Nawet nie miałam jak zapytać.
-Powiedzieli już chłopakom. Pomiędzy nimi lepiej, przynajmniej na to wygląda. Jakoś to będzie, dadzą sobie rade. A ty już idź spać.
*MAGGIE*
Z rana przeszłam podstawowe badania, wstępnie wyszło że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Już byłam gotowa, czekałam tylko na Harrego, który koniecznie musiał po coś iść.
-No w końcu. - odwróciłam się przodem do niego i zobaczyłam, że jest z Darcy. - O mój Boże. - podeszłam i wzięłam ją na ręce. - Jak to zrobiłeś? Jeju, dziękuję. - pocałowałam go.
Nie mogłam nacieszyć się małą, byłam strasznie szczęśliwa i wdzięczna Harremu, że to dla mnie zrobił, znaczyło to dla mnie wiele.
Wsiedliśmy do samochodu nie mając pojęcia co może się nam przydarzyć.




CZEEEEEEŚĆ
tak więc to jest ostatni rozdział...
uwierzcie myślałam nad tym dość długo i tak będzie lepiej zaczne nowe, wszystko bedzie inaczej, jak teraz sobie myśle ile rzeczy tu zrobiłam źle i beznadziejnie... mam nadzieje że drugie opowiadanie bedzie lepsze
nie macie pojęcia mimo wszystko jak trudno mi sie rozstać z bohaterami. ale wszystko napisze pod epilogiem
TO NIE KONIEC OPOWIADANIA bedzie jeszcze epilog w którym wszystko się wyjaśni. epilog pojawił się chyba w poniedziałek bo wyjeżdżam i nie bede miała dostepu do komputera
dziękuje za komentarze i wyświetlenia :)
do epilogu
xoxo