Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Huki z dołu stawały się coraz głośniejsze, aż w moim pokoju pojawił się Harry z Louisem.
-Co wy tu robicie? - przymrużyłam oczy.
-Przyszliśmy poćwiczyć. - Louis ściągnął swoją bluzę i rzucił ją na krzesło.
-Wpadłem na to, że może Lou nam zagra, będzie świetnie. - Harry podszedł, położył się obok mnie i objął.
-Masz racje. - wymusiłam uśmiech.
Pocałował mnie. I znowu przed oczami miałam tego chłopaka. Zrobiło mi się niedobrze. Położyłam ręce na jego torsie, lekko go odpychając i zwiększając przy tym dystans między nami.
-Coś nie tak? - spojrzał zmartwiony.
-Nie. - mruknęłam. - Trochę się źle czuję. Ale nie ma czasu do stracenia. Ty możesz już zacząć, a ja szybko wezmę prysznic i do was wracam. - szybko wstałam i zamknęłam się w łazience.
Zdecydowanie nie mogłam go oszukiwać całe życie, ale nie mogłam zrobić tego w tej chwili, on był taki szczęśliwy... Poza tym Louis był. Nie mogłabym...
Wszystko było już dość skomplikowane, a ja schrzaniłam po całości stwarzając sobie milion innych problemów.
Mniej więcej po czterdziestu minutach mogliśmy zacząć naszą próbę. Szło nam o wiele lepiej, niż poprzednio, plus Louis na fortepianie i było na prawdę dobrze. Współpraca z Harrym to dla mnie sama przyjemność, jego głos wywiercał mi dziurę w brzuchu, każdy dźwięk powodował uśmiech na mojej twarzy, lecz nie mogłam przestać myśleć o wczorajszej sytuacji.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak szczeniacko i głupio się zachowałam. Na samą myśl, że Harry mógł całować się z jakąś inną dziewczyną, zazdrość mnie zżerała.
-Chyba jest już wystarczająco dobrze. - Lou wstał od fortepianu. - Jak na to, że ślub jutro to widzę, że jakoś specjalnie się nie szykujesz.
-Ona będzie się szykować dla mnie na potem. - zaśmiał się Harry i pocałował czule.
-Oh, błagam cię. - uderzyłam go w ramię.
-Musimy lecieć. Trzeba omówić parę spraw związanych z najbliższymi planami co do zespołu. - Hazza wstał i pociągnął mnie za sobą.
Musiałam mu powiedzieć, nie w tym momencie, ale musiałam. Im dłużej zwlekałam, tym bardziej oboje będziemy cierpieć.
-Widzimy się później? - spojrzałam na niego.
-Jesteś pewna, że wszystko okej? - położył dłoń na moim policzku.
-Trochę jestem poddenerwowana jutrzejszym występem. - skłamałam.
-Będę obok ciebie. Nie masz czym się stresować. - pocałował mnie w czubek głowy. - Jadą dziś po garnitury, tak dostaliśmy już zaproszenia od twojego taty, ja zostaję, będę czekał. - uśmiechnął się.
-Będę wieczorem. - lekko cmoknęłam go w usta i po chwili zostałam w pokoju sama.
Przez resztę dnia uczestniczyłam z Williamem i Mari w przygotowaniach do ślubu. Zanosiliśmy potrzebne rzeczy do restauracji taty, gdzie miało odbyć się wesele. Jakoś wyszło, że się rozdzieliliśmy i ja zostałam w lokalu i przygotowywałam wystrój, przez co miałam dużo czasu do myślenia, zdecydowanie za dużo.
Dzień się dłużył i dłużył, to przez to, że chciałam już mieć to z głowy, żeby Harry już wiedział, wybaczył mi po moich setnych przeprosinach i obietnicach, że już więcej nie wyjdę na żadną imprezę bez niego. Miałam nadzieję, że tak będzie.
W końcu nadszedł, chciany bądź niechciany wieczór. Powiedziałam tacie, że idę na spacer i to załatwiło sprawę.
Nogi się pode mną uginały, a żołądek miałam prawie w gardle. Bałam się okropnie, jak nigdy wcześniej. Nie byłam pewna jego reakcji, bo jeszcze w takiej sytuacji nie byliśmy.
Zaczęło być dobrze, to oczywiście musiałam spieprzyć sprawę. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Czułam się paskudnie.
Kiedy otworzył, od razu przywitał mnie pocałunkiem.
-Chodź. Pójdziemy na górę. - pociągnął mnie za rękę.
-Poczekaj. - stanęłam.
-Coś się stało? - spojrzał na mnie.
-Tak. - popatrzyłam na swoje buty. - Nie chcę o tym mówić, ale nie daję rady. Nie mogę cię okłamywać. To była pomyłka.
-Powiedz o co ci chodzi. - napięcie rosło w nim z sekundy na sekundę.
Wzięłam głęboki wdech, na chwilę uspokoiłam mocne drżenie rąk.
Teraz albo nigdy.
-Całowałam się z jakimś chłopakiem w klubie. - wydusiłam z siebie.
Patrzył na mnie zdezorientowany, stał w bezruchu coraz głośniej oddychając, po czym wywalił stół, wszystko z niego spadło na ziemię, kopnął w wazon, woda rozlała się po całej podłodze, a waza rozwaliła się na drobne kawałeczki.
Stałam jak słup soli, kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Łzy cisnęły mi się do oczu, starałam się nie rozpłakać, ale nie dałam rady.
-Harry błagam... To tylko... - położyłam dłoń na jego ramieniu, ale szybko się odsunął.
-Co byś zrobiła na moim miejscu?! - nie odpowiedziałam. - Huh?! Więc przestań!
-Ale ja chcę być z tobą i tylko z tobą.
-Chciałaś tego?! - zbliżył się do mnie, na tyle, że stykaliśmy się czołami, a jego klatka piersiowa dotykała mojej, gdy brał oddech.
-Teraz oczywiście, że nie, wtedy po prostu nie myślałam.
-Chciałaś czy nie? - po każdym słowie zrobił krótką przerwę.
-Nie, nie wiem, nie pamiętam. - gubiłam się we własnych słowach, cała się trzęsłam. Popatrzył mi w oczy. - Nie, nie chciałam. - powiedziałam bardziej stanowczo, niż poprzednie zdania.
-Nie kłam! - obrócił się i stanął do mnie plecami
-Przepraszam, tak bardzo przepraszam. - powiedziałam łkając i go objęłam.
-Przestań. - wziął kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami.
Zostałam sama, w obu znaczeniach tego słowa.
Nie chciałam stać i płakać w jego domu.
Nie zasnęłam nawet na minutę, więc rano nie musiałam się budzić. Leżałam wyzwijana i nie miałam ochoty ruszyć nawet palcem.
Mari przyszła rano i przyniosła mi herbatę, ale udawałam, że spałam. Nie mogłam zachowywać się jakby świat przestał istnieć, ale chociaż na chwilkę potrzebowałam być sama.
Koło dziewiątej zwlekłam się z łóżka i z nadzieją, że będę sama w domu zeszłam do kuchni, a tam William rozmawiał sobie z Louisem. Jakby byli powietrzem, po prostu podeszłam do lodówki, wyciągnęłam sok i nalałam sobie do szklanki. Kiedy się odwróciłam, w pomieszczeniu został tylko Louis.
-Cześć. - mruknął kiedy usiadłam obok. - Też nie spałaś?
Tylko skinęłam głową. Nie wiedziałam do czego zmierza, ani czy wie, o tym co zrobiłam.
-Harry wrócił dość późno, pijany, zostałem z nim, żeby nie robił głupot. - ciągnął. - Czemu mi nie powiedziałaś?
Mówił z tak idealnym spokojem, że rozmowa z nim mnie nie przytłaczała, nawet o takiej sprawie. Rozumiał i nie chciał naskakiwać i mnie spłoszyć.
-Bałam się. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam. - Nie wiem co sobie myślałam. Nie wytrzymam bez niego. - wzięłam głęboki oddech. - Jest u siebie?
-Tak, ale odkąd się obudził nikogo nie wpuścił. Musi odetchnąć i pomyśleć. Nie zostawi cię, za bardzo mu na tobie zależy.
-Jeszcze dzisiaj ślub taty. - schowałam twarz w dłoniach.
-Harry dostał imienny zakaz zbliżania się do ciebie.
-I tak nie przyjdzie, on nie chce mnie widzieć i ja się mu nie dziwię.
-Nie martw się, przyjdzie i z tobą zaśpiewa. Twój ojciec wtedy na pewno zrozumie, że chcecie być razem i że nie jest w stanie ci tego zabronić.
-A co jeśli nie? - spojrzałam na niego.
-Przestań tak myśleć. Będzie i koniec. - przytulił mnie.
Potem już zostały ostatnie poprawki. Nie chciałam pomagać Melody, tym zajęła się jej siostra, a ja z Mari pojechałam do kościoła witać gości.
Większości nawet nie znałam, tata zaprosił chyba wszystkich policjantów z całego Londynu. Co jakiś czas pojawiała się znajoma twarz. Nawet nie wiedziałam, że mama przyjedzie, bardzo się ucieszyłam jak ją zobaczyłam, mimo naszych słabych relacji, stęskniłam się za nią.
Kościół był już prawie wypełniony po brzegi kiedy Melody przyjechała. Ciągle rozglądałam się za chłopakami, ale bez skutku.
Ceremonia się rozpoczęła, rozbrzmiały kościelne organy, a kiedy 'młoda' para była już przy ołtarzu, przemówił ksiądz. I wtedy się wyłączyłam. Aż wstyd przyznać, ale w ogóle nie potrafiłam się skoncentrować i nie pamiętam o czym była mowa. Jako, że siedziałam w pierwszym rzędzie, wypadałoby mi ocknąć się chociaż na sam moment przysięgi. I nawet mi się udało. Wyglądało magicznie. Tata w klasycznym czarnym garniturze i Melody w białej sukni do ziemi, lecz nie tradycyjnej, wolno opadała, a w niektórych miejscach pojawiały się małe diamenciki.
No cóż, jak na to, że byłam na ślubie własnego taty i to z znienawidzoną macochą, to nie było, aż tak tragicznie.
Najbardziej bałam się wesela.
Po ceremonii wszyscy zjechali się do restauracji.
heeeeeeeeeeeeeey
jak widać, drama time. chyba lubie takie wątki, coś w tym jest. dziękuję za komentarze i oceny i proszę o następne :) do następnego
xoxo
Wróciłam do domu kiedy zaczęło się ściemniać, byłam tak rozkojarzona, że nawet samochód Melody stojący na podjeździe nie zaczął mnie zastanawiać.
Dopiero jak usłyszałam głos taty dochodzący z salonu zaczęłaś się zastanawiać, czy aby nie śnie.
-Cześć. - bardziej spytałam, niż się przywitałam.
-O. Witaj słoneczko. - tata uśmiechnął się promiennie.
Leżał na kanapie, na stole była masa leków, a Melody chodziła jak nakręcona i co sekundę poprawiała mu poduszki.
-Jak się czujesz? - podeszłam bliżej i włożyłam ręce do kieszeni.
-Wspaniale, czasami tylko jak wezmę za duży oddech to trochę boli. Ale wszystko w jak najlepszym porządku.
Czułam, że kłamie. Po prostu nie chciał mnie martwić, robił to ze względu na mój stan po wypadku. Zachowywał się jakby to zdarzenie miało miejsce wczoraj.
-Gdzie byłaś o tej porze? - przymrużył oczy jak przyprowadzał przesłuchanie.
-Co? Ja? Ummm. Byłam z Perrie na spacerze, pokłóciła się z Zaynem i potrzebowała się komuś wygadać. Jestem trochę zmęczona. Pójdę się położyć. - wskazałam kciukiem na schody.
-Poczekaj na sekundkę. Chciałem ci powiedzieć, że tak jak już wcześniej uprzedzałem, bierzemy ślub, jak najszybciej jak to możliwe. Wypadło na piątek.
-Słucham? - nachyliłam się. - Tato jest wtorek. Czy ty wiesz, że ślub to nie jest coś na chwilę?
-Vivi... Za długo się zastanawiałem i popatrz co się stało, nie chce już czekać.
-Tsss. - prychnęłam. - Zachowujesz się jakbyś miał dziewiętnaście lat, a chyba muszę ci przypomnieć, że ich nie masz.
-Uważaj jak się do mnie odzywasz, nie jestem twoim kolegą. - jego dobry humor zniknął, dzięki mnie.
-Ja po prostu nie wierzę. - zaśmiałam się z własnej bezsilności. - Przecież wy się ledwo znacie.
-Długo jesteśmy razem, wystarczająco. Poza tym to moja decyzja i została już podjęta, twoje zdanie się tu nie liczy.
-No racja. Na co wam wiecznie narzekająca Scarlett. Wychodzę. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi.
-Nawet nie próbuj! Wracaj tu!
Moją odpowiedzą było trzaśnięcie drzwiami.
Nie mogłam znieść, że mój ojciec zachowuje się dziecinne jak jakiś smarkacz, a wciąż mi powtarzał, że powinnam być poważna i rozsądna, żeby ludzie traktowali mnie serio, podczas kiedy sam zachowywał się na odwrót.
Napisałam do Harrego smsa, po dwóch minutach już był na dole. Chciałam po prostu się przejść, uspokoić i porozmawiać, z kimś to nie oceni mnie z góry i każe się zamknąć.
-Twój tata jest dorosły. I tak zrobi co chce. - splótł nasze palce kiedy wyszliśmy za bramę.
-Nie mogę mu na to pozwolić. Nie dość, że są ze sobą rok, to jeszcze ona jest nienormalna.
-Skoro się kochają, to czemu nie?
-To nie wyjdzie. Zobaczysz. Nie minie miesiąc, a już ona będzie chciała się wyprowadzić.
-Scarlett. Postaw nas w takiej sytuacji, my też do końca nie jesteśmy normalni, nawet Perrie jako twoja przyjaciółka woli, żebyśmy nie byli razem.
-Ale... - westchnęłam.
-Ale co? - stanął i delikatnie mnie pocałował. - Będzie dobrze, zobaczysz. Może zaśpiewasz? Mam taką piosenkę, którą napisałem i nagrałem sam. Jest bardziej o rozstaniu, ale w sumie pasuje.
-Zaśpiewałbyś ze mną? - podniosłam wzrok z moich butów na jego twarz.
I nagle zniknęła obawa, co mógłby sobie tata pomyśleć, przecież nie mogliśmy być razem, a co dopiero przyjść jako para na ślub, a po zaśpiewaniu wspólnie piosenki, tatę zalałaby krew.
-Ja? Z tobą? - uśmiechnął się. - Od małego marzyłem o duecie z tobą. - cmoknął mnie w usta. - Jestem twoim największym fanem, a zaśpiewać z tobą... Umm... Coś niesamowitego. - uśmiech nie schodził mu z ust.
Harry zdecydowanie był jedyną osoba, która tak szybko potrafiła poprawić mu humor.
Dzięki niemu zmieniłam zdanie na temat tego całego ślubu. Znaczy nie, że od razu, aż nie mogłam się doczekać kiedy ich zobaczę na zaślubinach, ale nie było tak tragicznie jak na początku. Chyba doszło do mnie, że moje wściekanie się nic nie da.
Wróciłam koło północy, wszyscy spali. Tak na początku myślałam, dopóki nie weszłam do swojego pokoju.
-Co to za jakieś tajemnicze spotkania? - zwróciłam się do Williama i Mari siedzących na moim łóżku.
-Żadne spotkania. Tak sobie siedzimy. - Will skrzyżował nogi.
-Co ubierzesz na ślub? - spytała mnie siostra.
-Jeszcze nie wiem, nie zdążyłam nad tym pomyśleć. Są jeszcze dwa dni, może coś się znajdzie.
-Tata zaprosi chłopaków. - Mari wyszczerzyła wszystkie zęby w ogromnych uśmiechu.
Od razu wiedziałam co ma na myśli. Kolejna okazja, żeby spędzić czas z Niallem.
-Zaśpiewam z Harrym. - usiadłam koło nich.
-Żartujesz sobie? - Will zmarszczył brwi. - Wiesz, że twój tata go zastrzeli?
-To będzie tylko jedna piosenka, kto powiedział, że będziemy się tam całować i przytulać? Poza tym kiedyś dowiedzieć się musi. A chyba nie będzie chciał popsuć wesela swojej księżniczce, więc awantury nie zrobi.
-Jak chcesz. Ale żeby potem nie było, że nie ostrzegałem. - burknął.
-Widzę jak o mnie dbasz. - pocałowałam go w policzek. - A teraz chodźmy spać, padam na twarz.
Z samego rana byłam u Harrego. W końcu miałam dwa dni, żeby nauczyć się piosenki. Z jego pomocą szło mi nawet dobrze. Co jakiś czas zdarzały się niewielkie pomyłki, ale było okej.
Później Mari wyciągnęła mnie na zakupy, nie mogłam iść w czymś zwyczajnym, a po tym jak tata dowiedział się o tym, że planuje zaśpiewać to kazał mi wybrać coś jeszcze bardziej specjalnego. Oczywiście nie powiedziałam mu kto będzie ze mną śpiewał, wtedy by go nie zaprosił, a nie mogłam na to pozwolić.
Wszystko zwaliło mi się na głowę, ciągły brak czasu wisiał w powietrzu, kiedy wszyscy się sprzeczali.
Poza tym musiałam się pilnować przy Harrym i tacie, żadne z nich nie mogło wiedzieć. Obawiałam się reakcji Harrego na wiadomość o moim zakazie, ale przecież to chyba nie mogło nam przeszkodzić, prawda?
Wybrałam zwykłą 'małą czarną' na ramiączkach, całościowo przylegającą do mojego ciała. Najszybsze i najprostsze rozwiązanie.
Napięcie w domu rosło z sekundy na sekundę. Tata co prawda jeszcze nie mógł się bardzo męczyć, więc załatwiał wszystko przez telefon. Melody goniła i ciągle jęczała, że obawia się, że nie zdążą uszyć sukni na czas. William ze stoickim spokojem pojechał ze swoim chłopakiem po garnitur. A Mari... właśnie, co z Mari? Też chciałabym wiedzieć. Prawdopodobnie z Niallem.
Znowu od początku zaczynałam mieć dość ślubu, a kiedy przyszła żona mojego ojca zaczęła wrzeszczeć na mnie, to po prostu nie wytrzymałam.
Zadzwoniłam do Pezz. Musiałam jakoś odreagować, byłam wściekła. Nie poznawałam taty, zawsze podejmował decyzje, które przemyślał po tysiąc razy, a wtedy zachował się tak lekkomyślnie.
-Harry mnie zabije. - to były pierwsze słowa, które powiedziała Perrie po tym jak się spotkałyśmy. - Wiesz, że nie powinnaś?
-Ostatni raz. - mruknęłam.
Poszłyśmy do klubu, z każdą minutą gromadziło się tam coraz więcej ludzi.
Nie musiałyśmy czekać długo, żeby się upić. Wydawałoby się, że wszystko zniknęło, całe zamieszanie, kłótnie, wyzwiska, wypadek taty... Wszystko.
Ale oczywiście musiałam stworzyć następne problemy.
Nie kontrolowałam się, moje ciało robiło co chciało. Kiedy jest się w takim stanie, wydaje się, że cokolwiek się zrobi to i tak nic nie będzie niosło za sobą konsekwencji, że człowiek jest zdolny do wszystkiego i nikt się nie przyczepi.
Usiadłam na chwilę i doczepił się jakiś koleś. Nawet był przystojny, lekki dwudniowy zarost, ciemne, blond włosy, postawione do góry. Ale ja miałam Harrego, nikt inny nie był mi potrzebny. Tak myślałam, ale ciało robiło swoje.
Mówił, że mnie kojarzy ze szkoły. Zagadywał, żebym po prostu sobie nie poszła. Od słowa do słowa i siedział coraz bliżej, ja ledwo utrzymywałam głowę w górze i chyba to wykorzystał. Nie mogę zwalać całej winy na tego chłopaka, bo przecież mogłam pójść.
Dzieliły nas milimetry, czułam jego oddech, pocałował mnie. To nie był jeden pocałunek, trwało to może pół minuty. Nie jestem w stanie powiedzieć co czułam. Oczywiście, że Harry był tym jedynym, ale wtedy w mojej głowie pojawiały się różne myśli.
Nagle ocknęłam się i doszło do mnie co właśnie zrobiłam.
Na chwiejących się nogach szybko wyszłam na zewnątrz.
Witaaam :)
tak więc wróciłam i już do końca wakacji nigdzie nie jade. aha no i chciałam podziękować mojej przyjaciółce Sylwii, za to, że napisała poprzedni rozdział, ja bym nie zdążyła, a nie chciałam zostawiać Was bez rozdziału, więc ją poprosiłam, poświęciła swój czas i chęci. DZIĘKUJĘ X. przekroczyliśmy 14 tysięcy. jejuuu. dziękuję Wam xx. nie spodziewałam się, że będzie tego tak dużo. do następnego
xoxo
W samochodzie i tak było zimno. Nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkim. O Harrym, o Louisie i Eleanor, o tacie. Po prostu o wszystkim. Jedyne czego teraz chciałam to przytulić się do lokersa. Spałam może z godzinę, a wydawało się jakby to było 5 minut. Słońce raziło mi po oczach i nie mogłam pospać dłużej. Postanowiłam, że wyjdę. Wszyscy zaczęli składać swoje namioty i się pakować. Myślałam, że pojedziemy wieczorem. Najwidoczniej się myliłam. Podeszłam do Louisa.
-Już jedziemy?
-Nie widzisz? Wyruszamy za godzinę. - Odburknął.
-Oh. Przepraszam, że zapytałam. - Nie odpowiedział. Nie powinnam na niego naskakiwać po tym co stało się wczoraj. - Przepraszam... Co z Eleanor?
-Nic. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na moje sms'y. Nic.
-Przykro mi... - Położyłam rękę na jego plecach masując je.
-Mogłabyś mnie zostawić samego? - Spojrzał na mnie prosząco.
-Um.. Jasne. - Poszłam sprawdzić jak Harry sobie radzi. Klął pod nosem i kopnął namiot.
-Harry! Dobrze się czujesz? - Zaśmiałam się.
-Hej. - Zauważył mnie i się potknął. - Ja tylko... No. Poradzę sobie.
-Oczywiście. Wszystko zawsze musisz zrobić sam. Pomogę ci.
-Dam sobie...
-Nie dasz. Wiesz o tym. - Przerwałam mu.
-No może masz racje. - Oboje się zaśmialiśmy. To wcale nie było takie łatwe. Ten namiot był nienormalny, ale udało nam się w końcu przy pomocy Zayna. Spakowaliśmy wszystkie rzeczy i mogliśmy jechać. Wszyscy posprawdzali czy wzięli wszystko ze sobą. Niczego chyba nie zapomnieliśmy. Zbieranie się miało nam zająć godzinę, a zajęło co najmniej dwie. Było koło jedenastej. Jechaliśmy takim samym podziałem.
-No to wracamy. - Powiedziała Perrie wzruszając ramionami.
-Było fajnie. Aż nie chce mi się wyjeżdżać. - Odpowiedziała jej Danielle i poprawiła swoje niesforne loki. My wyruszyliśmy ostatni. Zapomnieliśmy z Harrym o wczoraj. Droga minęła bardzo miło. Pogłośniliśmy radio i śpiewaliśmy wszystko co leciało. Dosłownie wszystko. Nawet jeśli nie znaliśmy słow to sobie je zmyślaliśmy. Zatrzymaliśmy się na stacji, bo niestety mój pęcherz nie jest zbyt wytrzymały. Harry miał okazje by skoczyć po chipsy. Tym razem nie było żadnych niemiłych niespodzianek jak ostatnim razem. Wjechaliśmy w końcu na osiedle. Harry odwiózł mnie pod same drzwi. To nic, że mieszkał po drugiej stronie.
-Przyjdziesz do mnie później? - Zapytał Harry.
-Później, czyli?
-Za godzinę może.
-Myślę, że się wyrobię.
-No to będę czekał. - Uśmiechnęłam się, odwzajemnił uśmiech, pochylił się lekko i mnie pocałował.
-Do zobaczenia. - Powiedziałam wychodząc z samochodu. Pomachał mi, a ja jemu. Weszłam do domu.
-Heej. - Powiedział William witając mnie w drzwiach. - Jak było?
-Muszę powiedzieć, że mimo wszystko było bardzo fajnie. Dużo by opowiadać. Jest już Mari?
-To się cieszę. Jest. Wróciła kilka minut temu.
-Okej dzięki. To ja idę na górę jakby co. - Rzuciłam wszystko na łóżko. Byłam mega zmęczona. Chciałam się położyć, ale musiałam wziąć prysznic. Ciepła woda spływająca po moich plecach to była teraz najwspanialsza rzecz na świcie. Ubrałam jeansowe spodenki, białą koszulkę na ramiączkach i na to zarzuciłam fioletowy sweter. Wysuszyłam włosy i doprowadziłam się do stanu wyjściowego. Zajęło mi to więcej niż godzinę, więc postanowiłam już iść do Harrego. Natknęłam się na Mari na korytarzu.
-Ale było ekstra! - Powiedziała podekscytowana Mari.
-Wydarzyło się coś o czym ja nie wiem?
-Jenyyy... Niall jest taki cudowny. Jest przemiły, zabawny, opiekuńczy i do tego przystojny. - Nie byłam pewna czy ona jeszcze oddycha.
-Ktoś tu się naprawdę zakochał... - Zaśmiałam się.
-Przestań! - Uderzyła mnie i zrobiła się cała czerwona.
-Ałaaaa! Nie bij mnie. Dobra. Muszę iść.
-Gdzie idziesz?
-Do Harrego.
-No to pędź. - No i poszłam. Nie zdążyłam zapukać, a Lou otworzył drzwi. Było widać, że był zdenerwowany i gdzieś się śpieszył.
-O hej. Harry jest u siebie w pokoju. - Wyminął mnie. Szedł bardzo szybko. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Gdy weszłam do pokoju Harrego on spał. Usiadłam na jego łóżku i pogłaskałam mu włosy.
-Wstawaj. - Potrząsnęłam nim.
-Eeeee? - Otworzył oczy zaspany.
-No wstawaj! Kazałeś mi przyjść. A teraz co? Śpisz? - Zaśmiałam się.
-Już wstaje.
-O MÓJ BOŻE! - Odwróciłam się. Był nagi. - Idź się ubrać.
-Spokojnie. - Zaśmiał się i założył bokserki. - Wezmę szybki prysznic i zaraz wracam. Nadal byłam w szoku i nie wiedziałam co się dzieje. Mógł mnie uprzedzić, cokolwiek. Usiadłam wygodniej na łóżku i czekałam. Wyszedł z łazienki w samym samym ręczniku obwiniętym wokół pasa. Z jego włosów kapała woda, a krople spływały po klatce piersiowej.
-Co by tu ubrać. - Stał na środku pokoju i się zastanawiał. - Siedzisz na mojej koszulce.
-Um co? - Wyrwał mnie z zamyślenia.
-Siedzisz na mojej koszulce! - Zaczęłam się rozglądać. Wszedł na łóżko i pochylił się żeby ją zabrać.
-Aaaa kapiesz na mnie.
-Co? - Zaśmiał się.
-To znaczy.. Woda...
-Ok. - Potrząsnął włosami i ochlapał mnie jeszcze bardziej.
-Jak mogłeś?! - Uderzyłam go w ramie śmiejąc się. Chwycił mnie i pocałował. Chwyciłam się jego ręki, bo inaczej bym spadła. Powoli zsunął mój sweter. Reszta moich ubrań zniknęła zadziwiająco szybko. Zaczął obdarzać mój biust niezliczoną ilością pocałunków. Delikatnie wszedł we mnie. Bolało jak cholera, ale po chwili dałam się ponieść rozkoszy i zapomniałam o bólu. Poruszał się dosyć szybko cały czas spijając moje wargi. W końcu doszliśmy, niemal jednocześnie, ale jemu zajęło to chwilę dłużej. Rozlał się we mnie po czym na mnie opadł. Nasze oddechy były szybkie i nie równe. Położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego zaciągając na naszą dwójkę kołdrę.
Witajcieeee :D I jak Wam się podoba? Taka mała zmiana (:
Wyjeżdżam i następny rozdział PRAWDOPODOBNIE ukaże się koło 18 sierpnia.
Do następnego xxx