-Że co? - zdziwiłam się. - Za co? To ja...
-Zachowałem się jak furiat. A to tylko drobnostka. - I w tym momencie zadzwonił mu telefon. Po krótkiej rozmowie pożegnał się i poszedł do domu.
Stałam sobie jeszcze tak przez chwile, bez celu, kompletnie. I jakby nic poszłam do siebie. Przygotowałam wszystko na następny dzień do szkoły, po czym poszłam na balkon. Usiadłam wkładając nogi między barierki, tak aby swobodnie mogły sobie 'wisieć'.
-Chyba serio ci na tym zależy. - usłyszałam głos... Harrego.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że siedzi naprzeciwko na balkonie.
-Co masz na myśli? - wykrzywiłam się. - Bo jeśli chcesz mnie dobić, to dzięki nie skorzystam.
-Słyszałaś nas kiedyś na żywo? - zmienił temat.
-Nie, błagałam godzinami, szantażowałam, nic - zaśmiałam się i wzruszyłam ramionami.
-Na razie nie gramy koncertów, ale pod koniec miesiąca śpiewamy na imprezie charytatywnej, mógłbym cię zabrać, jak chcesz. - uśmiechnął się. - Wiem, że musiałabym czekać prawie miesiąc, ale to chyba lepsze niż nic.
-Mówisz serio? - nie mogłam uwierzyć.
Jeszcze tydzień temu mogłam pomarzyć o tym, żeby ich spotkać. A tu nagle sąsiedzi i jeszcze Harry chciał mnie wziąć na koncert.
-Robisz teraz coś konkretnego? - przerwał moje rozmyślenia.
-Oprócz rozmawiania z tobą to nie. - zaprzeczyłam.
-Chcesz się przejść? Znaczy może przejść do za duże słowo, za bardzo wyjść nie możemy za osiedle.
HARRY STYLES ZAPROSIŁ MNIE NA SPACER!
Jedyne co mogłam wtedy zrobić to rozpłakać się ze szczęścia, a potem zemdleć. Lecz był to mój szczęśliwy dzień, mimo tej całej akcji z Louisem. Skinęłam głową, ubrałam trampki i wybiegłam z domu. Harry już czekał.
Na początku zbytnio się to nie kleiło. Potem zaczęliśmy rozmawiać o muzyce, kompletnie przestało mnie obchodzić, że jest gwiazdą światowego formatu, że każda inna fanka zrobiła by wszystko, żeby tylko go dotknąć. W tej chwili ważna była tylko muzyka. On również nie wypytywał się o moje życie, dobrze, bo nie chciałam współczucia ani tego, że udawałby, że moje życie jest ciekawe.
Żył muzyką, był wypełniony pasją, od stóp do głów, coś niesamowitego. Niby jeden temat, a rozmawialiśmy aż do zmroku.
-Tata dzwoni. - zobaczyłam na wyświetlacz mojego białego iphone'a. - Muszę iść.
Mimo, że mieliśmy nie wychodzić tak było lepiej dla jego bezpieczeństwa, to i tak udało mi się go wyciągnąć poza nasze osiedle. Nawet nikt go nie rozpoznał.
-Czekaj odprowadzę cię. - powiedział i zawróciliśmy.
-Wow, cóż za poświęcenie. Chcesz za to medal? - zaśmiałam się.
-Chciałem być miły. - wykrzywił usta w podkówkę.
-No przepraszam. To bardzo miło z twojej strony, a zwłaszcza, że mieszkasz ode mnie pięć kroków.
-No i weź się staraj, a dziewczyna i tak jest nigdy nie zadowolona. - spojrzał w górę.
Wtedy pierwszy raz poczułam się kimś 'więcej'. Nie w sensie, że jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, ale kimś więcej a nie tylko fanką, albo dziewczyną na jeden spacer.
William odwiózł mnie do szkoły, bo tata znowu musiał iść do pracy. Przy wejściu spotkałam Sama. Kiedy stanęłam przy szafkach podeszła do nas wysoka brunetka.
-Cześć Sami. - zatrzepotała rzęsami.
Coś mi nie pasowało, na samym początku wiedziałam, że się nie polubimy, chociaż nie do końca wiedziałam kim jest.
-Hej. -mruknął.
-Idziemy na angielski? Nie mam notatek z całego tygodnia i pomyślałam, że może ty mógłbyś mi ich użyczyć. - uśmiechnęła się słodko.
Działała mi na nerwy.
-Jasne. Do zobaczenia Scarlett. - uśmiechnął się i poszedł.
Dziewczyna tylko obrzuciła mnie zwycięskim spojrzeniem i poszła za Samem. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi. W każdym razie wkurzyłam się, a to był dopiero początek.
Przez pierwsze dwie lekcje nie było kolorowo, już musiałam normalnie odpowiadać. Chciałam sobie pójść, jeszcze czekała mnie wizyta u terapeuty.
Na dłuższej przerwie Sam usiadł ze mną na polu.
-A co z tą dziewczyną? - zapytałam na wstępie.
-Poszła z koleżankami. To Vanessa, znamy się od paru lat. Jest miła, ale lepiej z nią nie zadzierać.
Prychnęłam.
-Mówiła mi, że coś zrobiłaś. Nie wiem co dokładnie, ale jest wkurzona i sporo o tobie mówiła, w nie za bardzo miły sposób, ale możesz być ze mnie dumna, broniłem cię jak swojego dziecka. - uśmiechnął się.
-Co? - krzyknęłam. - Widzę tą dziewczynę pierwszy raz na oczy, a ona jest chora i sobie coś wymyśliła.
To było nienormalne, aż żenujące i chore. Nie mogłam pojąć o czym ona bredziła.
Potem nie było lepiej, za każdym razem kiedy mnie widziała popychała mnie, albo się krzywo patrzyła. Chciałam tylko, żeby ten dzień się skończył.
W końcu się wkurzyłam, aż za bardzo. Zrobiłam zanim pomyślałam. Korzystając z tego, że właśnie moja guma zaczęła tracić smak, wyciągnęłam ją z buzi i na przerwie 'niechcący' wrzuciłam ją w jej włosy. Dopiero potem dotarły do mnie konsekwencje, gdyby coś stało się z moimi włosami, nie wiem co bym zrobiła. Jestem za bardzo impulsywną osobom.
Zadzwonił ostatni dzwonek i wyszłam przed szkołę, tak jak tata zarządził Will zawiózł mnie do terapeuty.
Obiecał, że poczeka tą godzinę. Pewnym krokiem weszłam do gabinetu, skinął głową na powitanie i usiadłam.
Przez pierwsze piętnaście minut wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy. Marnowanie czasu, ale nie chciałam już żeby tata był zły.
-I jak w szkole? - zagadnął pan Carl.
-Jakoś. - wzruszyłam ramionami.
-Scarlett chyba musimy wyjaśnić sobie parę spraw. - uśmiechnął się, a ja rozsiadłam się wygodniej na wiadomość o zapowiadającym się kazaniu. - Ja chcę ci pomóc, w życiu nie przyszło by mi na myśl cię skrzywdzić. Jesteś moją pacjentką, znam się dobrze z twoim tatą. Ja po prostu chce pomóc pogodzić ci się ze śmiercią brata.
To słowo, to określenie.
Brat.
Coś naturalnego, a cholernie boli. Ukuło mnie w sercu i lekko się zgarbiłam. Zaczęłam łapczywie wciągać powietrze.
-Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony.
-Słucham? - zamrugałam parokrotnie. - Ah, tak. Wszystko okej. - już powoli dochodziłam do normy.
Czasami miałam takie chwilowe 'ataki'. Zaczynałam się dusić, miałam ochotę przestać istnieć. A to wszystko na wzmiankę o Jadenie.
Potem nie było wcale najgorzej. Nawet opowiedziałam mu o moich starych szkołach. No, ale czas minął, jakoś ta wiadomość mnie nie zasmuciła. Grzecznie się pożegnałam i poszłam.
Pod wieczór udaliśmy się 'rodzinnie' do restauracji, w końcu miałam okazje bliżej porozmawiać z Melody. Opowiadała o swojej pracy, adwokat i projektant to na prawdę ciekawe zawody, i na dodatek na raz. Na pewno jej się nie nudziło.
Jedyne za co miałam żal to to, że tatę nawet nie interesowało jak było w szkole, albo u pana Carla. Ale mogłam się tego spodziewać, w końcu policjant i właściciel dużej restauracji. Chociaż zapytanie "Jak tam?" nie wymaga dużego wysiłku, albo godziny czasu.
Pierwsza lekcja rozpoczęła się bez większej komplikacji, zaczęło się dopiero kiedy weszła miła pani, która przeczytała moje nazwisko i poprosiła bym za nią poszła.
Czułam jak w moim brzuchu coś wywierca mi ogromną dziurę. Trzeci dzień w szkole i już nawaliłam.
Kiedy weszłam do pokoju za tą panią, dopiero gdy weszłam głębiej zauważyłam tą Vanessę siedzącą na jednym z krzeseł przy biurku pana dyrektora, w obciętych włosach...
Cześć.
Tak strasznie przepraszam, że musieliście tak długo czekać, mogę się tylko tłumaczyć lenistwem, brakiem czasu i weny. PRZEPRASZAM. łuuuuuł mamy ponad 10k. To nasz wspólny sukces. Dziękuję za komentarze i zachęcam do tego ponownie, to dla Was tylko chwilka a u mnie powoduje to ogromne szczęście i uśmiech.
xoxo
jeeeej. rozkręca się. super :3
OdpowiedzUsuń+ czemu już nie dodajesz gifów? :o
zapomniałam, ale już poprawiłam x
UsuńŚwietne ! Czekam na następny xoxo
OdpowiedzUsuńCudowne ;)
OdpowiedzUsuń