niedziela, 24 marca 2013

ROZDZIAŁ 9

-Idziesz? - stał już przy uchylonych drzwiach mojego pokoju.
-Nigdzie nie wyjdę z taką twarzą. - zakryłam się cała kołdrą.
-Masz zamiar tu siedzieć aż ci to nie zejdzie
-Louis błagam... Nie mam ochoty pokazywać się wyglądając jak... - zabrakło mi słów. - Tak brzydko...
-A wymyślasz... Ale...
-VIVI! WYNIEŚ ŚMIECI! - krzyknął tata z dołu, przerywając przy tym wypowiedź Louisa.
-O widzisz. - rozpromienił się. - To chociaż odprowadzisz mnie domu.
-O tak, paniczu. - zwlekłam się z łóżka.
-I jeszcze pójdziesz po bułki do sklepu zaraz koło osiedla, Louis na pewno wiesz gdzie to jest, byłbyś tak miły i ją zaprowadził? - zapytał ojciec kiedy byliśmy już na dole.
Wróciłam się po okulary przeciwsłoneczne, które od razu ubrałam.
Louis wziął za mnie worek i wyszliśmy.
-Wow, jaki ty jesteś miły. - uśmiechnęłam się. - Niektórzy wypisują różne rzeczy o tobie.
-A ty im wierzysz? - stanął przede mną, zaledwie dzieliły nas centymetry.
-Nie, teraz już na pewno nie uwierzę. - popatrzyłam mu w oczy.
Scarlett oddal się od Louisa! Nie możesz tego robić! Dopiero się poznaliście!
I nic nie zrobiłam, przy nim czułam się szczęśliwa, ale nie czułam tego co przy Harrym... Nie potrafiłam się określić, dlatego zdecydowałam się na nic więcej ponad przyjaźń.
Nagle zauważyłam Harrego wychodzącego z domu. I znowu pojawiło się to mrowienie...
-Cześć. - bardziej zapytał niż powiedział podchodząc do nas.
A my wróciliśmy na ziemie.
-Harry weź Scarlett do tego sklepu koło osiedla, a ja muszę lecieć. - uśmiechnął się złośliwie, pomachał i wszedł do domu.
Zabiję cię Tomlinson! ~ pomyślałam.
-To idziemy? - zapytał.
Nie odezwałam się, po prostu szłam, słyszałam jego kroki za sobą. Chyba zrozumiał, że jestem zła. A jak mogłabym nie być?
Przystanęłam dopiero przy wyjściu, bo nie wiedziałam gdzie dalej.
-Tędy. - mruknął i skręcił w lewo.
Dalej ta cisza... Błagałam w myślach żeby się odezwał. Tak bardzo tego pragnęłam. A zarazem chciałam żeby się odczepił i dał spokój.
-Dzięki. - stanęliśmy przed wejściem do sklepu. - Możesz już wracać, z powrotem jakoś sobie poradzę. - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Ja... Przepraszam cię za Vanessę, nie wiem co ją napadło.
Sprowokował, a miałam zapomnieć.
-Za nią? Mógłbyś za siebie najpierw przeprosić. Dopraliście się. Podli i wredni. - mówiłam wszystko co miałam na myśli, nie rozważałam co robię.
-Słucham? - obruszył się.
-Gdybyś jej tego nie wypaplał to nic by się nie stało. Po tym jak już wcześniej było między nami zamieszanie mogłeś się domyślić, że zrobi wszystko by mnie zgnoić. - powiedziałam wszystko na jednym wdechu.
-I że to niby wszystko moja wina?
-Tego nie powiedziałam. - musiałam się uspokoić i przestać rozgrzebywać wszystko. - Dobra, nieważne. Zapomnij.
Weszłam do środka, kupiłam bułki, a kiedy wyszłam zobaczyłam Harrego opartego o ścianę. 
-Mogę poprosić o odprowadzenie do domu? Jednak chyba zapomniałam jak wrócić. - uśmiechnęłam się, na co on się roześmiał.
-Oczywiście. - podszedł do mnie i ruszyliśmy. - Chłopcy wyjeżdżają, a ja zostaję...
-To jest jakaś propozycja?
-A chciałabyś? - spojrzał kusząco.
-Styles! Masz dziewczynę. - uderzyłam go.
-Nie umiesz się bawić. - marudził.
-A gdzie jadą? - zmieniłam szybko temat.
-Louis do Eleanor, Liam z Danielle i Perrie z Zaynem jadą do Szkocji na tygodniowe wakacje, a Niall jedzie do domu do Irlandii.
-A ty? Czemu nigdzie nie jedziesz? - poprawiłam zjeżdżające mi z nosa okulary.
-A chciałabyś żebym pojechał i cię tu zostawił?
-Zaczniesz odpowiadać na moje pytania? - nie zdenerwowałam się, po prostu zapytałam. Miałam wrażenie, że kokietuje. - Jak to zostawić? Nie rozumiem.
-Twój tata też wyjeżdża, z tą swoją... - nie dokończył.
-Melody. - dopowiedziałam. - Skąd to wiesz? Czemu mi nikt nie powiedział? - przystanęłam na moment.
-Wczoraj rozmawiałem z Gordonem. Mówił, że jadą planować ślub i na chwilę odpocząć.
-Oh. - spuściłam wzrok. - Dzięki.
-Zobaczymy się jutro? Chyba i tak nie masz nic ciekawego do roboty. - stwierdził, kiedy już staliśmy pod moim domem.
-Ależ skąd takie przypuszczenia? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Tak założyłem, po prostu. Czyżbyś próbowała oprzeć się mojemu urokowi? - zabawnie poruszył brwiami.
-Serio? - wybuchnęłam śmiechem. - Idź już Harry bo bredzisz. - próbowałam się opanować.
-Przyjdę jutro, albo nawet jeszcze dziś. - krzyknął kiedy byłam już pod drzwiami.
-Zawołaj przez okno, szybciej i praktyczniej. - pomachałam mu i weszłam do środka.
-No w końcu. Piekłaś te bułki? - tata wziął ode mnie reklamówkę i poszedł do kuchni, a ja za nim. - Scarlett prosiłem cię żebyś ściągała buty.
-Wybacz, rozwiązywanie i zawiązywanie sznurówek to bardzo czasochłonna czynność. W ten czas mógłbyś na przykład mi wytłumaczyć o co chodzi z waszym wyjazdem i czemu dowiedziałam się od Harrego, naszego sąsiada? - usiadłam na wysokim krześle.
-Uch. - westchnął. - Kompletnie zapomniałem, non stop praca i praca. Wybacz. Nie jesteś zła prawda? Wiem, że mnie rozumiesz. - uśmiechnął się. - Chciałabyś wybrać się z nami? Nie chcę cię tu zostawiać, Will będzie, ale wiesz. To nie to samo. Pewnie dalej czujesz się tutaj...
-Tato. - przerwałam mu. - Jedźcie, mną się nie przejmuj, poradzę sobie. A wy tam planujcie i odpoczywajcie. - wymusiłam uśmiech.
Nie to, że nie cieszyłam się taty szczęściem, ale po prostu coś nie pasowało mi w Melody, faza tego, że chciałam żeby rodzice do siebie wrócili, przeszła mi już dawno. Sama nie wiedziałam o co mi chodzi. Ma się czasami takie wrażenie, że nie musisz znać człowieka, by wiedzieć, że się go nie polubi i że jest wrednym człowiekiem.
-Kiedy jedziecie? - zapytałam po chwili ciszy.
-Jutro. Samolot mamy rano, do Amsterdamu. Wrócimy za tydzień.
-Co wyście się tak wszyscy uparli nagle na te wakacje teraz? - burknęłam pod nosem.
-Coś mówiłaś słonko? - zapytał.
-Nie. - odparłam pogodnie. - Idę się położyć, brzuch mnie boli.
I tak było, ból się nasilał, nie wiedziałam czym to jest spowodowane. Przecież tylko raz mnie kopnęła, nie mogła mi nic poważnego zrobić.
Zażyłam leki, które wzięłam jeszcze z Włoch. Nie oddałam wszystkiego tacie, nie mogłam tak po prostu rzucić tego z dnia na dzień.
Zasnęłam, obudziłam się dopiero rano. Zbiegłam na dół do kuchni, gdzie siedział już William i jadł płatki owsiane.
-Przez to, że ty masz dietę i nie jesz normalnie, twój ojciec kupił paszę dla zwierząt zamiast jedzenia. - wykrzywił się, a ja wybuchłam śmiechem.
-Pojechali już? - usiadłam naprzeciwko niego i też nałożyłam sobie płatki, po czym zalałam je mlekiem.
-Tak, jakbyś słyszała jak twój tata wygłaszał mi mowę pożegnalną to byś zasnęła. Teraz masz słuchać się mnie. - wyprostował się i dumnie uśmiechnął.
-Nie chojrakuj tak. - wykrzywiłam się.
Przyszedł Harry. Usiedliśmy w salonie przed telewizorem w trójke jak najlepsi przyjaciele. Ale William i Harry to złe połączenie. Zaczęło się wymyślanie głupich pomysłów. Na końcu stanęło na imprezie, od razu chciałam wybić im to z głów, no ale nie miałam szans.
-Tata w życiu się nie zgodzi. - chodziłam tam i z powrotem kiedy Will dzwonił do znajomych z zaproszeniem.
-Bennett wyluzuj, twój tata się nie dowie. - uspokajał mnie Harry.
-To się źle skończy. - pokręciłam głową.
Koło dwudziestej drugiej ludzie zaczęli się schodzić. Jedyne co zdążyłam zrobić to przebrać się w coś luźniejszego i pozamykać na klucz pokoje, które koniecznie musiały zostać w nienaruszonym stanie.
Kiedyś tam próbowałam alkoholu, ale nie były to jakieś porażające ilości, że czołgałam się do domu. Kiedy tylko zlokalizowałam Harrego idącego w moją stronę z kieliszkiem i wódką, szybko odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie. Jednak nie mieszkam w zamku i kiedyś musiałam się na niego natknąć i tak się stało w kuchni.
-No popatrz, dopiero jesteś tu tydzień, a już ze mną pijesz. - polał.
-Boże... Do czego to doszło. - zakryłam dłonią usta. - Ja nawet nie przeklinam.
-To zaczniesz. - wzruszył ramionami. - Trzymaj. - podał mi kieliszek, a ja posłusznie go od niego odebrałam. - Bania mała. - uśmiechnął się i wypił.
-Bania, bania. - przyłożyłam kieliszek do ust, następnie go przechyliłam, a przeźroczysty płyn wlał mi się do ust i połknęłam. Po sekundzie całe gardło mnie paliło.
-Wystarczy. - wydusiłam.
-Że co? - zaśmiał się. - Dopiero zacząłem. - uśmiechnął się cwaniacko. - No nie daj się prosić.
No i się poddałam po jego długich namowach. Potem William przedstawił mi swojego chłopaka, który też koniecznie musiał się ze mną napić, a ja wlewałam już w siebie wszystko. Poznałam masę ludzi, przestałam się przejmować co będzie jak rano wstanę. Sama nie wiem kiedy urwał mi się film. W każdym razie obudziły mnie promienie słońca
-Skąd ja tu? - dotarło do mnie, że gadam sama do siebie i przestałam.
A jak znalazłam się u siebie w pokoju?
Nagle wszedł do niego Harry ze szklanką wody.
-Powiedziałaś, że klucz do pokoju masz w którejś kieszeni, znalazłem i cię tu przyniosłem. - usiadł i podał mi szklankę.
-To znaczy, że przeszukałeś moje wszystkie kieszenie i?.. - zapytałam po tym jak opróżniłam szklankę.
-Masz niezły tyłek. - stwierdził z uśmiechem.
-Boże... Nie wierzę... - uderzyłam go.
-Gdybyś siebie wczoraj widziała. - ponownie wybuchnął śmiechem.
-Czy ja? - przeraziłam się.
-Spokojnie. Pilnowałem cię. Zachowałaś się bardzo porządnie. - przyznał. - Chodź na śniadanie. - wstał. - Została pizza ze wczoraj.
-Gdyby mój tata dowiedział się, że jem pizze. I to jeszcze na śniadanie. - po tym jak zorientowałam się, że nie mam spodni szybko włożyłam jakieś szorty.
-Ale twojego taty nie ma, dlatego robimy co chcemy. - objął mnie i zeszliśmy na dół.



TADAAAAM!
tak wiem, przepraszam, rozczarowałam Was. ale wolałam coś napisać, niż zostawić Was z niczym. Wszystko w ogromnym zabieganiu bo jutro na koncert i to wszystko  dzieje się nagle. PRZEPRASZAM ♥
xoxo
                                                         

4 komentarze: