Wszystko zaczęło się jak mój tata miał osiemnaście lat i wyjechał na wakacje do Włoch, poznał tam moją mamę. Potem powstałam ja i moja siostra bliźniaczka. Jesteśmy identyczne, w dzieciństwie nas nie rozróżniano, jedyne co nas różniło to moje znamię na lewej kostce, zwykła mała plamka, komu by się chciało oglądać nasze kostki za każdym razem? Nikomu i dzięki temu mogłyśmy się zamieniać, nawet mama czasami nam wierzyła.
Mama tańczyła, ale zaszła w ciąże i jej marzenia legły w gruzach, swoje ambicje przelała na nas.Tańczyłyśmy balet od małego.
Kiedy już troszkę podrosłyśmy, urodził się nasz brat Jaden, ale to wciąż ja byłam oczkiem w głowie rodziców. Taniec był najważniejszy, wszystko było podporządkowane temu, ale idealnie też nie mogło być na długo.
Kiedy miałam trzynaście lat, wszystko zniszczyłam, pewnego dnia chciałam jechać do koleżanki, koniecznie, choć konkretnego powodu nie miałam. Mama się opierała, ale ja wciąż nalegałam, nie miała co zrobić z pięcioletnim Jadenem, więc wzięłyśmy go ze sobą.
Mieliśmy wypadek, pamiętam tylko, że mocno uderzyłam głową o szybę, potem obudziłam się w szpitalu, wtedy dowiedziałam się, że Jaden nie żyję. Mama nigdy nie powiedziała tego dosłownie, ale to dało się odczuć i zrozumieć po jej zachowaniu, że wini mnie o ten wypadek. Czułam się okropnie, tak jakbym zabiła ukochanego młodszego brata, nie życzyłam nikomu takiego cierpienia.
Po masy badań okazało się, że trzeba ciężkiej rehabilitacji jeśli chciałabym normalnie chodzić, w prawej nodze nerwy zostały uszkodzone, a kości połamane. To było oczywiste, koniec z tańcem.
Do leków na zaburzenie odżywiania doszły jeszcze antydepresanty, dostałam nawet swojego terapeutę.
Tata nie wytrzymał, rozwiódł się z mamą i wrócił do Anglii, nie miałam mu tego za złe, gdybym mogła też bym wyjechała jak najdalej.
Teraz to Mari była dla mamy najważniejsza, nie to że ja byłam odtrącana na dalszy plan, mnie mama ignorowała, już nie byłam jej córką, czułam się jak przybłęda.
Choć czasami kiedy siostra rozmawiała z nią to brała mnie gdzieś na miasto i zapewniała, że kocha mnie mocno, tak jak zawsze i że wcale śmierć Jadena to nie jest moja wina. To przytłaczało mnie jeszcze bardziej.
Wciągnęłam się w muzykę, a że nie przeszkadzałam mamie, a terapeuta miał nadzieje, że moja samoocena się podniesie to mama z tatą opłacili mi naukę na pianinie, gitarze i śpiew.
Po dwu rocznej rehabilitacji powiedzieli, że mogę wrócić do baletu, owszem wróciłam, ale tylko do ćwiczeń i treningów, na scenie już nie chciałam występować.
Kiedy już wróciłam do normalnej szkoły było jeszcze gorzej, na ogół byłam rygorystycznie i dobrze wychowana, ale jak nadał się byle jaki powód i wpadałam w obłęd, potrafiłam się bić z dziewczynami nawet w klasie.
Doszły następne tabletki, na uspokojenie.
Czułam się jak świr, to nienormalne żeby nastolatkę faszerować lekami, które i tak nic nie dawały.Zapchać jej cały dzień zajęciami, tylko żeby 'chora' Scarlett nie miała czasu nic zrobić sobie bądź komuś. A ja chciałam tylko żeby ktoś mnie rozumiał, nie traktował jak psychola, oczywiste że załamałam się po śmierci brata, która zdarzyła się przeze mnie, ale to nie był powód żeby traktować mnie jak schizofreniczkę.
Jedyne co trzymało przy tym by nie zwariować były wizyty u taty z siostrą. Był policjantem i prowadził genialną restaurację. Mogłam tam być sobą, muzyka pochłaniała mnie i czułam, że jestem w swoim żywiole. Nie musiałam brak tych cholernych leków, zero lekarzy i kłótni.
Przez jedno zdarzenie moje życie diametralnie się zmieniło.
Witam :)
prolog nie za długi, no ale już na mnie tak przystało że one są takim "wstępem". bardzo dziękuje za komentarze i słowa wsparcia.
xoxo
Ciekawie się zaczyta. Czekam.
OdpowiedzUsuńSuper !
OdpowiedzUsuńCzekamy na next :)
Buziaki xoxo
Dobry prolog , dodaj szybko :d-M.
OdpowiedzUsuńŚwietny początek!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ;)
hmmm baardzo ciekawie się zpowiada, nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału opowiadania:D
OdpowiedzUsuń