Walczyłam z zamkiem od sukienki, była idealna rozmiarowo ale coś się wcięło w zamek, na moje szczęście jeszcze zadzwonił mi telefon.
-Halo. - warknęłam.
-Jeszcze nic nie powiedziałem, a ty już się złościsz. - zaśmiał się Zayn.
-Przepraszam, po prostu od piętnastu minut próbuje uporać się z sukienką. - westchnęłam.
-Poproś kogoś o pomoc.
-Poczekam, aż Harry wróci z łazienki, a tak w ogóle ty wiedziałeś, że on pojedzie ze mną na to wesele?
-Nie, dowiedziałem się od chłopaków przed chwilą, nie gadamy ze sobą. - odpowiedział nerwowo.
-To przeze mnie? - zapytałam, chociaż wiedziałam, że moja.
-Nie, nie twoja. Po prostu nie możemy się dogadać od jakiegoś czasu. - zaczął wymyślać jak szło.
-Od czasu jakiego was znam.
-MAGGIE PRZESTAŃ SIĘ OBWINIAĆ! - krzyknął. -Dobra, zejdźmy z tematu, dzwonię żeby ci powiedzieć, że już prawie cały świat cię zna. Znają już twoje imię i nazwisko, pełno zdjęć z imprezy Liama jest w internecie, wszyscy już wiedzą kim jest ta tajemnicza dziewczyna Harrego Stylesa. Są nawet zdjęcia z lotniska.
-O kurwa. - ścisnęłam telefon w dłoni ze złości.
-Nie denerwuj się. - uspokajał mnie.
-Jak mam się nie denerwować? Na pewno jeżdżą po mnie nieźle.
-Na pewno nie wszystkie, to nie koniec świata, będą zaczepiać cię na ulicy czy coś w tym stylu, ale cię nie zastrzelą, spokojnie. - zaczął się ze mnie śmiać.
Harry wszedł do pokoju. W garniturze, z muszką pod szyją, wyglądał bardzo przystojnie. Uśmiechnął się, pokazując przy tym urocze dołeczki w policzkach.
-Kończę, Harry wrócił, trzymaj się, zadzwonię jutro. - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
-Zapniesz mnie? - podeszłam do chłopaka.
-Jasne. - chwycił zamek. - Kto dzwonił?
-Zayn. - odpowiedziałam szybko, na co on mnie lekko szarpnął. - No co?
-Nic. - zapiął mnie. - Gdy byłaś bardzo pochłonięta rozmową, twoi bracia wołali cię, chyba ktoś przyszedł.
Wzięłam kopertówkę do ręki, pociągnęłam go za nadgarstek i zeszliśmy na dół.
A w salonie pełny skład. Jason, James, Luca, Justin, Joe i mama. Aż fruwałam pod niebiosa jak ich wszystkich razem zobaczyłam, no oprócz mamy. Stali uśmiechnięci, że aż widać im było ósemki.
-No to miś uścisk? - zapytał Jason.
Jak byliśmy mali to robiliśmy miś uścisk, jak nie widzieliśmy się dłużej niż tydzień, komuś było smutno, dostał złą ocenę bądź dostało mu się od mamy.
Zaśmialiśmy się, jednak zrobiliśmy to, przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy wszyscy w szóstkę chodziliśmy do szkoły, bawiliśmy się, nawet wspólne posiłki były dla mnie mega radochą.
Mama stała z boku pokrzywiona. Jak się puściliśmy podeszła do mnie i mnie uściskała, a ja stałam sztywno.
-Kochanie. Jak tęskniłam, Darcy tak wyrosła. - wciąż się uśmiechała. Powodem tego, że była miła, był stojący za nami Harry. Dobrze wiedziała kto to jest. - Pogadalibyśmy jeszcze, ale czas się już zbierać, dzieci czekam na was w samochodzie, ruchy! - zapiszczała i tyle ją widzieli.
Chłopcy podeszli do mnie i Harrego, Joe się z nim poznał. Jednak czas gonił, a my już byliśmy spóźnieni.
-James! Nakarm ją za trzy godziny, nie zapomnij przewinąć i połóż wcześnie spać. - krzyczałam do niego już wychodząc z domu.
-Maggie szybciej! - pośpieszał mnie Justin z samochodu.
-Nie martw się siostra, jakoś damy rade, Andrea przyjedzie i mi pomoże. - wypchnął mnie siłą z domu.
Dla sprostowania Andrea to dziewczyna Jamesa, obiecał mi że ją poznam.
Wsiadłam do rodzinnego auta, które prowadził Joe, Harry zawzięcie dyskutował z Jasonem o piłce
nożnej, a ja chciałam jak najszybciej wyjść, nie mogłam znieść
towarzystwa swojej matki, Bogu dzięki usiadła z przodu i irytowała
najstarszego z braci.
A żeby nie było zbyt miło, utknęliśmy w korku, same zaślubiny mieliśmy już z głowy, kwestią było jeszcze jak długo spóźnimy się na wesele.
-Maggie, jutro robimy kolację, mam nadzieje, że na nią zostaniecie, chce ci kogoś przedstawić. - zachichotała mama.
Nie wiem co było w tym śmiesznego, ale po niej można było się wszystkiego spodziewać, od wyrzucenia mnie z domu gdy miałam czternaście lat za poplamienie jej ulubionej sukienki po randkowanie z przyjacielem Justina. Porażka, było mi za nią wstyd jak gdzieś wychodziliśmy, w sumie nie zdarzało się to zbyt często, z powodu jej pracy.
-W poniedziałek mamy samolot. - wymusiłam uśmiech.
-To świetnie się składa. Bo wiesz on jest cudowny. - znowu jej irytujący chichot.
Rzygać mi się chciało. Znalazła sobie kogoś? Że co? Jak mogła? Zastąpić tatę? Z minuty na minutę coraz bardziej ją nienawidziłam.
-On? - szepnęłam na Luce i spojrzałam pytająco.
-Jakiś złamas się za nią szwenda, mama rzadko bywa w domu, jest w pracy, albo z nim. Raz przyszła i go przedstawiła, potem widziałem go może dwa razy.
Nagle mocno zahamowaliśmy przez co uderzyłam nosem o siedzenie.
-Jesteśmy. - krzyknął uradowany Joe.
-Wszystko w porządku? - zapytał Harry.
-Tak, chyba. - poczułam na ustach coś mokrego, wytarłam rękach i zobaczyłam czerwoną ciecz. - O, jednak chyba nie.
-Joe idioto! Widzisz co narobiłeś? - Justin zaczął się rzucać.
-Wy już idźcie, ja tu zostanę z Harrym, doprowadzę się do porządku i dojdziemy za chwilkę. - powiedziałam, po czym opuścili samochód i zostałam sama z Hazzą.
Wyciągnęłam chusteczki, Harry przyłożył mi jedną do nosa.
-Przepraszam, że tak zareagowałem dziś. Nie powinienem, że ja nie gadam z Zaynem, to nie znaczy, że ty nie możesz. - spojrzał na mnie.
-Racja, źle zrobiłeś. Ale to jest zrozumiałe, każdy popełnia błędy, jesteśmy tylko ludźmi. Po prostu nie niszczmy sobie humorów i dobrze się dziś bawmy. - pocałowałam go.
Wparowaliśmy w momencie krojenia tortu przez parę młodą, chcieliśmy przejść niepostrzeżenie, lecz z Harrym u boku to było nie możliwe, szliśmy pod ścianą, wzroki wszystkich z nowożeńców powędrowały na nas, nabrałam rumieńców, a Hazza zadowolony szedł w stronę stolika gdzie siedziała moja rodzina. Dzięki Bogu dotarliśmy tam w szybkim tempie i usiedliśmy.
Dopiero wtedy zauważyłam Cassie, miała swoje blond loki zaczesane w koka, po bokach swobodnie opadały dwa kosmyki, jej welon był piękny,
do pasa, śnieżnobiały, jak sukienka, brak słów, wyglądała cudownie i
perfekcyjnie, zobaczyła mnie i się szeroko uśmiechnęła, pociągnęła
swojego świeżo upieczonego męża za rękę i podeszła zadowolona.
-Cassie! - przytuliłam ją. - Nie wierzę, że jesteś mężatką. Ślicznie wyglądasz.
-Jak
ja cię dawno nie widziałam, stęskniłam się. Poznaj Jake'a, Jake to jest
Maggie moja kochana kuzynka. - przedstawiła nas sobie, podałam mu dłoń,
a on ją pocałował.
-Cas to jest Harry, Harry to jest Cassie. - przedstawiłam ich sobie.
Kuzynka ze swoim nowym nabytkiem poszła odtańczyć swój pierwszy taniec, wyszło idealnie, na pewno ćwiczyli wcześniej, po chwili do. ddołączyły inne pary do nich inne pary, wyglądało to jak jak z bajki, wszyscy zaczarowani miłością i wzajemną sympatią. Urocze.
Też
miałam iść zatańczyć z Harrym, ale zleciały się młode kuzynki z prośbą o
autograf i zdjęcie, no nie mogłam im odmówić, dla nich do być może była
ostatnia okazja na spełnienie marzeń.
Za to w późniejszym czasie, kiedy już coś wypiliśmy, Harry bardzo ładnie wywijał na parkiecie z ciocią Gretą.
Złapałam welon, krawat zaś wujek Greg wieczny kawaler, taniec z nim był przyjemnością, dawno się tak nie uśmiałam.
Bawiliśmy
się do rana, tańczyłam z Harrym jakbyśmy wcześniej przez miesiąc
ćwiczyli układy. Wybawiłam się za tyle co siedziałam w domu, jak byłam w
ciąży.
Koło szóstej wróciliśmy, od razu położyłam się do spania.
Pobudka nie była zbyt miła. Mama zaczęła wrzeszczeć, owinęłam się w szlafrok, i wyszłam zostawiając śpiącego Harrego.
-Co się dzieje? - zeszłam do salonu, gdzie byli już moi bracia, głowa niesamowicie mnie bolała, wzięłam od Justina Darcy.
-Za
godzinę przyjeżdża jej fagas i nic nie jest gotowe, nie wiem co krzyk
jej w tym pomorze, ale jak tam sobie chcę. Mam to gdzieś, wracam do
łóżka, obudźcie mnie jak jedzenie już będzie na stole. - pomarudził
Jason i wrócił na górę.
Reszta zrobiła to samo, ja również. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Harrego bez koszulki stojącego przy oknie.
-Dzień dobry. - uśmiechnęłam się. - jak się czujesz?
-Trochę skacowany. - chwycił się za głowę.. - Coś się stało?
-Mama
sieje panikę, za niecałą godzinę ma być ten obiad, nic nie jest gotowe,
ale jakoś mnie to nie rusza, zaraz pójdę wziąć prysznic, ogarnę siebie i
Darcy, łazienka dla gości jest piętro wyżej.
-Dzięki. - pocałował mnie w czoło, wziął swoje świeże ubranie i wyszedł.
Nie miałam na nic siły, czułam się padnięta i wyżuta z energii..
Mama by mi nie darowała do końca życia, że olałam ją i jej nowego kolesia.Byłam
ciekawa jaki on jest, czy też taki zapracowany jak ona, młodszy,
starszy, a może jest z nią po to żeby ją wykorzystać. Te wszystkie myśli
nie dawały mi spokoju.Ogarnęłam siebie i Darcy, z trudem dało się połączyć te dwie rzeczy, no, ale od czego ma się tylu braci.
Ubrałam
się w ubrania, które zostawiłam w domu, były o wiele wygodniejsze,
koszulkę którą miałam na sobie była w sumie jeszcze z początków ciąży.
Czekaliśmy
w ciszy, w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi, aż mama podskoczyła z
wrażenia, nie rozumiałam jej całego podekscytowania.
Pobiegła uradowana do drzwi, dwa trzaśnięcia, kroki dwóch osób i mama pojawiła się w salonie ze swoim lubym.
-To
jest Greg. A to są moje dzieci; od lewej Joe, Jason, Justin, Luca,
James, najmłodsza Maggie z córką Darcy i jej chłopak Harry. - uśmiech
nie schodził jej z twarzy.
-Zajmie mi trochę, zanim się nauczę wszystkich imion. - zaśmiał się.
-He, he, he. - zaczęłam udawać że się śmieje, mama popatrzyła na mnie krzywo.
-Usiądź,
zaraz podam jedzenie. - mama poszła do kuchni i po chwili wróciła z
czymś na talerzu, nie jestem pewna czy można to było nazwać jedzeniem.
Nie było okropnie, Greg opowiadał o swoich dzieciach, o swojej pracy, okazał się być projektantem wnętrz.
Było miło, aż mama sie schlała winem.
Joe i Justin wrócili do swojego mieszkania.
-Mamo, idź się położyć. - przekonywał ją James.
-Nigdzie nie idę. - upierała się. - Maggie! Taka z ciebie córka, a nawet na grobie ojca w rocznicę nie byłaś. - zmieniła temat.
Zrobiło mi się wstyd? To szło bardziej w kierunku złości i dyskomfortu.
-Mamo, dobrze wiesz, że nie dałam rady. - zaczęłam się tłumaczyć.
Wtedy było mi już wstyd za nią przed Harrym.
Przesłałam mu przepraszające spojrzenie, na co on chwycił mnie za ręke pod stołem.
-Ale
w sumie, nie ma czego żałować, nie był taki idealny, jak ci opowiadano.
- wiedziałam, że ta jej wypowiedź prowadzi do czegoś złego.
-Mamo, dosyć tego, idziesz do łóżka. - Jason wstał i chwycił ją pod ramię.
-On
nie jest twoim ojcem, dostał zawału bo dowiedział się, że nie jesteś
jego córką. - krzyknęła, zanim Jason wyprowadził ja z kuchni.
Siedziałam
jak wryta, to tak jakbyście się dowiedzieli, że całe życie było
kłamstwem, byłam taka... niczyja. Sama już nie wiedziałam czy w ogóle
mam jakieś powiązanie z tą rodziną. Łzy zaczęły spływać po moich
policzkach. Starałam się opanować, ale po prostu nie potrafiłam. Kolejna
osoba, której ufałam oszukała mnie.
-Wiedzieliście? - zapytałam braci.
Oni tylko skinęli głowami. Tyle mi wystarczało.
-Ja już pójdę. - powiedział Greg i się ulotnił.
-Mag, to nie tak, daj sobie to wytłumaczyć. - spojrzał na mnie Luca.
-Ale tu nie trzeba nic tłumaczyć, wystarczy mi to co mama powiedziała jeśli w ogóle jest moją mamą,. - wstałam. - Nie wierzę, że mi to zrobiliście.
-Maggie spokojnie. - Harry wstał, chciał mnie przytulić, ale ja się odsunęłam.
-Przepraszam,
nie dam rady. - wybuchłam płaczem. - Muszę stąd wyjść, brzydzę się
wami, tym domem, tym powietrzem, wszystkim. - wybiegłam z domu.
CZEEEEEEEEEEŚĆ
przepraszam,
że tak długo czekaliście, główny powód to brak weny i brak czasu, coraz
więcej nauki, a jak już wzięłam się za pisanie, to bloger zaczął
szwankować, przepraszam za jakiekolwiek błędy.pisałam w notatniku i skopiowałam do postu, bo dalej coś nie działa
MAMY 5.000 WEJŚĆ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ.
KOOOOOCHAM WAS BAAAAARDZO.
dziękuję za komentarze i bardzo prosze o więcej
mój twitter : @aliceluberda
do następnego
xoxo
kurde ta jej matka jest okrpona...
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle super, czekam na nowy :))
teraz skończyłaś? na prawdę? a chcesz dostać?
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowe opowiadanie http://we-found-lovex.blogspot.com/ . właśnie pojawił się prolog : ) zostaw komentarz co o nim myślisz a wrócę do Twojego bloga i odpłacę się tym samym. mimo spamu, obiecuję <3
OdpowiedzUsuń