piątek, 25 października 2013

ROZDZIAŁ 38

-Na pewno wszystko okej? Brzmisz jakbyś płakała. - tata się martwił, w jego głosie było słychać jak bardzo się troszczy.
-Spałam przy otwartym balkonie, a było trochę chłodno i teraz mam lekki katar. I tak, wiem teraz będę uważać, cieplej się ubierać i wezmę leki. Miałeś już kończyć.
-No tak. - westchnął. - Kocham cię.
-Ja ciebie też, pozdrów Melody.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę na wyświetlaczu i schowałam telefon do kieszeni swoich jeansów.
-Czy teraz mogę ci wytłumaczyć? - spytał zniecierpliwiony Harry.
Po tym jak powiedział mi, że ONA jest w ciąży prawie upadłam, Hazz mnie podtrzymał, ale zdecydowanie wolałam się oprzeć o ścianę niż o niego. Brakowało mi tlenu, musiałam usiąść, kiedy już chciał zacząć, uratował mnie tata, który zadzwonił, żeby mnie skontrolować, nic nie świadom mojego burzliwego dnia opowiadał mi o tym jak dobrze się bawią. I dobrze, po co im psuć tak cudowny czas? Przynajmniej mieli spokój.
Niestety rozmowa się skończyła i musieliśmy wrócić do niezaczętej rozmowy.
-Nie byłeś wtedy ze mną kiedy TO się stało, więc mnie nie zdradziłeś. Ja... Nie dam rady... Rozumiesz? Ty...
-Posłuchaj mnie dziewczyno! - krzyknął.
Aż drgnęłam, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Przykucnął przede mną, odgarniając mi włosy z twarzy.
-To nie moje dziecko. - popatrzył na mnie z dumą w oczach.
-A kogo? Moje? - wstałam i podeszłam do okna.
-My nie... Nie uprawialiśmy seksu. Była ze mną i z kimś innym w tym samym czasie.
Pożałowałam tych słów, nie powinnam być taka ostra, a zwłaszcza, że zapewne wtedy dowiedział się, że był zdradzany.
Poczułam, że się zbliża, wyczułam nawet jego waniliowy szampon. Położył dłonie na moich biodrach, a potem objął mnie całą.
-Skoro zrobiła takie świństwo to czemu chcesz jej pomóc? - odwróciłam się do niego przodem.
-A kto ma to zrobić? Ten koleś się nią nie interesuję, dał jej nawet pieniądze na aborcje. Zostałem jej tylko ja.
Jego uczucia do NIEJ nie zniknęły, gdyby na prawdę tak było nawet by się nie przejął. Bałam się, że mi go odbierze. To by był dla mnie największy cios. Robiła wszystko, żeby nas zniszczyć.
-A gdzie w tym wszystkim ja? - szepnęłam.
-Scarlett... Ty jesteś najważniejsza, ja jej tylko pomagam nic więcej. Musi stanąć na nogi. Błagam cię, nie utrudniaj czegoś co już jest nie do zniesienia. - ujął moją twarz w dłonie. - Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. Tylko ty się liczysz.
Jego słowa trochę mnie uspokoiły, wiedziałam, że ważniejsze są czyny, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie zamierzałam się poddać, nawet jeśli musiałabym o niego walczyć to zrobiłabym to.
Zależało mu. Jedyne co mogło nas wtedy poróżnić to moja zazdrość i chęć trzymania go dla siebie, więc musiałam to wszystko wsadzić sobie w kieszeń i udawać, że jest w porządku.
-Już rozumiesz? Nie jesteś na mnie zła?
Zauważyłam, że kąciki jego ust drgają. Walczył ze swoim uśmiechem.
-Wszystko okej. - wysiliłam się na lekki uśmiech, a on mnie pocałował.
-W takim razie szykuj się i wychodzimy. - wypuścił mnie z objęć i podszedł do szafy.
-Gdzie? - zmarszczyłam czoło.
Ostatnią rzeczą, którą chciałam to wyjść gdzieś do ludzi. Mi wystarczyłoby jego towarzystwo. Bez żadnych innych, zbędnych udogodnień.
-Simon, mój znajomy robi imprezę, dawno się z nim nie widziałem i z resztą znajomych w sumie też. I chcę cię wziąć ze sobą.
-Wow. No, no. Harry Styles jest strasznie rozchwytywany. Przykro mi gwiazdo, ale nigdzie nie idę.
-Idziemy razem. Pamiętasz? Razem albo w ogóle. A chyba nie chcesz żebym siedział cały wieczór nieszczęśliwy. - przyłożył dłoń do czoła i westchnął jak królewna.
-Nie to fair, że wymuszasz na mnie wyjście na imprezę. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - No dobra, ale jutro cały dzień spędzamy sami.
-Jak sobie życzysz kochanie. - objął mnie jedną ręką, cmoknęłam go, a on przeciągnął pocałunek.
Daisy wpadła do pokoju i zdezorientowana stała w progu, a ja szybko oderwałam się od Harrego.
-Yyy. - odchrząknęłam. - Coś się stało?
Harry zaczął się chichrać i wyciągać jakieś ubrania z szafki.
-Miałyśmy pograć w warcaby. - zrobiła zrezygnowaną minę.
No fakt, zapomniałam. 
-Widzisz Harry? Nie mogę iść. Obiecałam im. - uśmiechnęłam się złośliwie w jego stronę.
-No to patrz i ucz się. - szepnął kiedy przechodził obok mnie. Kucnął koło dziewczynki i chwycił ją za jej małe dłonie. - Daisy niestety już mamy plany, ale następnym razem Scarlett spędzi z wami cały dzień, ja też. - pocałował ją w policzek. - Nie będziesz zła?
Tym pocałunkiem załatwił wszystko, jeszcze chwilka, a mała by zemdlała. Nie będąc w stanie wykrztusić z siebie słowa, Daisy tylko kiwnęła głową i wybiegła z pokoju.
-Jesteś okropny.
-Ja po prostu używam swojego uroku osobistego. - przeczesał palcami swoje brązowe loki.
-Jak wrócimy to zostajesz u mnie? - spytałam zauważając kupkę ubrań na łóżku.
-Mhm... Obiecałem. - mruknął zbliżając się do mnie i kładąc swoje dłonie na moich biodrach.
-Jeśli mamy iść to się opanuj i chodźmy do mnie.

-Myślę, że powinnam ubrać coś co bardziej mnie zakrywa. Nie sądzisz?
Stałam przed lustrem w czerwonej obcisłej sukience, do połowy łydki, na szerokich ramiączkach, którą wybrał Harry. Miałam mieć ją na bal zakończenia roku szkolnego, na którym niestety nie zdążyłam być.
-No tak. Najlepiej kombinezon. I kask. Koniecznie astronauty. - nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.
-Ha, ha, ha. - wywróciłam oczami. - Nawet nie popatrzyłeś. - jęknęłam i usiadłam.
-Wyglądasz cudownie. - łaskawie w końcu odłożył telefon i wstał z łóżka. - Jest idealnie. - musnął moje usta.
W sumie chyba po godzinie byliśmy gotowi. Na miejscu pojawiliśmy się koło dziesiątej. Jednopiętrowy domek przyjaciela Harrego był pełny. Praktycznie każda osoba uśmiechała się w naszym kierunku, podchodzili witali się. Dlatego, że przyszłam z Harrym wszyscy byli dla mnie mili. Nie miałam pojęcia dlaczego. To był człowiek jak każdy inny.
Zanim zdążyłam się zapytać jak zamierzamy wrócić to Harry wypijał już trzeciego drinka. Nie mógł prowadzić, bo już był pijany. Gdyby wsiadł i pojechał, a jego samochodowi coś by się stało, prawdopodobnie zabiłby mnie za to, że mu na to pozwoliłam.
Usiadłam z Hazzą i jego znajomymi przy dużym stole. Zauważyłam, że mimo jego sławy nie traktują go jakoś inaczej niż resztę. Ci ludzie, którzy tylko przechodzili i machali cieszyli się jakby spotkali króla. W sumie sama bym się cieszyła tak samo gdybym się z nim nie znała.
Któryś z obecnych, bodajże Mike zapytał co u Vanessy. Nie miałam pojęcia czy mnie nie zauważył, czy udawał, że mnie nie było. 
Harry zaczął nerwowo bawić się swoim kieliszkiem i kompletnie nie wiedział co powiedzieć.
-Jest w ciąży. - burknął.
Chciał, żeby nie usłyszeli, ale niestety wszyscy dowiedzieli się o jej stanie.
-Żartujesz? Czemu się nie chwaliłeś wcześniej? Trzeba to opić! - wrzasnął jakiś blondyn.
Ale jednak reszta chyba zauważyła, że nie przyszedł sam, a nawet, że jestem jego obecną dziewczyną.
-To nie... - zaczął.
-Strasznie tu duszno. - wzięłam głęboki oddech i wstałam. - Zaraz wracam.
Wiedziałam, że mogą zdarzyć się takie nieporozumienia, ale ja po prostu nie dałam rady.
Wyszłam przed budynek i usiadłam na krawężniku. Nie czułam się jakoś urażona, było mi trochę przykro. To nie była niczyja wina, wyszło z przypadku.
-Wszystko w porządku?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą niewysoką brunetkę, mogła być starsza ode mnie o zaledwie trzy lata. Nie przejmując się tym, że się nie znamy usiadła obok mnie.
-Mały kłopot z chłopakiem.
-Mhm... - kiwnęła głową.
Wiedziałam, że czeka na dalszy ciąg. Nie powinnam, ale jakoś samo poszło.
-No więc, jego była jest w ciąży, nie z nim, ale on i tak jej pomaga, jestem zazdrosna, ale nie mogę tego przy nim pokazywać, bo wtedy na pewno się pokłócimy, a jej o to chodzi, żebyśmy się rozstali. Teraz jego znajomi opijają jej dziecko, bo myślą, że jest w ciąży z nim. No i nie wytrzymałam. - westchnęłam.
I w sekundzie zrobiło mi się lżej.
-Wow, no to nieźle. Mój brat nigdy nie radził sobie z problemami w sposób jaki powinien.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
Jak to brat? Czegoś nie zrozumiałam.
I wtedy zorientowałam się, że to Gemma. Jak mogłam tego nie zauważyć od razu? Przecież widziałam tyle jej zdjęć.
-Ja... Przepraszam...
-Scarlett. - zaśmiała się. - Nic nie zrobiłaś, daj spokój. Wstawaj i wracamy do środka.
Nie miałam pojęcia skąd zna moje imię, a przede wszystkim wie jak wyglądam. Może widziała zdjęcia w internecie, a może Harry jej mówił. Chciałabym się dowiedzieć co jej mówił na mój temat.
-Gemma... - stanęłam na chwilę.
-Tak? - spojrzała na mnie.
-Możesz mu nie mówić o tym co ci powiedziałam? Pewnie wolałby ci sam powiedzieć, a ja nie powinnam...
-Nie masz się czym martwić.
Weszłyśmy do domu i wpadłam na kogoś.
-Scalett?
-Sam? Co ty tu robisz?
Kogo ja jeszcze mogłam spotkać na tej imprezie?





Heeey
miałam dodać troszkę wcześniej, ale w całym mieście nie było internetu, a potem miałam problem z komputerem, ale jest już okej. trochę dramatu i trochę miłej sceny. mam nadzieje, że choć troche się wam podoba. jeśli ktoś nie pamięta: Sam to przyjaciel Vanessy, który również kumplował się z Scarlett. do następnego
xoxo
 

czwartek, 17 października 2013

ROZDZIAŁ 37

Louis zasłabł w łazience. Natychmiast zadzwonili do jakiegoś człowieka, który powiedział, że nie mogą zadzwonić po karetkę, żeby go ocucić, a on sprowadzi lekarza.
Wkurzyłam się i zaczęłam się wydzierać czemu nie mogą zadzwonić do szpitala, nikt mi nie odpowiedział, wzruszali tylko ramionami i biegali od jednego pokoju do drugiego.
W końcu Louisowi udało się odzyskać przytomność, nie kontaktował za dobrze, wtedy przyszedł lekarz. Nie pozwolił nam wejść, siedziałam z Harrym na podłodze na korytarzu i wyczekiwaliśmy jakichkolwiek wieści w ciszy.
-A tak na prawdę, po tym jak dostałam od ciebie wiadomość wyszłam. Nic nie zrobiłam. Byłam tam chwilę, nawet nie zdążyłam odłożyć torebki. - mruknęłam.
-Też wyszedłem. Nocowałem u mamy. - przybliżył się i mnie objął.
Przeprosiliśmy się nawzajem i było już pomiędzy nami w porządku. Pocałował mnie, a ja odwróciłam się bardziej w jego kierunku, przez co nie widziałam, że ktoś przyszedł.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy ktoś mógłby mi powiedzieć co się stało? - na końcu zdania odchrząknęła.
Nerwowo wstałam i pociągnęłam za sobą Harrego. Przed nami stała Eleanor. Widać było zmartwienie w jej oczach. Chyba spała kiedy dowiedziała się o Louisie, nieuczesana, ubrana byle jak. Przejęła się. "Czyli jednak go kocha" odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się, że przyszła, mogłaby porozmawiać z Louisem i sobie wyjaśnić ostatni konflikt. Ale w tej chwili najważniejsze było zdrowie Lou.
Najpierw wyszedł lekarz, po jakimś czasie Eleanor, miała coś ważnego, chciała zostać, ale Lou kazał jej iść. Tyle usłyszałam.
Już z Harrym miałam wejść do pokoju kiedy zadzwonił mu telefon, spojrzał na ekran i poszedł w głąb korytarza.
Usłyszałam tylko "Gdzie jesteś?" jego nerwowym tonem, schował telefon do kieszeni, mijając mnie zszedł po schodach.
-Harry..?
W odpowiedzi usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
Stałam zszokowana dopóki nie usłyszałam włączenia silnika w samochodzie Harrego.
W ogóle nie widziałam co się dzieje, zdezorientowana poszłam do Lou.
-Odebrał telefon i zniknął... Bez słowa.
-Też cię miło widzieć Scarlett. - mimo, że był osłabiony i wyglądał jakby przejechał go autobus to uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Przepraszam. Jak się czuje? - zrobił mi miejsce na łóżku i położyłam się obok niego.
-Jestem trochę wyczerpany, ale jakoś żyję.
-Pogodziliście się? - przewróciłam się na bok, żeby zobaczyć jego twarz.
-Mniej więcej. - przymrużył oczy.
Dzwoniłam do Harrego ze sto razy i nic, nawet żadnej wiadomości.
Cholernie się martwiłam, Louis ciągle mnie uspokajał tłumacząc, że gdyby było coś nie tak na pewno by zadzwonił.
Ale gdyby było okej, nie zachowałby się tak nerwowo.
Lou stwierdził, że mecz na pewno mnie uspokoi. A raczej sam chciał go obejrzeć, a że ja byłam u niego to nie miałam innego wyjścia.
Prawie się udało, wkręciłam się w grę i nawet uspokoiłam nerwy.
W trakcie drugiej połowy przyjechały siostry Lou, najmłodsze, bliźniaczki. Cudowne, przesłodkie i kochane. Nie mam pojęcia jak ktokolwiek mógł je rozróżnić. Niestety były ubrane tak samo, ale jednak różny kolor ich skarpetek mi pomógł.
Siedziałam z dziewczynkami i oglądałam bajki podczas gdy Louis doprowadzał się do porządku w łazience. Miałyśmy oglądać, ale skończyło się na rozmowie. Praktycznie ciągle wypytywały o Harrego, miałam wrażenie, że Daisy się w nim podkochuje.
Potem koniecznie chciały zapleść mi warkocze. Usadowiłam się na podłodze, a one siedząc na łóżku wzięły po kosmyku i zaczęły robić warkoczyki.
-Zdecydowanie powinnaś na nich uważać. - ostrzegła mnie Pheobe. - Są strasznie dziecinni i nie przejmują się nikim poza sobą.
-Tak myślisz? Chyba masz rację. - lekko zaśmiałam się widząc, że ich starszy brat jest już w pokoju, a dziewczynki zapatrzone w moje włosy tego nie zauważyły.
-Pamiętam jak Lou kiedyś zostawił nas na dworze na cztery godziny, a padał deszcz.
-Ej. To nie miało pójść dalej. Nawet wam zapłaciłem, żebyście zachowały to w sekrecie. - odezwał się brunet i usiadł koło bliźniaczek.
-Jesteś okropny. Zdecydowanie powinniśmy się przestać przyjaźnić. - pokręciłam głową śmiejąc się.
-No aż taki zły to nie jest. - westchnęła Daisy. - Pomaga, jest leniwy, ale przydatny. Jest najlepszym starszym bratem. - rzuciła mu się na szyję i ucałowała jego policzek. Zaraz po niej zrobiła to i Pheobe.
-No dobra, dobra. A za to ile im zapłaciłeś? - usiadłam koło nich.
-Nie musiałem. Po prostu jestem wspaniały. - teatralnie machnął ręką.
-Oczywiście. A teraz lepiej się połóż. My cię z ziemi podnosić nie będziemy. - Daisy nakazała bratu i pociągnęła go za rękę.
Jakimś cudem udało się nam we czwórkę zmieści na jednym łóżku, włączyliśmy telewizor i oglądaliśmy bajki.
Starałam się jak najwięcej bawić z dziewczynkami, ale przez większość czasu byłam nieobecna, ciągle zastanawiałam się co było przyczyną wyjścia Harrego.
Kiedy Pheobe zasypiała na mnie nagle pojawił się Harry. Sama nie wiem czy byłam wściekła, czy tylko zła... Stał sobie w progu jakby nigdy nic.
-Co robiliście?
Nawet się uśmiechnął... W tym momencie zmiękłam i miałam ochotę opowiedzieć mu o wszystkim, przytulić go... Tylko najpierw chciałam się dowiedzieć.
-Gdzie byłeś?
Pheobe się przebudziła i dołączyła do rodzeństwa, które bacznie przyglądało się mi i Hazzie.
-Co? Ja? Nigdzie. - mruknął. - Urocze warkoczyki.
-Strasznie zabawne. - westchnęłam. - Nie możesz normalnie odpowiedzieć? Ja zawsze mówię kiedy o coś pytasz.
-Czyli teraz będziemy sobie wywlekać kto co robi, a kto nie? - oparł się o framugę.
-Po prostu odpowiedz. - mój ton stawał się coraz bardziej poważny.
-Czy to takie ważne? - westchnął.
-A co ty byś zrobił na moim miejscu? - wstałam. - Nie będziemy robić scen przy dzieciach.
Minęłam go i poszłam do jego pokoju, po chwili dołączyła do mnie zguba.
-Coś zrobiłeś prawda? Normalnie byś mi powiedział. Nie ufasz mi? - zaczęłam nerwowo bawić się pierścionkiem.
-Co? Nie. - obruszył się. - Nie przesadzasz?
-Ja przesadzam? Nawet nie raczyłeś na mnie spojrzeć. Już nawet nie chodzi o mnie. Zostawiłeś przyjaciela, który cię potrzebował.
I zapadła cisza, dało się tylko wychwycić nasze oddechy.
Nie spodziewałam się niczego tragicznego, przecież by nie wrócił czy coś. A przyszedł z powrotem i wcale nie zły.
-Byłem u Vanessy. - w końcu to z siebie wydusił.
Czułam się jakbym dostała tępym narzędziem w głowę. Czyli to jednak ona była ważniejsza ode mnie. Nie raczył powiedzieć słowa... I poszedł do niej.
Chyba związał się z nie tą dziewczyną, z którą powinien. Złość zniknęła, było mi po prostu przykro.
-Nie zapytasz po co? - zrobił dwa kroki w moją stronę.
-Chyba nie chce wiedzieć. - szepnęłam.
Włożyłam pierścionek na palec i ruszyłam stronę drzwi.
-Musiałem. - przytrzymał mnie.
-Ty nic nie musisz, tylko chcesz. Jesteś w stanie dla niej zrobić wszystko. Chyba nie powinniście się rozstawać.
Mówiłam spokojne, półtonem, powstrzymując się od płakania. Trzymałam w sobie te wszystkie uczucia starając się nie rozsypać na kawałeczki.
-Potrzebowała pomocy, jej tata...
-A Lou? - przerwałam mu. - On też cię potrzebował, ja też.
-Uderzył ją i wyrzucił z domu.
-Wierzysz jej? I błagam. Powiedz, że zamieszka z wami.
-Na te parę dni odwiozłem ją do jej przyjaciółki.
-A co było przyczyną tej całej tragedii? - spytałam patrząc mu w twarz.
Kiedy zobaczyłam jego minę jednak nie chciałam poznać odpowiedzi.
-Jest w ciąży.





Witam :)
znowu zwlekam, wiem. nie miałam pomysłu. staram się jak mogę, ale to praca zespołowa. dlatego proszę Was tak bardzo, bardzo, baaaardzo o komentarze. dziękuję, że ze mną jeszcze wytrzymujecie. do następnego
xoxo

wtorek, 1 października 2013

ROZDZIAŁ 36

-Scarlett?
-Oh. - uśmiechnęłam się. - Jay jak miło cię widzieć. - przytuliłam go.
Niemiłe wspomnienia związane z naszym ostatnim spotkaniem pojawiły się w mojej głowie i uśmiech zniknął.
-Co ty tu robisz? - spytałam wracając do teraźniejszości.
-Słyszałem, że to bardzo dobra knajpa i słyszałem również, że czasami tu jesteś. - odgarnął swoje niesforne loki z czoła. - Mam nowy apartament i robię jutro imprezę. Tak pomyślałem o tobie...
-Oh. To miłe. - zrobiło mi się tak ciepło w środku, ktoś o mnie pomyślał. - Umm. Bo ja... Harry... I jeszcze ta sytuacja z Maxem...
-Tym się nie przejmuj. Max wyjechał na wakacje z Sivą i Tomem. Został tylko Nathan. Wpadnie też paru znajomych. Jeśli on nie będzie chciał iść z tobą to możesz przyjść z Perrie. - uśmiechnął się.
Tak uroczo prosił... Przecież nie mogłam skreślać ludzi tylko dlatego, że Max to ich znajomy bądź przyjaciel. Skoro miało go nie być to czemu nie?
-Jasne. Postaram się go przekonać.

-Ty chyba oszalałaś. Zayn nie byłby taki zły gdybym z nim pogadała, ale za to Harry mnie zabije. Nie ma mowy. - krążyła po całym pokoju.
-Perrie... Proszę cię. Jego też spytam, ale błagam, chodź ze mną. To tylko głupia parapetówka. Posiedzimy godzinę i pójdziemy. - usiadłam na kanapie.
-Ty zwariowałaś. Zapomniałaś już, o tym co Max ci zrobił?
-Nie będzie go tam. Perrie ten ostatni raz. - powiedziałam błagalnym tonem.
-Ja przez ciebie przecież osiwieje. - przyłożyła dłoń do czoła. - Ale Harremu tłumaczyć się nie będę.
-Jej! - pisnęłam.
Szybko wstałam i ją przytuliłam. 
Nie cieszyłam się tak z samej imprezy tylko z tego, że Perrie będzie ze mną. Czyli już miałam pewną osobę towarzyszącą. 
Została mi tylko ta gorsza część.
-Co to za jakieś obściskiwanie mojej dziewczyny?
Ta gorsza część właśnie przyszła...
-Już was zostawiam. - Perrie podniosła ręce do góry poszła do ogrodu gdzie siedział Zayn.
-Nie wiedziałem, że przyszłaś. Byłbym wcześniej. - podszedł i mnie pocałował.
Trwało to jakąś chwilę i kompletnie zapomniałam co miałam powiedzieć.
-Nic się nie stało. Pogadałam chwilę z Perrie. Gdzie byłeś?
-Znajomy przyjechał do Londynu.
I nagle nad moją głową zapaliła się lampka i sobie przypomniałam.
-Chciałam się zapytać...
-Wyjeżdżam na dwa dni. - przerwał mi.
Czy on na chwilę nie mógł się zamknąć kiedy chciałam coś powiedzieć?
-Co? Gdzie?
-Holmes Chapel. Jutro. Najpierw do mamy, a potem do znajomych. Jedziesz ze mną?
-Nie mogę. Obiecałam tacie, że będę go powiadamiać kiedy mnie nie będzie na noc, a jeśli powiedziałabym, że jadę z tobą, to wróciłby tutaj i sam mnie przypilnował. Poza tym to twoi znajomi.
-Chciałem ci ich przedstawić. Bardzo chcą cię poznać. - uśmiechnął się.
-Spędź z nimi czas, mnie masz tu codziennie.
Nie chciałam, żeby Harry zajmował się mną cały czas, a zapewne tak by było. Dawno się z nimi nie widział, nie chciałam go ograniczać i być z nim w każdym momencie.
-Wolałbym gdybyś pojechała ze mną. - zbliżył się i objął rękami.
-Porobię coś z Perrie. Ty ode mnie odpoczniesz, a ja się tu ponudzę. To tylko niecałe dwa dni. - delikatnie pocałowałam go w usta.
-Odpocząć od ciebie? W sumie dobry pomysł. - uśmiechnął się złośliwie.
-Ha ha ha. Zabawne. - odepchnęłam go od siebie i uderzyłam pięścią w ramię.
-Chciałaś o coś zapytać.
-No tak. Ale to już nieważne.
Pamiętałam, że obiecaliśmy sobie, że na każdą imprezę idziemy wspólnie, ale przecież to nic wielkiego. Jedna impreza. Poza tym gdyby dowiedział się, że to u Jay'a w życiu by mi nie pozwolił. Poza tym on też planował pójście do znajomych, a nie wydawało się, że będą grali w bierki.
A ja też nie chciałam iść na tą imprezę na całą noc. Tylko chwilę, tak z grzeczności.
Poszłam do domu z Harrym i został na noc. 
Rozmawialiśmy i kiedy przekonałam siebie samą że muszę mu powiedzieć po prostu zasnął.
Rano tylko się pożegnał i poszedł do siebie. I tyle go widzieli. Pojechał, a ja mu nic nie powiedziałam.
Louis przyszedł. W końcu mogliśmy pogadać sami. Wydawał się jakiś taki... inny. Jak cała jego radość, którą zawsze przy sobie nosił po prostu sobie odeszła.
-Pozwoliłaś mu?! - Louis dowiadując się o wyjeździe Harrego do rodzinnego miasta zareagował dość dziwnie.
-A nie powinnam? Poza tym on jest moim chłopakiem, a nie dzieckiem, ani psem.
-No wiesz... Jego wizyty tam nigdy nie kończą się dobrze.
-Co masz na myśli?
Nie wiedziałam, o czym on mówił. Co prawda, parę razy media trąbiły o jego wyskokach w rodzinnym mieście, ale nigdy nie wierzyłam w te bzdury.
-A... nieważne. chyba już nieistotne. Przecież teraz ma ciebie.
-No dokończ już...
-Co dziś ubierasz?
-Lou... - westchnęłam.
Wcześniej mu powiedziałam jakie miałam plany, stwierdził, że to moja decyzja, odradzał mi tego wyjścia, ale przecież nie mógł mnie przywiązać do bramy.
Szykując się ciągle myślałam nad czym czy pójść. Ostatecznie padło na to, że idę, ale nie upiję ani jednego łyka alkoholu. To zdecydowanie nie było dla mnie, a wiedziałam, że nie wszyscy troszczą się o drugiego człowieka, a wręcz potrafią go upokorzyć i zrobić świństwo żeby on był gorszy. Wolałam się pilnować, a zwłaszcza, że to towarzystwo to nie byli znajomi ze szkoły, tylko osoby bardziej lub mniej sławne, które powiedzą wszystko dziennikarzom, żeby dostać pieniądze.
Kiedy zaczęło się już ściemniać Perrie czekała już pod domem. Uprzedziłam Williama, że wrócę w nocy i wyszłam.
Dość trudno było się dostać w to miejsce, ale niedaleko celu spotkałyśmy osoby, które też szły na tą samą imprezę i poszliśmy razem.
W drzwiach przywitał nas uśmiechnięty Jay. Ciągle mówił jak to się cieszy, że przyszłam. Zapowiadało się bardzo miło, ludzie nie stali w swoich grupkach i ignorowali resztę. Wręcz przeciwnie, podchodzili do każdego nowego gościa, poznawali się i witali.
-Nie podoba mi się to. Wracajmy. - Perrie pociągnęła mnie za rękę.
-Przecież dopiero przyszłyśmy. Nie po to szłam ten kawał drogi w szpilkach żeby teraz sobie pójść.
-Scarlett! Zobacz co tutaj mam! - Nathan podszedł do nas i podał mi swój telefon.
Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam zdjęcie Harrego, sądząc po nazwie i dacie nad nim można było się domyślić, że z dzisiaj, z imprezy. Zauważyłam tylko Harrego, Vanessę i dwójkę innych ludzi. 
Szybko oddałam mu telefon udając, że mnie to nie ruszyło.
Przecież to tylko jedno nic nieznaczące zdjęcie, czemu miałabym się przejmować? Po co ona tam była? Przecież to mieli być jego starzy znajomi.
Zaczęłam się denerwować i zastanawiać się co on mógł robić w tej chwili.
Ale chyba nie tylko na tej imprezie robili zdjęcia. Jakieś pół godziny po przyjściu dostałam sms-a od Harrego;
"Co ty do cholery tam robisz?!?!".
Mój humor zmienił się w sekundę. Nie czekając na gospodarza, który poszedł do ubikacji wyszłam ciągnąc za sobą Perrie.
Wyjaśniłam jej to w drodze do domu. Na koniec westchnęła i powiedziała "A nie mówiłam?".
Mogłam się tego spodziewać, ale nie. Ja zawsze robię nie myśląc.
Siedząc w domu i czekając, aż Harry wróci błagałam, żeby nie był wściekły.
Nie było dnia bez kłótni. To mnie wykańczało, nie miałam już siły ciągle walczyć. Nie chcieliśmy stwarzać sobie problemów, a i tak wyszło jak zawsze.
Zasnęłam parę minut przed piątą. Kanapa była złym rozwiązaniem, obudził mnie ból w krzyżach. Nie zważając na to, że Harry zapewne jest obrażony, kiedy zauważyłam jego samochód na podjeździe szybko się ogarnęłam i do niego poszłam.
Otworzył mi zaspany Liam, gdybym bardziej kontaktowała to na pewno zwróciłabym uwagę na jego nagi i umięśniony tors.
Nie mówiąc nic szybko poszłam do pokoju Harrego.
Siedział na łóżku, tyłem do mnie. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, dźwięki dochodzące z dołu ucichły i słychać już było tylko mój oddech.
-Nie powiedziałam ci, bo byś się nie zgodził. - westchnęłam.
-Oczywiście, że bym się nie zgodził! Ty na prawdę szukasz problemów! - wstał i obrócił się do mnie przodem.
-Nie możesz mnie zamknąć w domu i chronić przed całym złem świata.
-Może i nie mogę, ale nie chce żeby stała ci się krzywda. - szepnął. - Te obietnice są bezsensu.
-Wyjaśnisz mi co twoja była robiła na tej samej imprezie co ty?
Kiedy on już wydarł się na mnie nastąpiła moja kolej. Ja będę obrywać, a jemu się nawet nie dostanie?
-Mamy tych samych znajomych, bo ona ze mną do nich jeździła. - mówiąc to te ostatnie słowa wypowiedział z naciskiem.
-Aha. Czyli teraz będziesz miał do mnie pretensje, że nie pojechałam z tobą? Jay to mój znajomy i ty byś tam nie poszedł!
-To jest co innego. Ja z nim nie mam za miłych stosunków, a ty ich nawet nie znasz.
-Skoro jest tam Vanessa to też nie chce tam jeździć. A swoją drogą co wy tam robiliście?
Oho. Odezwała się we mnie zazdrość.
-Jakbyś pojechała to byś wiedziała.
-W takim razie co ja robiłam na imprezie u Jay'a ty zobaczysz na zdjęciach. - odgryzłam.
W zasadzie nie wiem o co my się już wtedy kłóciliśmy. Nie chcieliśmy pokazać, który zawinił bardziej. Chyba po prostu zrobić sobie na złość. Ten kto bardziej żałował swojej imprezy ten przegrał.
-A co robiłaś? - aż drgnął.
-Zobaczysz. - wzruszyłam ramionami lekko rozbawiona.
-To nie jest zabawne. - podszedł i chwycił mnie za rękę.
-Daj spokój. - wyrwałam się. - Tak tylko mówię. - wywróciłam oczami.
-Scar...
-Tak wiem. Mam tego nie robić, bo nic cię nie denerwuję tak jak przewracanie oczami, a zwłaszcza kiedy robię to ja. - wyrecytowałam.
Powtarzał to ciągle, aż się nauczyłam. Miałam tego dość, ale lubiłam kiedy się złości.
-Mamy problem z Louisem. - zdyszany Niall wbiegł do pokoju i tylko tyle zdążył powiedzieć.
Kiedy wybiegł, spojrzeliśmy na siebie z Harrym i po chwili wyszliśmy za nim nie mając pojęcia o co chodzi.


HEEEY :)
dzisiaj taki troche dłuższy. nie mam pojęcia jak to teraz bedzie z opowiadaniem. staram się jak mogę. wręcz błagam o wasze opinie. do następnego
xoxo