Dziadkowie miło nas przywitali, oczywiście nie obyło się bez zachwycania się jak wyrosłam i jaka jestem śliczna - szkoda, że tylko dla dziadków.
Usiedliśmy przy stole i babcia podała obiad, z niewinnego tematu mojego przyszłego męża zaczął się temat taty i Melody.
-To co synu? Kiedy ślub? - zapytał dziadek.
-Jeszcze w te wakacje. - tata chwycił Melody za rękę pod stołem.
Jak dobrze, że tylko my umieliśmy włoski, dzięki temu mogłam normalnie rozmawiać z nim, bez wtrącania się innych. I tym razem z tego skorzystałam.
-Czemu mi nic nie powiedziałeś?
-Vivi to nic pewnego.
-Jednak już wiecie. - skrzyżowałam ręce.
-Nie rób scen. Chciałem ci powiedzieć, jutro, w twoje urodziny.
-Dziękuję za prezent. - wstałam. - Idę się przewietrzyć. - spojrzałam przepraszająco na dziadków i wyszłam.
Nie jestem rozkapryszona czy rozpieszczona, w życiu nie podporządkowywałam sobie rodziców, mam do nich szacunek. Ufam im i mówię o ważnych sprawach i oczekuję tego samego, ale widocznie nawet tego dostać nie mogę dostać.
Szłam wzdłuż ulicy, nagle zobaczyłam dość znaną mi osobę, dość zaskoczona podeszłam.
-Hej. - uśmiechnęła się Perrie.
-Cześć. - odwzajemniłam uśmiech. - Co ty tu robisz? - usiadłam koło niej na krawężniku.
-To moje rodzinne miasto, właśnie tak od czasu do czasu przyjeżdżam po swoje rzeczy, one się mnożą. - westchnęła. - A ty?
-Tat przywiózł mnie do dziadków, ale jakoś nie chce mi się tam siedzieć. - mruknęłam.
-Za parę minut wracam do Londynu, zabrać cię ze sobą? Miał przyjechać po mnie Zayn, ale nie mają czasu.
-Nie wiem czy tata się zgodzi. - zawahałam się. - Ufa tu tylko swojemu wspólnikowi i całemu One Direction. Napiszę do niego. - wyciągnęłam telefon z kieszeni.
W odpowiedzi na mojego smsa dostałam milion odpowiedzi typu "Oszalałaś?", "Chcesz żeby ci się coś stało?", na końcu chyba zrozumiał, że nawet pojadę bez jego zgody i napisał "Dobrze, ale od razu potem do domu, zadzwonię do Williama, przyniesie obiad z restauracji i będzie na ciebie czekał".
Wsiadłyśmy do samochodu, na samym początku Perrie włączyła głośno muzykę, a potem ruszyłyśmy. Były to dość znane mi piosenki, nie czułam się skrępowana, śpiewałyśmy razem jak najlepsze przyjaciółki.
-Muszę ci koniecznie przedstawić resztę zespołu, mają tyle samo zapału do muzyki co ty. Masz świetny głos, Harry przeżywał pół dnia jak zaśpiewałam "Skyscraper", a to duże wyzwanie, Demi ma trudne piosenki. Na prawdę jest pod wrażeniem, my, w sensie reszta też. Nie myślałaś żeby iść gdzieś ze swoim talentem? - zapytała nie spuszczając wzroku w drogi.
-Zawsze tańczyłam balet i nie miałam czasu nawet na myślenie o śpiewie.
-No proszę, proszę. Mamy tancerkę. - zaśmiała się. - Ale teraz już nie? - zainteresowała się.
-Miałam poważny uraz nogi i już na dłuższą metę nie potańczę. - wolałam unikać tematu wypadku. - Równo z przyjazdem tutaj zerwałam z tańcem.
-W takim razie, teraz został ci śpiew. Będą tobą zachwycone. A ogólnie to Harry ciągle o tobie opowiada. - zmieniła temat i momentalnie się uśmiechnęła.
-Tylko raz byłam z nim na spacerze. - próbowałam się nie uśmiechnąć. - Tylko tyle.
-Czerwienisz się. - spojrzała na mnie na chwilkę. - To jest miłość. - machnęła i przez przypadek walnęła w klakson.
-Chyba za dużo Louisa. - stwierdziłam i zaśmiałam się.
-Tak jak mówiłem, mimo że dziś są twoje urodziny musisz odbyć karę. - stwierdził tata gdy usiedliśmy do śniadania.
-Odpuść chociaż dziś. - nalegał William.
-Dyscyplina musi być i tak wczoraj nie powinienem się zgadzać na twój powrót z tą dziewczyną. - oburzył się.
-Ma na imię Perrie. - mruknęłam łykając kolejny łyk herbaty.
-A niech jej będzie jak chce. Masz umyć auto.
Że co proszę? Umyć auto? I to miała być ta kara? We Włoszech robiłam to naturalnie raz na dwa tygodnie, bo to był mój obowiązek. Nie narzekałam, bo mogłam dostać posprzątanie całego domu, albo gorzej - restauracji, trwało by to wieki.
-Mogę już iść?
-Nie. - rzucił. - Mama cię tak nauczyła wychodzenia sobie kiedy się zapragnie? Tutaj wstaję się kiedy ostatnia osoba zje.
I wtedy opadłam bezradnie na krzesło. Śniadanie dla mnie nie istniało, pijałam tylko herbaty, a widząc, że William ma zamiar zjeść wszystko co było na stole pomyślałam, że nawet zdążyłabym się przespać.
-I jeszcze pozmywasz. Zmywarka się zepsuła, a dziś niedziela, więc serwis będzie jutro. - burknęła Melody kiedy oni już wychodzili z jadalni.
ŻE CO?! Za kogo ona się uważała? Okej, tata mógł mi nawet gnój kazać sprzątać, ale ona? Przecież to obca kobieta, na dodatek myślałam z początku, że jest w porządku.
-Będzie mi rozkazy wydawać jak w cyrku.- prychnęłam pod nosem.
-Coś mówiłaś? - zapytała.
-Ależ nic. - wywróciłam oczami.
Wyzbierałam wszystkie naczynia i włożyłam je do zlewu.Kto widział nabrudzić tylko naczyń w trzy osoby? Jeszcze na dodatek tylko na śniadaniu. Zmywanie zajęło mi prawie pół godziny, specjalnie się wlokłam. Moje ręce były pomarszczone jak twarz starej babci.
Jak wróciłam do pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko, mało spałam w nocy, chciałam to 'odrobić', ale to nie było mi dane. Zadzwoniła Mari.
-Halo. - odebrałam.
-Wszystkiego Najlepszego słońce! Masz już siedemnaście lat!
-E no popatrz, ty też. - zaśmiałam się. - Spełnienia marzeń.
-Mama miała do ciebie zadzwonić, ale coś się stało z babcią i wzięła ją do lekarza, podobno nic poważnego.
-Ja byłam wczoraj u dziadków, ale nie skończyło się to jak powinno, ale to wszystko opowiem ci jak przyjedziesz. - uśmiech pojawił mi się na twarzy gdy tylko o tym pomyślałam. - Wczoraj jak wrócili to ja jeszcze siedziałam z Perrie, pod wieczór kiedy już przyszłam to usłyszałam, że rozmawiają o Jadenie. - zaczęłam nerwowo patrzyć po pokoju, żeby zająć czymś moje oczy, żeby znowu nie płakać...
-Scarlett, dość. Dobrze wiesz, ze to nie twoja wina. A ten terapeuta, rozmawiał z tobą o tym?
-Nie pamiętam. Yyy... - zaczęłam się gubić we własnych myślach. - Znaczy jeszcze nie, ale chyba na następnym spotkaniu poruszy tę kwestię.
-Wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona.
-Tak. Po prostu ta dziewczyna taty mnie wkurzyła, zaraz muszę iść umyć auto, bo przykleiłam gumę do włosów dziewczyny Harrego Stylesa.
-Że co? Jak? Komu? Nic nie rozumiem. - plotła zagubiona.
-Długo historia. - mruknęłam.
-Scarlett nawet nie waż się teraz rozłączać!
-Kończę.
-Scarlett Vivienne Kourtney Bennett przywołuję cię do porządku.
-Kocham cię. Do usłyszenia. - rozłączyłam się i położyłam telefon na szafce nocnej.
Zasnęłam tylko na chwilkę, zaledwie pięć minut. Nagle kto wparował do mojego pokoju i narobił huku za stado bizonów.
-William, ty chyba oszalałeś. - strzelałam na ślepo. - Idź sobie. - Położyłam na twarz poduszkę.
Poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem.
-Błagam, daj mi spać. Jeszcze dzisiaj muszę umyć to głupie auto. - burknęłam.
Poczułam że zaczyna bawić się moimi włosami.
-Odbiło ci?! - podniosłam się i zobaczyłam Louisa. - Jak ty się tu dostałeś?! - krzyknęłam. - I czemu leżysz w moim łóżku?!
-Spokojnie Bennett bo zawału dostaniesz i to jeszcze w swoje urodziny. - położył się na brzuchu.
-Wyjaśnisz mi co ty tu robisz? - usiadłam po turecku.
-Dowiedziałem się, że masz urodziny i postanowiłem przyjść cię odwiedzić
-William? - zapytałam.
-No tak. - przyznał. - Słyszałem też, że masz trochę zamieszania z Vanessą.
-Bardziej z Melody. Mam wrażenie, że chciała zrobić takie pierwsze dobre wrażenie, a dzisiaj już posłała mnie do garów, jakbym była jej psem, a tata nawet nie zareagował.
-Zasłużyłaś na karę, zdecydowanie. - wykrzywił się.
-Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. - uderzyłam go poduszką.
-Słyszałem, że dobrze dogadujesz się z Perrie. - uśmiechnął się.
-Czy wy spotykacie się codziennie na jakieś naradzie i omawiacie wszystko co się w waszych życiach dzieje wspólnie? To jest dość dziwne. Powiem coś tobie, a zaraz wiedzą wszyscy. To jest przecież chore. - popukałam się w czoło.
-Przesadzasz, po prostu często ze sobą rozmawiamy. A ty od paru dni jestem częstym tematem naszych rozmów i to wszystko.
-Nazywaj to sobie jak chcesz. - prychnęłam.
-Tak jest pani kapitan. - przytaknął. - I tak wiem, że kochasz Harrego. - zaśmiał się.
-A ty zaś swoje. - położyłam się obok niego.
-Zagrasz coś dla mnie? Zaśpiewajmy razem. Proszę.
-Znasz "U smile" Justina Biebera? - zapytałam wstając z łóżka i siadając przy fortepianie.
-Jasne. - przysiadł się.
Po chwili już grałam, zaczęłam śpiewać, a on się dołączył. To był... zaszczyt z nim zaśpiewać. Dla mnie to ogromnie wyróżnienie, coś niesamowitego.
Louis poszedł po południu, a ja musiałam w końcu umyć ten samochód.
Zrobiło się troszkę chłodniej więc ubrałam długie spodnie i bluzę z kapturem, który założyłam od razu na głowę. Przy drzwiach wyjściowych czekała Melody z wiadrem ciepłej wody i płynu oraz gąbką.
-Oh, dziękuję. - wykrzywiłam usta w sztuczny uśmiech.
Wzięłam od niej rzeczy i wyszłam. Na wpół ulicy i wpół chodnika stał zaparkowany czerwony hammer. Na widok dość sporego auta westchnęłam głośno i zaczęłam to czyścić, nawet szło mi to całkiem sprawnie, powoli kończyłam, kiedy z domu naprzeciwko wyszedł Harry z czarnym workiem.
Nagle się rozpadało, myślałam, że szlag mnie trafi. Rzuciłam gąbką i kopnęłam wiadro, z którego wylała się woda.
-Wyluzuj się w końcu Scarlett. - powiedział Harry, który wciąż sterczał bez celu, chyba lubił patrzyć jak się męczę.
-Luzować i marzyć to ja mogłam jak miałam osiem lat i nie wiedziałam jak życie potrafi kopnąć w tyłek. A teraz... - zabrakło mi tchu.
Byłam zła i cała mokra, wszystko się we mnie kumulowało...
-Właśnie. - przerwał ciszę. - A teraz co? Musisz mieć strasznie życie. - prychnął.
I cała ładna magia prysła.
Wściekłam się, nie miał prawa mnie osądzać, nie znał mnie.
-Tak się składa, że cztery lata temu w wypadu, przeze mnie zginął mój brat, potem rozwiedli się rodzice, traktowano mnie jak wariatkę i wyrzucano ze szkół średnio dwa razy na pół roku. - rozpłakałam się, a łzy wymieszały się kroplami deszczu, które również spływały po mojej twarzy.
Czemu mu to powiedziałam? Nie wiem, chyba potrzebowałam w końcu z siebie to wyrzucić, jeszcze te ostatnie wydarzenia nabierały siłę we mnie, jeśli ktoś tylko lekko mnie zdenerwował, on na pewno nie chciał mnie tak wkurzyć...
-Scarlett wracaj do domu! - zawołał tata przez okno.
-Ja nie... Scar... - nie wiedział co powiedzieć.
-Oszczędź sobie, przecież co ja mogę wiedzieć o życiu. - odwróciłam się na pięcie i poszłam do domu.
No witam :)
na wstępie chciał Wam podziękować na wszystkie życzenia x. a co do rozdziału... miał wyglądać trochę inaczej. w mojej wyobraźni jakoś było lepiej ;p. proszę o następne komentarze :)
xoxo
rozdział lepszy od poprzedniego :D podoba mi się. Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńMi sie tam bardzo bardzo podoba <3
OdpowiedzUsuńmi się też podoba, chociaż czekam, az coś konkretnie zaczeni się dziać! :D
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że niedługo dodasz nowy!!!
Rozdział niesamowity :) Dodaj szybciutko następny plis,
OdpowiedzUsuńbo nie mogę sie doczekać :P
Niesamowity !
OdpowiedzUsuń