-Kupiłam. - mruknęłam. - Skąd się tu wziąłeś?
-Wpadłem przez komin. - westchnął. - Weź się w garść Scarlett.
-Powinieneś odpoczywać, a nie łazić po znajomych.
-No fakt, mieszkamy od siebie parę kroków, zdecydowanie ktoś powinien mnie podwieźć. - usiadł obok mnie przy fortepianie.
-A co mam zrobić? Poczekam tutaj, aż sobie przypomni, że ma dziewczynę.
W sumie było nijako, na początku czułam się koszmarnie, poszłam na zakupy i na chwilkę się czymś zajęłam. Wróciłam do domu i zaczęłam pić, wszystko zniknęło i o to mi chodziło. Ale nie przewidziałam wizyty Louisa.
-Przecież tak nie może być. Zrób coś.
-A jeśli ona faktycznie nie daje sobie rady sama? - położyłam głowę na jego ramieniu.
-Ma tą niby przyjaciółkę, poza tym ciąża to nie jest wyrok śmierci, ani choroba, która ją wyniszcza.
W sumie miał racje, ale Harry nie chciał mnie słuchać w tych sprawach. Nic nie mogłam zdziałać. Nie można mu było przemówić to rozumu, zawsze wiedział lepiej, mimo, że wszyscy próbowali udowodnić, że jest w błędzie.Taki był Harry. Nie chciałam go zmieniać, w końcu to taki Harry mnie ujął i zrobił na mnie wrażenie.
Czasami miałam wrażenie, że jest zbyt dobry, a ludzie to nadużywali, przez co on odsuwał swoje potrzeby i życie na dalszy tor. I ja również zostawałam odsuwana, albo mogłam się z tym pogodzić, albo z tym skończyć. A tego już nie potrafiłam, za dużo dla mnie znaczył, potrafiłam poświęcić wszystko, żeby spędzić z nim nawet te głupie pięć minut dziennie.
Rozmyślając stwierdziłam, że dla mnie też był zbyt dobry w paru sprawach, gdyby nie jego cierpliwość nie bylibyśmy ze sobą.
-Scarlett! Słuchasz mnie? - Louis mnie szturchnął łokciem.
-Co? Tak. Jasne, że słucham. - otrząsnęłam się.
-Telefon ci dzwoni. - wskazał na szafkę gdzie był mój telefon i obecnie wibrował.
-Halo. - odbierając zobaczyłam na wyświetlaczu, że Harry dzwonił.
-Jesteś w domu? Dojeżdżam do osiedla.
-Wow. Łaskawca chce się spotkać. - zaśmiałam się. - Czuję się zaszczycona.
Lou skarcił mnie wzrokiem i postanowiłam przystopować.
Minutę wcześniej myślałam nad tym jaki jest dla mnie miły, że powinnam się trochę uspokoić z tymi szczeniackimi sytuacjami, a właśnie robiłam to samo.
-Jesteś pijana? - jego głos stał się nerwowy.
I wtedy już wiedziałam, że nie będzie za miło.
-Ja? Nie. Oszalałeś?
Nie mogłam przestać chichotać i to mnie wydało, to było oczywiste, że Harry zrobi mi o to wojnę.
Chyba chciałam żeby był zły. Cokolwiek. Żeby się przejął. Żebym to w końcu ja była tematem jego przemyśleń.
-Z kim jesteś? Obiecaliśmy sobie... - zaczął krzyczeć na jakąś kobietę, która wbiegła mu przed samochód. - Co za ludzie. - westchnął. - A wracając do ciebie. Z kim pijesz?
-Sama. - nie chciałam wkopać Louisa, jeszcze jemu by się dostało przeze mnie, a po co? Poza tym on wcale nie pił, dotrzymywał mi towarzystwa.
-Kłamiesz. Nawet kiedy rozmawiamy przez telefon wiem, że kłamiesz.
-O co ci chodzi? Ty chodzisz do niej, a ja chce sama spędzać dnie.
Bzdura. Największa na świecie.
-Powiedziałaś...
-A co miałam powiedzieć?! Pomyśl Harry. - przyłożyłam rękę do czoła. - Do jutra. - rozłączyłam się.
Stwierdziłam, że do jutra. Gdybym tego nie powiedziała, nie dałby mi spokoju, a tak go trochę uspokoiłam, dając nadzieje, że odezwę się wieczorem, w celu umówienia się na następny dzień.
-Co za dupek. - westchnęłam i opadłam na łóżko.
-Miałaś o niego walczyć, a nie jeszcze bardziej was skłócać. - wstał. - Wiesz, że jak wytrzeźwiejesz to będziesz tego żałować.
Miałam ochotę zaprzeczyć i go wyśmiać, ale niestety miał rację.
-Muszę iść. Lepiej, żebym go pilnował. Jak chcesz to powiem Niallowi, żeby przy...
-Nie. - przerwałam mu. - Jest okej. Dzięki, że wpadłeś.
-Weź prysznic i się prześpij, to gówno szybciej z ciebie wyparuje. I najlepiej z nikim nie gadaj przez najbliższe pięć godzin. - podszedł i pocałował mnie w czubek głowy. - Trzymaj się mała.
Zasnęłam w salonie przed telewizorem, w środku nocy wrócił William i położył się obok mnie. Byłam już trzeźwa i wypoczęta, ale to nie zmieniło mojego złego humoru. Sama nie wiedziałam co mam myśleć. To wszystko było jakieś chore. Bycie z nim mnie niszczyło, ale kiedy go nie było obok umierałam z samotności.
Will mi poradził, żebym po prostu poszła do Harrego i z nim porozmawiała, na spokojnie, bez krzyków i wypominania.
Zwlekliśmy się z łóżka dopiero po południu. Nawet zrobiłam śniadanie, mimo tego, że nie miałam apetytu zjadłam z przyjemnością.
Przebywanie z przyrodnim bratem sprawiało mi przyjemność, zdziwiło mnie to. Zawsze takie relacje są dość napięte i ludzie wolą być od siebie jak najdalej. William i tak za często w tym czasie w domu nie bywał.
Brata już straciłam, siostra została we Włoszech, tata był na wakacjach... Dopiero wtedy zaczęłam doceniać to, że mam przyrodnie rodzeństwo.
Naszą długą rozmowę przerwał telefon. Louis powiedział, że mamy problem i muszę przyjść, a jeśli nie, ktoś może ucierpieć po powrocie Zayna.
Nawet nie myślałam, szybko włożyłam trampki na stopy i wybiegłam. Nie zdążyłam zapukać, a Lou już stał w progu.
-O co chodzi?
-Harry wkurzył się o to, że Perrie cię rozpija i przez nią robisz robisz się nieznośna.
-Dobra Lou. Zrozumiałam. - przerwałam mu, nie chciałam tego słuchać, a wiedziałam, że lista jest długa. - Co było dalej?
-Na początku Zayn był spokojny i mówił, że Pezz do niczego cię nie zmuszała, ale jak zwykle Harry wie swoje. Zaczęli wyciągać swoje brudy i Zayn nie wytrzymał.
Złość rosła we mnie z sekundy na sekundę. Jak on mógł tak zrobić? Po co?
Gdybym nie chciała to bym nic nie robiła. W większości sytuacji to właśnie ja namawiałam Perrie.
Wyminęłam Tomlinsona i ruszyłam do pokoju Hazzy.
Zastanawiałam się jak mu to wygarnąć, od czego zacząć i jakich użyć słów.
-Po co ci to? Jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać. I jeszcze pokłóciłeś się z Zaynem. Ty chyba oszalałeś. - westchnęłam.
Stał w szoku, po chwili zrozumiał o co chodzi.
-Ona tobą manipuluje. Nie widzisz tego? Nie przepada za mną i nie chce żebyśmy byli razem.
-Słucham? Nie rozśmieszaj mnie. A Vanessa niby tobą nie manipuluje? Wykorzystuje to, że jesteś jaki jesteś, żeby zrobić mi na złość.
Na jego twarzy pojawił się lekki smutek, chyba powiedziałam za dużo.
-Ona po prostu...
-Harry... - podeszłam bliżej. - Nie chce żebyś cierpiał, z jakiegokolwiek powodu, a właśnie ona jest takim powodem. Zaufaj mi.
Zapadła cisza. Żadne z nas nie wiedziało co teraz wywlec i o co się tym razem pokłócić.
-Dzisiaj zrobimy kolacje. A ty przeprosisz Zayna i Perrie. - powiedziałam stanowczo.
-Słucham? - prychnął.
Co za bezczelny dupek. Czemu mnie tak do niego ciągnie?
-Właśnie to co powiedziałam. Po mnie sobie krzycz, ja się zrewanżuję, ale ich w to nie wciągaj. Zayn to twój przyjaciel, na prawdę chcesz doprowadzić do tego, że będziecie się mijać w korytarzu bez słowa? A Perrie to jego dziewczyna i powinieneś szanować ją tak jak oni szanują mnie.
Byłam z siebie dumna. Nie krzyknęłam i nawet nie użyłam brzydkiego słowa, to by go nakręciło i uznałby to za zaczepkę co znowu skończyłoby się awanturą. Powiedziałam spokojnie i zrozumiale. Nie prosiłam, tylko zakomunikowałam.
-I nie chce słyszeć żadnego ale. Przemyśl jeszcze sobie to wszystko. A ja pójdę do domu, a potem do Gordona po jedzenie. - chwyciłam za klamkę.
-Nie. Zostań. Proszę. - szepnął.
-Ponoć jestem nieznośna. - nadal stałam do niego tyłem, jakbym zobaczyła jego minę na pewno bym zmiękła i się poddała.
Słyszałam jego kroki w moją stronę, kiedy ucichły poczułam jego dłonie na moich biodrach. Zaczął składać krótkie i czułe pocałunki na mojej szyi.
-Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli.
do następnego
xoxo
ZA KRÓTKI! :C
OdpowiedzUsuńJA PYTAM KIEDY KOLEJNY?! :d
OdpowiedzUsuń